Co dalej z piłkarzem-widmo?

 sanogo

Kiedy w lipcu 2003 r. David Beckham opuścił Manchester United na rzecz Realu Madryt, kibice Czerwonych Diabłów pytani o ich odczucia względem decyzji Anglika, ironicznie pytali: „Beckham? Who?”. Fani Arsenalu – z tym, że zdecydowanie bardziej poważnie – mogą tak samo reagować na pytania dotyczące Yayi Sanogo.

Porównywać obu wspomnianych we wstępie dżentelmenów nawet nie ma sensu, gdyż były piłkarz m.in. Królewskich nawet dziś, a więc ładnych parę lat po zakończeniu kariery zawodniczej, wciąż rozpoznawany jest na całym świecie, czego nie można powiedzieć (i chyba nigdy nie dożyjemy tej chwili) o czarnoskórym Francuzie. Popularny Becks był nie tylko świetnym pomocnikiem słynącym z niezwykle precyzyjnych dośrodkowań, ale przede wszystkim ikoną popkultury, twarzą setek, a może i tysięcy kampanii reklamowych. Sanogo natomiast nie jest choćby piłkarzem dobrym, a i jedyne, co mógłby promować swoim nazwiskiem, to czapki niewidki (gdyby rzeczywiście coś takiego istniało), ponieważ jak mało kto jest ostatnimi czasy mało zauważalny.

Głośno było o nim właściwie tylko raz, a mianowicie w  2013 r., kiedy reprezentacja Francji do lat 20 z nim w składzie sięgnęła po mistrzostwo świata, a sam Yaya został jej najlepszym strzelcem. Cztery bramki zdobyte podczas tureckiego turnieju pozwoliły mu zainteresować swoją osobą samego Arsene’a Wengera, który znany jest przecież z pracy z młodzieżą. W tym samym roku rosły napastnik (193 cm) trafił do północnego Londynu, ale właściwie od razu było wiadomo, że kariery na Wyspach nie zrobi. O „klasie” atakującego niech świadczy fakt, że cztery gole zdobyte na młodzieżowych mistrzostwach globu trzy lata temu są wciąż jego najlepszym wynikiem, jeśli chodzi o skuteczność podczas jednych rozgrywek.

francja-u-20
Francuzi świętujący zdobycie mistrzostwa świata do lat 20 przed trzema laty

W zeszłym sezonie, przebywając na kilkumiesięcznym wypożyczeniu w Charlotonie Athletic, który występował wówczas w Championship, Sanogo zdobył trzy bramki w ośmiu spotkaniach swojej drużyny. I to w zasadzie tyle. Wraz z końcem maja powrócił do Arsenalu, ale nie zdążył jak dotąd rozegrać w nim ani jednego spotkania. Wczoraj nawet nie załapał się na ławkę rezerwowych Kanonierów krzyżujących rękawice z Burnley FC, w składzie których próżno szukać było choćby jednego nominalnego napastnika. Sanogo wciąż podobno trenuje pod okiem Wengera, ale o podboju Premier League nie ma prawa nawet marzyć. Zresztą w innych, mniej prestiżowych ligach, także wiodło mu się bardzo słabo. Nie zagrzał długo miejsca w Championship, nie wyszło mu także w holenderskiej Eredivisie, gdzie wyraźnie przegrywał rywalizację z m.in. Arkadiuszem Milikiem.

W barwach Arsenalu rozegrał zaledwie 20 spotkań (pomijając towarzyskie), w których tylko raz zdołał pokonać bramkarza rywali. I trzeba przyznać, że nie byle kogo, gdyż golkipera Borussii Dortmund, Romana Weidenfellera. Francuz ustalił wynik spotkania grupowego Ligi Mistrzów (26.11.2014 r.) na 2:0 dla swojej drużyny, finalizując składną akcję rozegraną wespół z Alexisem Sanchezem. Teraz próżno szukać Yayi w Champions League, czy jakichkolwiek innych rozgrywkach. Na Emirates Stadium to człowiek-widmo.

