„Jest taka dyscyplina jak futsal, dynamiczna, widowiskowa i warto zainteresować się nią w większym wymiarze” [WYWIAD]

Artur Gadzicki – trener AZS UMCS Lublin Futsal Team (fot. Facebook/AZS UMCS Lublin Futsal Team)

Za kilkanaście dni rozpocznie się najważniejsza impreza w roku, wezmą w niej udział Polacy, którzy wracają po siedemnastu latach przerwy, a my tak naprawdę nic o tym nie wiemy. Futsal, czyli dyscyplina kojarząca się z trickami, efektowną grą, a ludzie znają jedynie brazylijskiego Falcao czy portugalskiego Ricardinho. O mitach dotyczących tej pięknej, ale mało znanej dyscypliny, opowiedział nam Artur Gadzicki, wielki pasjonat i entuzjasta gry w hali, aktualnie drugi trener reprezentacji Polski U19 oraz trener I-ligowego AZS UMCS Lublin.

Dlaczego warto używać hali do szkolenia młodzieży? Co można przenieść na duże boisko z korzyścią dla każdego zawodnika? Czym się charakteryzuje futsal? O wszystkim opowiedział bohater naszego wywiadu. Dowiecie się również, że istnieje piłkarska dyscyplina, w której Niemcy są kilkanaście lat za nami, a także próbowaliśmy znaleźć receptę na popularyzację futsalu w Polsce.

Te wszystkie zagadki próbował rozwiać człowiek instytucja. Artur zajmuje się nie tylko futsalem, ale również beach soccerem oraz szkoleniem młodzieży, m.in. w Akademii Młodych Orłów, czyli flagowym pomyśle Polskiego Związku Piłki Nożnej. Krótko mówiąc człowiek orkiestra, dla którego tydzień powinien trwać przynajmniej… dwa dni dłużej. Zaczynamy!

Rafał Szyszka: Czym jest dla Ciebie futsal? Pomysł na resztę kariery trenerskiej czy na start?

Artur Gadzicki: Podchodzę do futsalu, czy do beach soccera, którym też się zajmuje w okresie wakacyjnym, jako uzupełnienie warsztatu trenerskiego. Jestem zdania, że każda dyscyplina związana z piłką nożną będzie wartością dodaną do tego warsztatu. Futsal uczy lepiej analizować grę w jej małym wycinku, dostrzegać szczegóły, które w piłce 11 osobowej często mogą uciec obserwatorowi. Jest grą o wiele bardziej dynamiczną niż klasyczna piłka nożna, stąd wydaje się być narzędziem, które może być wykorzystywane zarówno do rozwijania zawodników jak i trenerów.

W Polsce nie jest popularne, żeby zawodnicy rozwijali się poprzez futsal. W przeciwieństwie do Brazylii czy Portugalii, gdzie wielu znanych zawodników zaczynało od gry na hali, co też miało wpływ na ich umiejętności, choćby technikę.

Te nacje, które wymieniłeś, one wiodą prym. Dochodzą Włosi, dochodzą Rosjanie, ale oni też czerpią od Brazylijczyków…

Tak jak Kazachowie i Azerowie…

Dokładnie. Natomiast te nacje, które do tej pory miały mało wspólnego z futsalem, czyli Anglicy czy Niemcy, zaczynają rozwijać tą dyscyplinę. Do tej pory duże boisko było świętością dla Anglików, a za moment reprezentacje futsalowe, dzięki temu, że dostrzega się potencjał tej dyscypliny będą odnosić sukcesy. Podobnie Niemcy…

Którzy ostatnio zadebiutowali w eliminacjach do Euro, w co trudno uwierzyć, że kraj kojarzony z piłką nożną, mistrz świata na dużym boisku, a w dyscyplinie pokrewnej dopiero raczkuje.

To właśnie ciekawe, że struktury futsalowe w Polsce mamy od mniej więcej 20 lat, a Niemcy w 2016 roku rozegrali pierwszy oficjalny mecz, w ubiegłym roku zadebiutowali w eliminacjach. Poniekąd wiążę się to z tymi, że oni lubią mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Nie porywali się na budowanie reprezentacji w czasie, kiedy nie byli do tego przygotowani sportowo i organizacyjnie.

Niemieckie podejście!

Tak jest! Rozwój niemieckiego futsalu może być jednak zagrożeniem dla naszego, bo gdy wejdą z poważnymi pieniędzmi, to może oznaczać odpływ naszych najlepszych zawodników za zachodnią granicę.

