Bramka bramce nierówna. Strzelanie na wyjeździe psuje widowiska

Ponoć nie warto mieszać sportu z polityką. Nic dobrego z tego nie wyjdzie. Nie warto też mieszać sportu z matematyką, a o tym zagadnieniu tak często już się nie mówi. Zwłaszcza z liczbą dwa, którą piłka nożna na własną niekorzyść sobie upodobała. Jak uatrakcyjnić europejskie puchary? Bramki zdobyte na wyjeździe liczmy podwójnie. Jak uatrakcyjnić ekstraklasę? Punkty zdobyte na wyjeździe liczmy podwójnie… Nie, za dużo liczenia. Poczekajmy na koniec sezonu zasadniczego i dopiero wtedy dokonajmy kradzieży punktów. Oczywiście dzielimy na dwa, jak na zasady piłkarskie przystało.

Było mi zupełnie obojętne, która z madryckich drużyn zagra w finale Ligi Mistrzów. Dziś wierzyłem w Legię, jutro będę wierzył w Jagiellonię. Nadzieja matką głupich. Warto było się jednak łudzić – po czasie nadejdzie nagroda. Lada moment może się okazać, że podopieczni Magiery potrafili zremisować z triumfatorami największych europejskich rozgrywek. Jednocześnie ze szczęściarzami, którzy jedną bramką strzeloną na wyjeździe przypieczętowali swój awans do finału. Isco zademonstrował światu, jak krótka droga dzieli futbolowe niebo od porażki.

Napisałem, że nadzieja jest matką głupich. W takim razie co drugiego madrytczyka należy uznać za głupka. Porażka 0:3 w pierwszym meczu nie przekreślała szans Atletico na awans do finału. Wiedział o tym trener, wiedzieli piłkarze, wiedzieli kibice. Po 16 minutach rywalizacji na Estadio Vicente Calderon zdawali sobie z tego sprawę wszyscy obserwatorzy derbów Madrytu. Atletico było na fali i miało już rywali na widelcu. – Atletico w tym sezonie gra bardziej ofensywnie. Czasem na tym traci, a czasem zyskuje, ale to jest nadzieja na ten rewanż, bo musi szukać goli – mówił przed meczem Leszek Orłowski, dziennikarz tygodnika „Piłka Nożna”. Nikt nie mógł mieć wątpliwości, że tym razem bardziej ofensywny styl przyniósł pozytywne efekty. Do końca regulaminowego czasu gry pozostało prawie pięć kwadransów, a Atletico potrzebowało już tylko jednego gola. Aż tu nagle szach-mat. Skuteczna dobitka Isco i kurtyna opada. Koniec widowiska. Powód? No przecież Isco strzelił na wyjeździe, należy więc docenić podwójnie. Istnieje bowiem duże prawdopodobieństwo, że na własnym terenie strzał z pięciu metrów oddałby z zamkniętymi oczami. Natomiast na Estadio Vicente Calderon nogi drżały mu jak oszalałe, a on sam do teraz nie wie, którą nogą skierował piłkę do bramki.

Przecież to są profesjonaliści. Nie przejmują się gwizdami lub wyzwiskami rzucanymi przez kibiców. Trudno też powiedzieć, że grają na obcym terenie, skoro co roku rozgrywają tam co najmniej jedno spotkanie. Nawet samo słowo „wyjazd” jest w tym przypadku wyjątkowo nieodpowiednie – przecież „Królewscy” nigdzie wyjeżdżać nie musieli. To jednak nie miało najmniejszego znaczenia. Końcowy rezultat był mi obojętny, ale niesmak pozostał.

Najbardziej absurdalne są jednak dwumecze, w których oba pojedynki kończą się remisowo. Nikomu wygrać się nie udało, a mimo to przepisy są w stanie wykazać, która z drużyn zasługuje na awans, a która wypada za burtę. Równie dobrze podwójnie moglibyśmy liczyć bramki zdobyte głową lub po strzałach spoza pola karnego. Dla uatrakcyjnienia rozgrywek przepisy można byłoby zmieniać co roku. Jak ma być niesprawiedliwie, to po całości. Zastanówcie się tylko, jak głupi jest to przepis. Ile fascynujących pojedynków zostało przedwcześnie zakończonych? Liczba dogrywek znacznie by wzrosła, ponieważ znaczenie miałaby tylko liczba bramek, a nie miejsce ich zdobycia.

W jednym z odcinków „Stanu Futbolu” Paweł Zarzeczny próbował rozszyfrować, dlaczego po trzydziestu kolejkach dorobek polskich drużyn dzielony jest przez dwa. Zaproponował rozwiązanie, by zdobyte w sezonie zasadniczym punkty, dzielić przez liczbę Pi. Kpił wówczas, że tysięczna cyfra po przecinku decydowałaby o tym, która z drużyn znajdzie się w grupie mistrzowskiej, a dla której miejsca zabraknie. Jak wiemy, już od przyszłego sezonu durny przepis ma nie obowiązywać w ekstraklasie. Trudno nazwać to inaczej niż powrotem do sprawiedliwości. Dajemy światu dobry przykład.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!

Komentarze

komentarzy