Azzurri na mundialach

Tylko „Canarinhos” mają więcej tytułów mistrzów świata niż Włosi. Historia występów „Azzurrich” na mundialowych arenach jest na tyle długa i barwna, że naprawdę warto poświęcić chwilę, by ją prześledzić.

Przeforsowanie teorii sugerującej, że na grę przedstawicieli kraju z Półwyspu Apenińskiego w każdym zakątku świata przyglądano się nieustannie z wielkim zachwytem i podziwem, byłoby nad wyraz karkołomną próbą, jednak liczby mówią same za siebie. Cztery końcowe wiktorie, dwukrotnie drugie miejsce i raz trzecie – taka statystyka sytuuje Włochów wśród absolutnych gigantów światowego futbolu na przestrzeni całej historii tej dyscypliny sportu. Zmagania Italii na turniejach finałowych mistrzostw świata nie zawsze były jednak powodem do dumy dla niezmiennie ceniących sobie makaron i pastę mieszkańców Rzymu, Mediolanu czy Turynu. Zapraszam na ekspresową podróż w czasie, w której przyjrzymy się wzlotom i upadkom Włochów na kolejnych mundialach.

Urugwaj 1930.

„Azzurri” darowali sobie kilkutygodniową podróż statkiem do Ameryki Południowej i nie wystąpili w turnieju. Trudno powiedzieć, na ile był to swego rodzaju foch po nieotrzymaniu prawa do organizacji turnieju, a na ile… no właśnie co? Lenistwo? Urugwajczycy zrewanżowali się tym samym cztery lata później.

Włochy 1934 – Campioni del Mondo x1

To nie mogło zakończyć się inaczej niż pierwszą gwiazdką na błękitnych koszulkach za zdobycie Pucharu Świata. Pytanie tylko, czy w stwierdzeniu tym nie należy doszukiwać się drugiego dna. Mocno rozczarowani decyzjami arbitra byli choćby Hiszpanie, których gospodarze wyrzucili za burtę po rozgrywanym dwukrotnie ćwierćfinale. Roztrząsanie tej sprawy zostawmy jednak na inną okazję. W finale gorszy od Italii okazał się z kolei zespół Czechosłowacji, który prowadził 1-0 aż do 81. minuty spotkania. Kapitanowi Włochów Giampiero Combiemu puchar wręczył nie kto inny niż sam Mussolini.

Francja 1938 – Campioni del Mondo x2

Do francuskich sąsiadów Włosi jechali z jednym tylko celem: udowodnieniem, że triumf na własnych śmieciach wcale nie był zasługą pomocy sędziów, lecz uczciwie zapracowanym sukcesem. Jakby nie patrzeć, zakładany plan spełnił się w 100 procentach. „Azzurri” bez większych problemów potrafili odprawić z kwitkiem gospodarzy, a w półfinale udało się ograć Brazylię. Jej największa ówczesna gwiazda, Leonidas, nie zagrał jednak w półfinale z Włochami. Trener Pimenta chciał go bowiem oszczędzać na starcie finałowe. Tam wystąpili jednak Włosi, którzy ograli Węgrów 4-2. Warto wyróżnić Silvio Piolę, który w całym turnieju ustrzelił pięć bramek, ale na uwagę zasługuje także niecodzienna kolorystyka koszulek podopiecznych Vittorio Pozzo, które były czarne. Przed meczami piłkarze salutowali „duce”, a więc Mussoliniemu.

italia1938

Brazylia 1950.

Po sukcesach z lat 30. na Półwyspie Apenińskim długo musiano czekać na kolejne sukcesy reprezentacji. Byłoby zapewne inaczej, gdyby nie tragiczna śmierć w katastrofie lotniczej z 1949 roku całej drużyny „Grande Torino”, której zawodnicy stanowili absolutny trzon kadry. W takich okolicznościach odpadnięcie już w fazie grupowej po porażce ze Szwecją nie można uznać za niezwykle szokujący obrót spraw.

Szwajcaria 1954.

Tym razem powrót do domu już po fazie grupowej jednoznacznie został uznany za haniebny, choć część gromów rzuconych zostało także w Szwajcarów, po potyczce z którymi Włosi pożegnali się z turniejem. Piłkarze mieli mnóstwo pretensji do gospodarzy, których postawa na boisku miała być wyjątkowo brutalna, co nie wzbudzało natomiast żadnej reakcji ze strony brazylijskiego arbitra.

Szwecja 1958.

