Cristiano „król atencji” Ronaldo. Każdy orze, jak może

Bez wątpienia człowiek-legenda, jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii, maszyna, jakiej być może świat piłki już nie zobaczy. Cristiano Ronaldo mimo upływu lat i zdarzających się – jak każdemu człowiekowi – gorszych chwil, dalej potrafi zachwycać w najważniejszych momentach. Okazja taka jak finał Ligi Mistrzów, to idealny moment, by znów pokazać światu najlepszą wersję siebie i znaleźć się na ustach wszystkich. Jak widać nie zawsze się da to zrobić w sposób, w jaki by się chciało.

Zakończony właśnie sezon Portugalczyk rozpoczął źle – grał słabo, w rozgrywkach ligowych długo ciążyła na nim klątwa, plącząca nogi i uniemożliwiająca mu trafienie do siatki nawet w prostych sytuacjach. Inaczej było w Lidze Mistrzów, w której zdobywał gola za golem. Od pierwszego meczu i dubletu z APOELem, aż po doliczony czas gry rewanżu z Juventusem i gol z karnego na wagę awansu. Dziesięć spotkań z rzędu z trafieniami, łącznie 15 bramek na koncie. Całkiem możliwe, że nasze wnuki będą zbierały szczękę z podłogi patrząc na statystyki, które my widzieliśmy na własne oczy w czasie realnym.

Ostatnie trzy mecze wspomnianych rozgrywek to jednak nie koncert Cristiano Ronaldo. Od szoku o jego przewrotce minęło trochę czasu, a kolejne takie doznanie zafundował nam w wielkim finale Gareth Bale. To właśnie rezerwowy spektakularnym strzałem wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie, dał jej świeżość, a ostatecznie dobił rywala namaszczając antybohatera spotkania, jednocześnie samemu wspinając się na piedestał.

Niezależnie od słów Ronaldo, po meczu i tak nie mówiłoby się o jednej osobie.  Działo się zbyt dużo. Ramos, Salah, Karius, Bale – każdy z nich miał w meczu swoje pięć minut, o każdym by mówiono. A Portugalczyk? Nie pokazał za dużo, jego akcje często kasowali Lovren i 19-letni Alexander-Arnold. M.in. dlatego jeśli już mówiono by o pięciokrotnym zdobywcy Złotej Piłki, to właśnie przez pryzmat tego. Mówiono jednak przez coś innego – przypadek?

Mój okres w Realu Madryt był cudowny. Ale nie zagwarantuję, że zostanę tu na kolejny sezon. W najbliższych dniach wypowiem się na temat swojej przyszłości – te słowa Portugalczyka momentalnie przykryły wszystkie inne wydarzenia wieczoru, to o nim natychmiast zrobiło się najgłośniej. „Ronaldo odchodzi?!”, „w co gra Ronaldo?!”, „czy to kolejna zagrywka?!” Ronaldo, Ronaldo, Ronaldo – wszędzie Ronaldo, ale… przecież o to właśnie chodzi.

A to wszystko chwilę po tym, kiedy stwierdził, że Liga Mistrzów powinna nazywać się „CR Champions League”. Rozumiemy – pięć tytułów, rekordy strzeleckie, wielkie mecze, ale przede wszystkim narcyzm. To on jest tutaj kluczowy. W końcu jak inaczej zinterpretować pomeczowe słowa Ronaldo, jeśli kilkadziesiąt godzin później mówi do kibiców „do zobaczenia w następnym sezonie!”? Znalazł się na ustach wszystkich, kolegów z drużyny wypytano co o tym sądzą, Perez zdążył powiedzieć, że klub jest ponad wszystkich, bliscy gwiazdora stwierdzili, że pewnie powiedział to pod wpływem emocji oraz impulsu, i że sprawa pewnie szybko się rozejdzie. I mieli rację, bo wydaje się, że już się rozeszła. Zasiej ferment, zbierz plony, załagodź sytuację – wyjątkowo proste, a jak skuteczne zagranie. A według Was, Portugalczyk działał z premedytacją?

Kliknij i odbierz zakład bez ryzyka 120 zł + 10 zł na START + 400 zł od depozytu!

Komentarze

komentarzy