W Polsce spośród tych czołowych zawodników, jeśli nie przeoczyłem, właściwie tylko Krzysztof Mączyński jest związany z futsalem na jakimś poważnym poziomie(Mistrz Polski U20 2005), a na zachodzie więcej takich przykładów można podać. Widać też po frekwencjach na halach, że druga klasa rozgrywkowa, darmowe wejście, nie ma kłopotów z pogodą, a mimo tego pustki na halach. Z czego to wynika?

Może to tak na naszym lubelskim podwórku, ale gdy pojedzie się na Śląsk jest już inaczej, tam można zobaczyć tysiąc osób na meczu w Opolu, pełne trybuny w Gliwicach czy też w małym mieście Pyskowice, gdzie hala jest wypełniona po brzegi na każdym spotkaniu. Nie gorzej jest na północy – Lubawa, Pniewy. Swego czasu Pogoń 04 Szczecin potrafiła przyciągnąć na trybuny 5 tys. osób. Na niedawnych meczach reprezentacji w Bełchatowie i Częstochowie był komplet publiczności.

Przy czym w Polsce wszyscy w zimie grają na hali, ale niewiele osób wie, że można kopać piłkę na hali lub grać w futsal, który jest dyscypliną, gdzie wiele przepisów różni się od piłki nożnej. W świadomości zachodniej futsal funkcjonuje już kilkadziesiąt lat. My całą zimę gramy w halówkę, ale niekoniecznie gramy w futsal i może to jest ta kwestia, żeby przełamać się w świadomości ludzi, że jest taka dyscyplina jak futsal, dynamiczna, widowiskowa i warto zainteresować się nią w większym wymiarze.

Zimowa hala faktycznie nijak się ma do futsalu, nikt nie liczy fauli, podań do bramkarza, do tego często gra się na obiektach z bandami.

Dodałbym jeszcze były takie piłki włochate, którymi kiedyś grało się na hali co już w ogóle nie nic wspólnego z futsalem.

Specjalność wf-ów(śmiech)

(Śmiech) Tak, zdecydowanie. Myślę, że to kwestia czasu, że futsal się przebije do tej świadomości. Pierwszą rzeczą są sukcesy reprezentacyjne. Od nich ruszyła m.in. piłka ręczna za sprawą reprezentacji trenera Wenty. Jeśli futsal przez dużą imprezę trafi do świadomości kibiców, to on się obroni. Dynamiką, tempem gry, widowiskowością na dobrym poziomie.

Rola telewizji wydaję się być duża. Był Orange Sport, dzisiaj Sportklub, a teraz wiemy, że Euro będzie pokazywane w Polsacie Sport. Futsal też trafia na ten moment, gdy tej naszej piłki w zimie nie ma, więc jest szansa na zagospodarowanie w telewizjach tego.

Futsal przez pół roku był też w TVP3 na poziomie ogólnopolskim, natomiast żeby coś było produktem telewizyjnym, musi być widowiskowe dla odbiorcy. My nie potrafimy jeszcze pokazywać futsalu, jak choćby Hiszpanie. Obraz telewizyjny zwalnia grę, wiemy to z „zielonego boiska”. Kiedy jesteś na stadionie i oglądasz mecz, a później obejrzysz go w telewizji, to jakbyś obserwował dwa różne spotkania. Dochodzi jeszcze kwestia poziomu, nie jesteśmy ligą portugalską czy hiszpańską, więc jeżeli liga będzie na odpowiednim poziomie, stanie się produktem, który będą chcieli oglądać ludzie i to kilkadziesiąt, kilkaset tysięcy, a nie tak jak teraz cztery tysiące, co w skali blisko 40-milionowego kraju jest słabym wynikiem.

Pierwsza rzecz to musi być produkt, a potem musi być odpowiednio robiony. Przykładem niech będzie Ekstraklasa. Nie jest ligą angielską, niemiecką czy hiszpańską, a nawet holenderską, ale ze względu, że jest fajnie opakowana przez C+ przez tyle lat, to stała się produktem chętnie oglądanym, mimo jakości, do której mamy często zastrzeżenia.

Mieliśmy chwilowy boom na beach soccera, gdy nasza reprezentacja grała na mistrzostwach świata. Co zrobić, żeby te dyscypliny okołopiłkarskie zyskały na popularności? Wiadomo, że nigdy nie dorównają tradycyjnej wersji, ale przynajmniej żebyśmy doszli do takiego poziomu, że będą przyjeżdżali do nas znani zawodnicy i nie tylko raz na kilka lat przy okazji eliminacji, jak Hiszpanie.