Jeśli dwa poprzednie mundiale były dla Włochów rozczarowujące, to co powiedzieć o kolejnym, w Szwecji, na którym Italii… zabrakło? W rywalizacji w grupie eliminacyjnej lepsi okazali się Portugalczycy i Irlandczycy z Północy.

Chile 1962.

Ciąg dalszy upokorzeń. Remis z Niemcami i ogranie Szwajcarów po raz kolejny nie wystarczyło do przebrnięcia przez fazę grupową. Zadecydowała konfrontacja z gospodarzami, która na kartach historii niesławnie zapisała się jako „bitwa o Santiago”. Chilijczycy podeszli do meczu nieprawdopodobnie nabuzowani energią po tym, gdy doszły ich słuchy o kpiących artykułach na temat ich kraju we włoskiej prasie. Nie mogło to zakończyć się inaczej niż trzeszczeniem kości od pierwszej do ostatniej minuty. Wobec dość wątpliwego obiektywizmu arbitra, Włosi kończyli mecz w dziewiątkę, co mocno pomogło gospodarzom wygrać i awansować dalej kosztem Europejczyków.

chile1962

Anglia 1966.

Wbrew pozorom, najgorsze było jeszcze przed „Azzurrimi”. Prawdopodobnie największa kompromitacja w historii występów włoskiej reprezentacji przydarzyła się na mundialu w Anglii. O ile minimalną porażkę ze Związkiem Radzieckim fani byli w stanie w miarę swobodnie przełknąć, o tyle przegrana 0-1 z Koreą Północną stała się hańbą wprost nieopisaną. Po raz kolejny Włosi zakończyli swój udział w mistrzostwach świata na fazie grupowej. Zażenowali działacze z krajowej federacji nałożyli zakaz dla klubów dotyczący sprowadzania zawodników z zagranicy. Miało to pomóc w rozwoju młodych piłkarzy z Włoch. W związku z tą decyzją ostatecznie nie zagrał w Romie najlepszy strzelec mundialu z 1966 roku, Eusebio.

Meksyk 1970.

Po 32 latach wreszcie udało się skutecznie przejść przez fazę grupową i dotrzeć aż do samego finału. Gwiazdami drużyny byli Gianni Rivera i Luigi Riva. Najbardziej spektakularny w wykonaniu Włochów był półfinał przeciwko Niemcom. Sytuacja w czasie trwania dogrywki zmieniała się jak w kalejdoskopie, ale to „Azzurri” ostatecznie zgarnęli łup, wygrywając 4-3. W finale Brazylia okazała się jednak zdecydowanie zbyt mocna. Ponieważ zarówno Włosi, jak i Brazylijczycy, przed ostatecznym starciem mogli pochwalić się dwoma Pucharami Świata na koncie, wygrany miał prawo otrzymać puchar na własność. Pojechał on ostatecznie do Kraju Kawy, jednak kilkanaście lat później zniknął w nieznanych okolicznościach gdzieś w Rio de Janeiro.

RFN 1974.

Ten mundial wszyscy znamy doskonale, ale dla porządku przypomnijmy tylko, że to Polacy wyrzucili Włochów za burtę już w fazie grupowej. Po golach Szarmacha i Deyny oraz bramce Fabio Capello podopieczni Górskiego wygrali 2-1, choć rywalom wystarczał remis, by awansować dalej. Ich kosztem w turnieju pozostała jednak reprezentacja Argentyny.

Argentyna 1978.

Niewiele dobrego spodziewano się po ekipie, która pojechała na czempionat do Ameryki Południowej, jednak generalnie występ można ocenić bardzo pozytywnie, choć nie zabrakło sporej dawki niedosytu. Naszpikowana zawodnikami Juventusu Italia przeszła jak burza przez pierwszą fazę grupową, ogrywając Francuzów, Węgrów i Argentyńczyków, ale coś zacięło się w kolejnej rundzie. W starciu z Holandią, którego stawką był de facto awans do finału, to „Pomarańczowi” byli górą po decydującym trafieniu Arie Haana. Rozczarowani Włosi w meczu o trzecie miejsce nie byli w stanie utrzymać prowadzenia w konfrontacji z Brazylią, przegrywając ostatecznie 1-2.

