60 milionów funtów za stopera? Nie ma sprawy! Angielskie zespoły ruszają w bój

Wielomilionowe transfery to w obecnych czasach chleb powszedni. Coraz większa rola piłki nożnej w życiu ogromnej liczby osób sprawia, że z piłką nożną pod względem ekonomicznym rywalizować mogą tylko amerykańskie NBA czy NFL. Te dwie ligi mają ogromne możliwości, jednak piłka nożna (europejska) ma jedną przewagę – większe grono odbiorców. Dokładając do tego nasilające się wpływy z Azji, można się spodziewać, że w kolejnych latach w piłce będą jeszcze większe pieniądze, a co za tym idzie, ogromne transfery.

Ostatnie okno transferowe pokazało nam, jakie możliwości mają drużyny z europejskiej czołówki. Rekordowy transfer Paula Pogby, krocie rzucone za Gonzalo Higuaina, to tylko zapowiedź tego, co będzie działo się w niedalekiej przyszłości. O ile coraz mniej dziwią takie sumy wydawane na zawodników ofensywnych, mających za zadanie kreować, strzelać i rozstrzygać mecze, o tyle wciąż trudno zrozumieć olbrzymie kwoty wydawane na stoperów.

Rio Ferdinand w barwach Leeds United
Rio Ferdinand w barwach Leeds United

Pierwszym takim przypadkiem było przejście Rio Ferdinanda z Leeds do Manchesteru United w 2002 roku, kiedy to pogrążona w kryzysie ekonomicznym drużyna „Pawi” zmuszona była rozsprzedać swoje największe gwiazdy. 34 miliony funtów to nawet dzisiaj spora kwota, jak na środkowego obrońcę. Strach pomyśleć, jak wyglądała 14 lat temu. Na pobicie rekordu zawodnika trzeba było czekać długo, bo aż do 2014 roku. PSG zdeterminowane, by ściągnąć Davida Luiza, zapłaciło Chelsea 50 milionów funtów. Ostatniego lata zbliżył się do tej granicy John Stones, za którego City musiało wyłożyć 2,5 miliona mniej. Myśleliście, że to już absolutny szczyt i nikt przez długi okres nie pobije tych chorych kwot? Nic z tych rzeczy.

Wszystko wskazuje na to, że na kolejny rekord nie będziemy musieli długo czekać. Ba, być może przyniesie go nam ten miesiąc. Jest w Premier League jeden stoper, który w ostatnich miesiącach wybija się zdecydowanie na tle innych. Jest młody, silny, wysoki i nie ma na niego mocnych. Gra w klubie z południa Anglii, z którego w ostatnich latach odchodzą masowo świetni zawodnicy, chociażby do Liverpoolu czy Manchesteru United. Domyślacie się, o kogo chodzi?

Virgil van Dijk, 25-letni Holender, który po przyjściu na angielskie salony z Celticu w 2015 roku radzi sobie coraz lepiej, stał się celem numer jeden potentatów EPL. Menedżer „Świętych” – Claude Puel – nie chce nawet słyszeć o odejściu swojego kluczowego zawodnika. A że kluby Premier League na brak pieniędzy nie mogą narzekać, dobre oferty nie stają się równoznaczne z koniecznością puszczenia zawodnika, co ma miejsce chociażby w La Liga. Z tego powodu chcąc kupić zawodnika z Anglii, trzeba przygotować ogromną ofertę. Tak też swojego zawodnika wycenił Southampton – minimum 50 milionów funtów.

Duże zainteresowanie wykazało City, jednak Antonio Conte szukając kogoś do swojej formacji z trzema stoperami, uparł się na Holendra. Obecnie na stole jest nawet 60 milionów funtów, co byłoby klubowym rekordem, po ściągnięciu Fernando Torresa sześć lat temu za 50 milionów. Chętny na usługi van Dijka byli również Juergen Klopp i Ronald Koeman, jednak patrząc na finansowe możliwości rywali, będą musieli obejść się smakiem. Pytanie brzmi, czy „The Citizens” odpuszczą, czy będą w stanie zaproponować jeszcze więcej. Kluczowe będzie również zdanie samego zainteresowanego. Wydaje się, że powinien wybrać Chelsea, która kroczy po tytuł mistrzowski, ale jeśli pensja oferowana przez klub z Manchesteru będzie wyższa – każdy wariant jest możliwy. Jeśli potrzebujecie jakiejś argumentacji genialnej formy Holendra, proszę bardzo: żaden obrońca Premier League nie wygrał więcej pojedynków w powietrzu. Prawdziwy czołg.

Komentarze

komentarzy