Sezon 2017/2018 w Premier League miał być dla piłkarzy Chelsea walką o obronienie tytułu mistrzowskiego. Z pewnością niewielu kibiców „The Blues” spodziewało się, że piłkarze londyńskiego zespołu wystąpią w nowych rozgrywkach w zupełnie innej roli.
Futbol lubi zaskakiwać – z tą tezą zgodzi się chyba każdy. Choć czasem wydaje się, że są mecze, w których zwycięzca znany jest jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego, to i tak końcowe wyniki spotkań bardzo często wręcz szokują piłkarskie środowisko. Piłkarze Chelsea w obecnym sezonie dwukrotnie przekonali się o tym na własnej skórze.
Co łączą mecze „The Blues” z Crystal Palace oraz West Hamem? W obu tych przypadkach podopieczni Antonio Conte byli murowanymi faworytami. Podobnie wyglądały również przedmeczowe nastroje w obozie rywali. Przed spotkaniem Crystal z Chelsea „Orły” miały na swoim koncie zero punktów oraz nowego trenera. Nikt nie oczekiwał, że zawodnicy Roya Hodgsona chociażby powalczą o jeden punkt. Tymczasem piłkarze Palace – po samobójczym golu Azpilicuety oraz bramce Zahy – mogli cieszyć się z pierwszego zwycięstwa w obecnych rozgrywkach.
Nastroje w ekipie „Młotów” były podobne. Ponad miesiąc temu Slaven Bilić został zwolniony z funkcji trenera West Hamu. Drużynę ze stolicy Anglii przejąć David Moyes. Szkot stanął przed bardzo trudnym zadaniem, a początek pracy w nowym zespole nie zapowiadał fajerwerków. Pierwsze cztery spotkania Moyesa w West Hamie to trzy porażki oraz jeden remis. Obecna sytuacja „Młotów” nie sugerowała, że w dzisiejszym spotkaniu zobaczymy jakikolwiek przełom.
Na nic jednak zdały się przedmeczowe analizy oraz przypuszczenia. Po bramce Arnautovicia, David Moyes mógł cieszyć się z pierwszego zwycięstwa w nowej drużynie, a West Ham wygrał z Chelsea 1:0.
Porównując obie sytuacje, można odnieść wrażenie, że kluby, które znajdują się w ogromnym kryzysie, mogą szukać swojej szansy właśnie w starciach z ekipą Antonio Conte. Obie te porażki londyńskiego zespołu kosztowały Chelsea utratę bardzo cennych punktów w kontekście mistrzostwa. Wydaje się, że szanse na obronę tytułu zmalały do zera.