Hiszpania 1982 – Campioni del Mondo x3

Turniej w Hiszpanii można śmiało nazwać Paolo Rossi show. Włoski napastnik został królem strzelców, notując sześć trafień, z czego trzy w bardzo ważnym meczu drugiej rundy przeciwko Brazylii. Na Półwyspie Iberyjskim „Azzurri” dwukrotnie spotkali się z Polakami. Najpierw, na inaugurację, potyczka zakończyła się wynikiem bezbramkowym. W półfinale po dublecie Rossiego to ekipa Enzo Bearzota dość pewnie wygrała 2-0. W finale, na madryckim Estadio Santiago Bernabeu, z kwitkiem odprawiona została drużyna RFN (3-1). Gole zdobywali Rossi, Tardelli i Altobelli.

Meksyk 1986.

Niezłe wspomnienia z turnieju sprzed 16 lat nie okazały się specjalnie dobrą wróżbą. Wymęczony awans z fazy grupowej to wszystko, na co tym razem było stać Włochów. W 1/8 finału nie do ugryzienia byli Francuzi, którymi dyrygował ówczesny gwiazdor Juventusu Michel Platini.

Włochy 1990.

Czerwiec i początek lipca 1990 roku to czas, w którym w Italii najzwyczajniej w świecie nie było innego tematu rozmów niż piłka nożna. Przy śniadaniu, obiedzie i kolacji wszyscy debatowali tylko i wyłącznie o tym, czy podopieczni Azeglio Viciniego są w stanie po raz drugi w historii zgarnąć Puchar Świata na własnej ziemi. Faza grupowa nie była w ich wykonaniu wybitnie imponująca, ale swoje zrobili, ogrywając kolejno Austriaków, Amerykanów i Czechosłowaków. Pierwsze przebłyski genialnej dyspozycji zdążył zaprezentować już Salvatore „Toto” Schillaci, który został najlepszym strzelcem turnieju, mimo że przed pierwszym meczem zdążył zanotować zaledwie jeden występ w narodowych barwach. W fazie play-off wszystko wciąż układało się po myśli gospodarzy. W 1/8 finału wyższość „Azzurrich” uznać musieli Urugwajczycy, a w ćwierćfinale Irlandczycy. W półfinale czekała już Argentyna z Diego Maradoną na czele. Chichotem losu okazała się lokalizacja tego starcia na Stadio San Paolo w Neapolu, gdzie „Boski Diego” grał przecież na co dzień. Argentyńczyk był w tym mieście wprost ubóstwiany, co sprawiło, że znaczna część miejscowej publiki niekoniecznie dopingowała drużynę włoską. Ostatecznie po rzutach karnych to Włosi okazali się słabsi, wzbudzając w narodzie ogromne poczucie niedosytu. Na otarcie łez w meczu o trzecie miejsce Italia ograła Anglików. Cały turniej wygrała ekipa niemiecka, której wszystkie największe gwiazdy (Voller, Klinsmann, Brehme czy Matthaus) grały w wówczas bezdyskusyjnie najsilniejszej lidze świata – włoskiej Serie A. Więcej o turnieju z 1990 roku dowiecie się tutaj:

https://zzapolowy.com/italia-90-wspomnienia-z-mistrzostwa-swiata-we-wloszech-1990/#inscore_ifheight_xdc_10375

USA 1994.

Turniej w Stanach Zjednoczonych chyba jednoznacznie kojarzy się przede wszystkim z przestrzelonym rzutem karnym Roberto Baggio w meczu finałowym przeciwko Brazylii. Podopieczni Arrigo Sacchiego w swoim stylu dość spokojnie rozpoczęli zawody, w mękach wychodząc z grupy, w której rywalizowali z Irlandią, Norwegią i Meksykiem. W 1/8 finału dopiero po dogrywce ograli z kolei Nigeryjczyków. Rozkręcili się natomiast w najważniejszych momentach, eliminując w następnych rundach Hiszpanów i rewelacyjnych Bułgarów. Bezbramkowy finał rozstrzygnął konkurs rzutów karnych, który zakończył się wielkim dramatem najlepszego zawodnika „Azzurrich”. Oprócz Baggio, do jedenastki turnieju nominowany został także Paolo Maldini.

Francja 1998.

Sacchiego na ławce trenerskiej zastąpił Cesare Maldini, ale nie zmieniło to faktu, że po raz trzeci z rzędu Włosi zakończyli udział w finałach Mistrzostw Świata przegranymi rzutami karnymi. W ćwierćfinale na drodze ekipy z Półwyspu Apenińskiego stanęli Francuzi. Triumfatorzy całego turnieju lepiej wykonywali jedenastki, a szalę goryczy przelał strzał w poprzeczkę Luigiego di Biagio. Sporo kontrowersji wywoływała rywalizacja o miejsce w wyjściowym składzie pomiędzy Alessandro Del Piero i Roberto Baggio.