Znowu cofamy się do jakości. Silną strukturę futsalową stworzą dobrzy trenerzy, którzy muszą się kształcić, aby wychować większa liczbę dobrych zawodników. Wykonanie pracy na poziomie ligowym pomoże w osiągnięciu lepszych wyników na arenie międzynarodowej, a jak wiemy dobre wyniki reprezentacji są w stanie podnieść prawie każdą dyscyplinę.

Kwestia związku, żeby i on bardziej kładł nacisk?

Związek może mieć duży udział i może wypromować dyscyplinę przez swoje działania. Jednak, gdybyśmy tylko czekali na związek, to mogłoby długo potrwać. Aktualnie najważniejszą reprezentację czekają mistrzostwa świata, w dalszej kolejności jest kadra olimpijska i drużyna kobieca, wszystkie reprezentacje młodzieżowej i dopiero wtedy mamy beach soccer, futsal itd. To nie jest tak, że one są traktowane po macoszemu, ale taka jest hierarchia.

Myślę, że więcej zależy od lokalnych środowisk, bo dzięki nim można przebić się do świadomości i więcej osób będzie uprawiało futsal. Duża rola należy do trenerów, którzy mogą wykorzystywać futsal jako narzędzie do pracy z zawodnikami trawiastymi. Taki 14/15-letni chłopak trenujący jednocześnie na trawie i posiadający futsalowe podstawy zawsze będzie miał możliwość wyboru przy której dyscyplinie zostać. Robi to Rekord Bielsko-Biała, który szkoli dwutorowo. Ma zespół na poziomie III-ligi złożony w dużej mierze z wychowanków, ma również zespół futsalowy – mistrza polski, a także zdobywa mistrzostwa w grupach młodzieżowych w futsalu zaczynając od 14-latków a na 20-latkach kończąc, więc pokazuje, że można to łączyć i robić to dwutorowo. Część chłopców, która ma predyspozycje do gry na hali, idzie w futsal. Natomiast ci, którzy spróbują szczęścia w „dużej piłce” i z różnych przyczyn ich kariera nie ułoży się tak jakby sobie tego życzyli zawsze mają możliwość powrotu do futsalu.

Znowu wrócę do przykładów z Hiszpanii i Portugalii, gdzie te wielkie kluby mają swoje sekcje futsalowe. Myślisz, że mogłoby to przyciągnąć młodych chłopaków do takich sekcji? W Warszawie chcieliby grać pewnie w futsalowej Legii, a w Lublinie w Motorze, bo to są kluby znane dla większości społeczeństwa.

Świetnie byłoby, gdyby te duże kluby miały takie sekcje. Kiedyś odgórnie narzucono, że kluby Ekstraklasy mają obowiązek posiadać akademie. Odpowiednią liczbę trenerów, z odpowiednimi kwalifikacjami itd.

To wszystko ładnie się nazywa, ale infrastrukturalnie…

Wiemy jak jest, ale gdyby taki obowiązek został narzucony odgórnie, że każdy klub w Ekstraklasie powiedzmy musiałby mieć zespół futsalu albo grupy młodzieżowe w tej  dyscyplinie. Dlaczego miałoby tak nie być? Też byłaby szansa dwutorowości tego szkolenia. Natomiast moje zdanie jest takie, że przyszłość futsalu jest w mniejszych miastach.

Jest do zagospodarowania nisza

Jest nisza, jest może mniejsza populacja, ale są piękne halę. W Lublinie mamy kłopot z halami, jest ich bardzo mało, tak żeby szkolić koszykówkę, piłkę ręczną, siatkówkę i futsal, ale w mniejszym ośrodku można by z powodzeniem powołać taki zespół do życia i cała społeczność żyłaby tym. Przykład Constactu Lubawa, gdzie w niewielkim miasteczku hala jest wypełniona po brzegi, podobnie jak w przywołanych wcześniej Pyskowicach.

Czasem są jedyną atrakcją.

Jedyną albo jedną z niewielu. Tym bardziej, że to będą kluby lokalne, zasilane przez zawodników z okolic, to hala będzie zapełniała się samoczynnie. Kto w takich ośrodkach głównie chodzi na mecze? Rodziny zawodników, znajomi, partnerki, koledzy, koleżanki i budujemy w ten sposób frekwencje i łączymy społeczność.