Trochę szkoda, że tak rzadko wybiega na boisko, bo kiedy już jakimś cudem na nie trafiał, sympatycy The Gunners mogli się zdrowo pośmiać, obserwując jak pokraczny Sanogo walczy nie tyle z rywalami, co z samą piłką. Ta wyjątkowo często uciekała mu spod nóg, a kiedy już trafiała w jakąś część jego ciała, odbijała się od niego, co było doskonałym potwierdzeniem tezy, że młody gracz nie pójdzie w ślady Nwankowo Kanu czy Emmanuela Adebayora, a więc byłych atakujących AFC, którzy przypominali wyglądem swego młodszego kolegę po fachu, ale w meczach radzili sobie zdecydowanie lepiej od niego.

Czy wychowanek Auxerre jest zatem stracony dla futbolu? Dla tego poważnego na pewno tak, gdyż po prostu do niego nie pasuje. Do Londynu trafił tylko dlatego, że akurat końca dobiegł jego kontrakt z macierzystym klubem i Arsene Wenger postanowił zaryzykować. Alzatczyk nie zapłacił za swego rodaka ani jednego funta, ale nie był to zdecydowanie interes jego życia. Kolejne wypożyczenia Sanogo pokazały, jak wiele brakuje mu do miana klasowego gracza. Być może powrót nad Sekwanę okazałby się dla niego wybawieniem? W końcu to właśnie w Auxerre potrafił kilka lat temu zdobyć 10 bramek w 13 spotkaniach, z tym, że chodzi o rozgrywki Ligue 2, nie zaś Ligue 1.

Nie ma sensu wyśmiewać Sanogo, gdyż, jak wiadomo, nie każdemu Opatrzność dała tyle talentu, co Messiemu czy Ronaldo. W 2010 r. kariera zawodnika nieomal została przedwcześnie zakończona, gdyż to właśnie wtedy uległ on poważanej kontuzji. Złamana noga mogła przekreślić marzenia Yayi o zostaniu profesjonalnym piłkarzem. Mający wówczas zaledwie 17 lat napastnik myślał nawet o znalezieniu innej pracy, a w grę wchodziła ponoć posada na… poczcie. Złośliwi pewnie stwierdzą, że może chociaż zaadresowane przez Sanogo paczki potrafiłby trafić do adresata częściej, niż jego strzały oddawane w kierunku bramki.

Dlaczego kariera naszego bohatera potoczyła się tak, a nie inaczej? Cóż, drużyny, które do tej pory miał okazję reprezentować występują w ligach, które niekoniecznie odpowiadają Sanogo. W Anglii liczą się przede wszystkim siła i szybkość, a tych cech piłkarz nie posiada. W Holandii zaś ważna jest technika, która także nie należy do atutów byłego konkurenta Milka. W Championship natomiast długonogi Yaya prędzej czy później nabawiłby się poważnej kontuzji. Za cud należy uznać fakt, że podczas ośmiu meczów w Charltonie nikt nie zdążył połamać mu dolnych kończyn.

Transfer do Arsenalu miał być dla Sanogo przepustką do wielkiego futbolu, lecz bardzo szybko okazało się, że nie zostanie od czarnoskórym odpowiednikiem Petera Croucha czy Jana Kollera. Trzy lata temu chłopak z Auxerre postanowił pójść za ciosem i pod udanym mundialu U-20 postawić kolejny krok w karierze. Zobaczył jak wiele brakuje mu do najlepszych, ale teraz chyba czas najwyższy przestać żyć złudzeniami i poszukać odpowiedniego miejsca dla siebie, w którym zostanie wreszcie doceniony jako piłkarz, nie zaś błazen wywołujący każdym swoim zagraniem salwy śmiechu.

forbet728x90

Odbierz darmowe 20 zł w nowym polskim bukmacherze forBET. Graj za darmo!

Takie promocje dla Polaków nie zdarzają się często. Żeby odebrać bonus wystarczy założyć konto >>> Z TEGO LINKU <<<, uzupełnić wszystkie potrzebne dane, a bonus zostanie automatycznie dodany do konta.

Więcej informacji na temat nowego bukmachera. 

Komentarze

komentarzy