Korea Południowa, Japonia 2002.

Wielka burza, która dotyczyła pomocy sędziowskiej, jaka ciągnęła Koreańczyków na kolejne szczeble turnieju, nie ominęła reprezentacji prowadzonej przez Giovanniego Trapattoniego. Tradycyjnie już Włosi kiepsko zaczęli rozgrywki, z ogromnym trudem wychodząc z grupy. Po wygranej z Ekwadorem i porażce z Chorwacją, gol strzelony przez Del Piero dopiero na kilkanaście minut przed końcem starcia z Meksykiem dał Włochom awans do 1/8 finału. To właśnie w tej fazie doszło do niesławnej konfrontacji z Koreą Południową. Przyjezdni z Europy byli jednak sami sobie winni, bowiem po prostu nie wypada wypuszczać z rąk prowadzenia, które się posiada w 88. minucie meczu. Wówczas właśnie Koreańczykom za sprawą Seol Ki-Hyeona udało się doprowadzić do dogrywki. A w niej zaczęły się dziać cuda, w których palce maczał arbiter Byron Moreno. Najpierw podjął dziwną decyzję o przyznaniu drugiej żółtej kartki Francesco Tottiemu, po czym nie uznał bramki Damiano Tommasiego. Na trzy minuty przed końcem dogrywki decydujący cios zadał Ahn Jung-Hwan, o którym stało się wkrótce później bardzo głośno. Prezydent jego dotychczasowego klubu (Perugii) Luciano Gaucci był na niego wściekły za doprowadzenie do odpadnięcia z turnieju Italii. W mediach przyjęło się mówić, iż Ahn został wyrzucony z drużyny za tą jedną bramkę, jednak w praktyce był on po prostu do Perugii jedynie wypożyczony.

Niemcy 2006 – Campioni del Mondo x4

Nieprawdopodobny sukces podopiecznych Marcello Lippiego nie obył się bez skandalu, jakim bez wątpienia była scysja w meczu finałowym pomiędzy Marco Materazzim a Zinedinem Zidanem. Jak zwykle, przeprawa przez fazę grupową nie była dla Włochów bułką z masłem. Sytuację skomplikował remis z USA, ale koniec końców udało się w następnym meczu ograć Czechów i awansować do fazy pucharowej. W niej na początek przyszło „Azzurrim” zmierzyć się z Australijczykami. Dopiero spryt Grosso, który nabrał sędziego w 90. minucie, pozwolił Tottiemu wykorzystać rzut karny, dający awans do ćwierćfinału. Tam bardzo mizernej jakości przeszkodą okazała się być Ukraina, dlatego wszyscy w Italii mogli zacierać ręce na półfinał przeciwko gospodarzom w Berlinie. Dramatyczna konfrontacja padła łupem przyjezdnych z południa, a bramki zdobyte w dogrywce przez Grosso i Del Piero były naprawdę przedniej urody. Finał przeciwko Francji przełamał wreszcie klątwę konkursów rzutów karnych, jaka przez wiele turniejów mistrzowskich ciążyła na wielbicielach makaronów. W Rzymie zaczęło się prawdziwe święto.

RPA 2010.

O ile przed turniejem w Afryce trudno było liczyć na powtórkę sukcesu sprzed czterech lat, o tyle takiego blamażu, jaki stał się udziałem Włochów, nie spodziewali się chyba nawet najwięksi pesymiści. Nieprzebrnięcie przez fazę grupową, w której za rywali uchodziły takie „tuzy”, jak Paragwaj, Nowa Zelandia i Słowacja było wielkim ciosem, porównywalnym z kompromitacją z 1966 roku. Tej drużynie brakowało przede wszystkim zawodników potrafiących dołożyć coś ekstra. Andrea Pirlo zagrał tylko w jednym spotkaniu, a na turniej w ogóle nie zostali zabrani Cassano i Rossi. Karierę reprezentacyjną zakończył już wcześniej Totti.

Czas Marcello Lippiego w kadrze dobiegł wówczas końca, a nastała era Cesare Prandellego. Po obiecującym występie na EURO 2012, we Włoszech dość optymistycznie podchodzi się do rywalizacji w Brazylii, choć z pewnością nie jest to hurraoptymizm. Już wkrótce na łamach Zzapolowy.com znajdziecie kolejne artykuły dogłębnie prezentujące mundialowe szanse „Azzurrich”. Stay tuned!

/Paweł Gawron, @pablo_zzp/

Komentarze

komentarzy