O przepaści w zainteresowaniu niech świadczy fakt, że najtańszy bilet na futsalowe Euro w Słowenii kupimy za 5 euro, a najtańszy bilet na mundial w Rosji za ponad 100 dolarów.

Mówiąc o piłce nożnej nie zapominajmy, ze mówimy o najpopularniejszym sporcie na świecie, gromadzącym miliony ludzi – na trybunach i przed telewizorami – oraz sporcie, który jest jego odmianą, młodszym bratem, co nie znaczy, że gorszym.

Gdybyś miał siebie określić jako trenera…

Hmmm (długa chwila zastanowienia) wciąż jestem na początku swojej drogi, cały czas uczę i wiem, że wiele jeszcze przede mną. Przez te 8-9 lat prowadziłem zawodników na różnym poziomie, od klubu osiedlowego po reprezentację kraju, od etapu skrzata po seniora w zasadzie nie zajmowałem się tylko piłką kobiecą (śmiech), ale cały czas chcę się uczyć i być lepszy w tym co robię.

Osiem, dziewięć lat, czyli i długo, i krótko…

Właśnie. Mając za chwilę 31 lat dalej jestem na początku swojej drogi, ale kilka fajnych rzeczy udało się zrobić, więc mam nadzieję, że ta przygoda się nie zatrzyma, tylko będzie się rozwijała.

Każdy z kim rozmawiałem mówił, że jesteś trenerskim pracoholikiem w pozytywnym znaczeniu i zafiksowany na punkcie piłki.

(Śmiech) Dużo czasu poświęcam piłce, czasem kosztem rodziny i domowych obowiązków. Dlatego jestem też wdzięczny żonie, że mam w niej duże wsparcie i odciąża mnie z wielu spraw, a ja mogę się skupić na tym, żeby to co robię robić na odpowiednim poziomie.

Przez dwa ostatnie lata miałem tak, że od poniedziałku do piątku prowadziłem siedemnaście jednostek treningowych. To jest bardzo dużo, bo jeśli ktoś pracuje na poziomie Ekstraklasy, to ile prowadzi treningów? Sześć-osiem? Więc to jest naprawdę dużo.

Z treningu na trening…

Z treningu na trening. Pomijam czas, który trzeba poświęcić na przygotowanie tych treningów, analizowanie gry swojej i rywali, wszystkie sprawy około zespołowe.

Tydzień zbyt krótki?

Gdyby tydzień miał dwa dni więcej wcale bym się nie obraził (śmiech). Jednak, jak znam życie, to jeszcze bym coś sobie dorzucił. To tak jak z okresem wakacyjnym, kiedy miałem niby odpocząć, a zająłem się dodatkowo piłką na plaży.

Podczas kursu UEFA Futsal B, w którym brałeś udział, było kilku ciekawych prelegentów.

Tutaj duże słowa uznania dla organizatorów, bo przyjechał Venancio Lopez, trener reprezentacji Hiszpanii, bardzo utytułowany szkoleniowiec. Podczas poprzedniego szkolenia w Białej Podlaskiej był trener reprezentacji Włoch – Roberto Menichelli. Graham Dell, czyli były selekcjoner Anglii oraz osoba prowadząca kursy z ramienia FIFA, więc było się od kogo uczyć i można było porównać różne punkty widzenia i wizje futsalu. Poza tym sama obsada tego kursu, jeśli chodzi o uczestników była bardzo mocna. Był to jeden z pierwszych kursów w Europie, takich stricte futsalowych, a w Polsce pierwszy. W jednej ławce siedzieli: obecny trener reprezentacji Polski Błażej Korczyński, jego poprzednicy Andrzej Bianga i Andrea Bucciol. Również będący w sztabie analityków trenera Nawałki, Gerard Juszczak. Dalej, Sebastian Wiewióra, który jest teraz asystentem u Błażeja; Łukasz Żebrowski, z którym pracuje w młodzieżówce, Marcin Stanisławski, trener Gatty Zduńska Wola i reprezentacji beach soccerowej, Wojtek Weiss prowadzący z Samuelem Janią futsalową reprezentację kobiet. Zatem było do kogo się uczyć i z kim rozmawiać po zajęciach.

Dla Ciebie praca z kadrą U19 to okazja na poznanie tej większej piłki w futsalu, zobaczenia czegoś więcej, jak choćby wyjazd na Turniej Państw Wyszehradzkich, gdzie mogłeś lepiej poznać drużyny na południe od nas.

