Były spektakularne wygrane wyjazdowe z Realem Madryt i Sevillą, były super mecze z Valencią czy Realem Sociedad, ale to nie wszystko. Real Betis znowu udowodnił, że warto oglądać jego mecze. Nie tylko poziom sportowy gwarantowany, nie tylko emocje, ale również dodatkowe atrakcje, jakich nikt nie jest w stanie przewidzieć, na czele z organizatorami meczu. Czterokrotnie przerywana pierwsza połowa i za każdym razem przy piłce był… Betis, a to wszystko efekt złośliwości rzeczy martwych i pogody.
Pierwsza część spotkania nie należała do zbyt ciekawych. Dość powiedzieć, że gdyby nie bramka Juniora Firpo, to relacja po 45. minutach prawdopodobnie nie zawierałaby więcej niż jednego akapitu. Ale o atrakcje zadbała natura. Padający deszcz od początku jakby studził emocje boiskowe i kibicowskie, ale w 29. minucie zaczęło się coś dziać – zgasło światło, po raz pierwszy. Traf chciał, że cała sytuacja trwała dosłownie sekundę, ale sędzia musiał przerwać grę w momencie, gdy Loren Moron składał się do uderzenia będąc na 20. metrze!
'Stranger Things' Betis. (vía @beINSportses) pic.twitter.com/sinNRCbMNI
— Kuba (@Kuba4pl) March 17, 2018
Chwilę później Antonio Adan został przez sędziego zobligowany do usunięcia… parasola, który wleciał na płytę boiska. Następnie znowu zgasło światło – tym razem na kilka sekund. Na koniec tuż przed wykonaniem rzutu wolnego przez Betis doszło do jeszcze jednej awarii. Swoje pięć minut, a raczej pięć sekund miały boiskowe zraszacze.
Wśród piłkarskich popisów dominowali wahadłowi Betisu. Najpierw Junior Firpo zapisał się w historii LaLiga jako pierwszy strzelec gola z Dominikany, a później swoje zrobił Francis Guerrero, czyli świeżo upieczony reprezentant Hiszpanii do lat 21. Co ciekawe w obu bramkach maczał palce Pau Lopez, golkiper Espanyolu, który od przyszłego sezonu ma bronić barw… Betisu. Najpierw pokazał swoje dziurawe ręce, a później schował dłonie i zamiast próby obrony, była jakaś parodia, podobnie jak cała gra Espanyolu.