Traktuje to jako wielką nobilitacje. Każdy chłopiec, który zaczyna grać w piłkę marzy żeby grać z orzełkiem na piersi albo, jak to ma miejsce w moim przypadku, być w sztabie reprezentacji. Z jednej strony honor z drugiej duża odpowiedzialność, żeby młodzież przyjeżdżająca na zgrupowania chciała zostać przy futsalu. Zbieram doświadczenie pracując z ludźmi, którzy na futsalu zjedli zęby, są w nim długo i można się od nich wiele nauczyć.

Zwłaszcza, że masz jednego swojego zawodnika klubowego – Jakuba Wankiewicza.

Tak, Kuba wszedł do tej reprezentacji i został w niej na dłużej. Można jakiegoś zawodnika wyróżnić powołaniem, ale jeśli nie podoła, to nie zaistnieje na dłuższy czas. Akurat Kuba dobrze się zaaklimatyzował w kadrze, na każdym zgrupowaniu był coraz bardziej znaczącą postacią i właściwie szkoda, ze kończymy pracę z rocznikiem 1998, bo to bardzo zdolny futsalowy rocznik.

Artur Gadzicki i Jakub Wankiewicz z pucharem za zwycięstwo w Turnieju Państw Wyszehradzkich (fot. Facebook/AZS UMCS Lublin Futsal Team

Mówisz, że młodzi chłopcy chcą uciec na duże boisko, więc jak ich zatrzymać? Jest możliwe trenowanie trochę tu, trochę tu? Czy jednak specjalizacja jest konieczna?

Od pewnego wieku specjalizacja, bo obciążenia treningowe będą się nawarstwiały. To jest coś, o czym się nie mówi, ale jest znaczące. Powiedzmy, jeśli zawodnicy na poziomie IV-ligowego seniora trenują 3-4 razy w tygodniu i tyle samo mieliby trenować na hali, to jest już dużo i trzeba uważać, żeby nie zrobić im krzywdy.

Do jakiego poziomu można to łączyć?

Dopóki futsal nie będzie bardzo samodzielną dyscypliną, to będziemy musieli łączyć nawet na poziomie seniorów. Niektórzy ze względów finansowych będą zmuszeni łączyć grę na hali z grą na trawie.

Pamiętam kiedyś, gdy graliście z Heiro Rzeszów, występował tam Sebastian Brocki, który w sobotę grał 90 minut w barwach Stali Rzeszów, a dzień później grał w futsal, przebywając na boisku niemal cały mecz.

Jeden w wielu przykładów.

Rozmawiałem z nim wtedy i pytałem się go, jak on wytrzymuje takie obciążenia, bo nie oszukujmy się, im niższa liga, tym więcej tej walki, ale i swoje trzeba wybiegać.

Oczywiście, że tak. Ja się śmieje, gdy trwa sezon trawiasty i halowy równocześnie, tak naprawdę czasami wpadają zawodnicy do hali i zmieniają getry ubrudzone w trawie na czyste i mają wyjść grać.

Ten wysiłek na hali jest też inny. Krótsze dystanse…

… ale na dużej intensywności. Na trawie jest jednak dużo przestojów. Śmialiśmy się ostatnio z Kamilem Stachyrą (kiedyś zawodnik młodzieżowej reprezentacji Polski, Górnika Łęczna i Motoru Lublin) i mówił, że czasami na hali go nogi pieką, gdy jeszcze dobrze nie weszliśmy w trening, a na dużym boisku tego nie czuł. To jest różnica między halą a dużym boiskiem, że tutaj wysiłek jest dużo bardziej intensywny.

Gra na hali wymaga od zawodników wiele, ale również wiele daje. Rozwija zmysł do gry kombinacyjnej i umiejętnością znalezienia się na małej przestrzeni. Na pewno pod kątem umiejętności zachowania się w określonych sytuacjach futsal daje dużo – uczy kreatywności.

Podam przykład: weźmy sobie boisko do futsalu 20×40 i duże boisko 60×100, zaokrąglając. Przełóżmy boiska futsalowe na trawiaste, to wchodzi tych placów futsalowych 7,5. Teraz przełóżmy liczbę zawodników z futsalu na duże boisko i dochodzi do meczu 31×31 – sytuacja abstrakcyjna, ale obrazuje jak zawodnicy muszą szybko podejmować decyzję grając na hali, będąc pod presją, mając bardzo dużo pojedynków jeden na jeden.

Przy okazji nie mogą grać dowolnie z bramkarzem…

Kolejne ograniczenie. Muszą podejmować dużo ryzyka i umiejętnie grać pod presją. I teraz kolejna kwestia, gdy w latach 90. Lotthar Matthaus w meczu dobiegał do siedmiu kilometrów i był to tytan pracy mający żelazne płuca, a dzisiaj najlepsi dokręcają do trzynastu. W którą stronę piłka idzie? Dynamizuje się. Tej przestrzeni będzie mniej, więc skąd brać najlepsze wzorce? Z gry, która już to ma i jest tak dynamiczna. Wiadomo, stricte techniczne aspekty gry – operowanie piłką pod podeszwą – to jest różnica, ale zmysł do gry kombinacyjnej, antycypacja, kreatywność zawodników przy tak małej przestrzeni, one będą kluczowe. Teraz wszyscy chcą mieć kreatywnych zawodników na trawie, podejmujących odważne decyzje to czemu nie wykorzystać narzędzia, które pozwala takich zawodników rozwijać.

Mówisz o elementach, które z futsalu można wynieść do dużej piłki, a czy znalazłbyś coś takiego, co raczej trudno używać na dużym boisku, a nawet mogłoby przeszkadzać? Spotkałem się z takim zdaniem, że częsta gra podeszwą mogłaby zwalniać grę.

Zależy w jakiej sytuacji. Jakbyśmy wzięli jakąś kompilację zagrań Ronaldinho, który za dzieciaka był szkolony pod futsal, to ja ci gwarantuje, że liczba zagrań Ronaldinho podeszwą będzie bardzo duża. Czy to miało negatywny wpływ na jego skuteczność? Moim zdaniem nie. Jeżeli zawodnik będzie potrafił uderzyć skutecznie ze szpica… to przecież był strzał dający Brazylii finał mundialu w 2002 roku. Ronaldo strzelił szpicem, czyli uderzeniem sytuacyjnym dla dużej piłki, a czymś naturalnym dla futsalu.

Kolejny przykład. Zawodnik jest odwrócony plecami do bramki, tak jak gra wiele „9” i ten zawodnik zatrzymuje piłkę podeszwą, zastawia się od obrońcy, to też jest element gry. Kluczem jest dobór odpowiednich zagrań do sytuacji boiskowej. Jeżeli zawodnik poza tymi elementarnymi zagraniami – wewnętrzną część stopy, prostym podbiciem itd. – dołoży do tego piętę, szpic, podeszwę to będą tylko elementy na plus dla takiego zawodnika.

Krótko mówiąc, nie ważne jak, ważne żeby skutecznie.

Wszystko determinuje skuteczność. Dlaczego Beckham był wybitnym piłkarzem? Bo był geniuszem dośrodkowań, świetnie uderzał piłkę wewnętrznym podbiciem. Ktoś mówi, że nie potrafił grać głową, lewą nogą, ale wszystko, co robił prawą nogą, robił wybitnie. A my mówimy o zawodnikach, których wachlarz zagrań może być dużo szerszy. Teraz na topie jest Coutinho. Jeśli poszukasz o nim informacji, to jest to chłopak bardzo mocno związany z futsalem.

Jako trenerzy trawiaści tak boimy się futsalu, bo nawierzchnia twarda, bo kontuzje itd. Odkąd jestem przy futsalu, widziałem mniej kontuzji niż przez jeden sezon na trawie. Urazów mięśniowych związanych ze zmianą nawierzchni, ze sztucznej na naturalną i odwrotnie, z grząskiej na twardą, tego jest bardzo dużo. W hali jest zawsze taka sama. Jest wiele takich mitów, które można szybko obalić. Pierwsza rzecz, kolana. Ja takich kontuzji w futsalu wiele nie widziałem. Dalej, kostki. Łatwiej kostkę skręcić na okręgówce, gdzie boisko jest nieprzygotowane odpowiednio. Na hali takich samoistnych urazów, bez udziału przeciwnika wydaje mi się, że jest dużo mniej.

Czyli raczej trudno jest znaleźć elementy przydatne w futsalu, a mogące być przekleństwem na dużym boisku?

(Chwila zastanowienia) Powiedzmy, że musiałbym się dłużej zastanowić nad tym. Jakiś czas temu byłem na konferencji, na której prowadziłem zajęcia o wykorzystaniu futsalu w treningu dzieci i młodzieży. Pokazując ewolucję piłki nożnej i kierunku, w którym ona idzie, wykazałem ileś „za”, ale potem przyszło zastanowienie, że trzeba pokazać wady i jedyna rzecz, jaka przyszła mi do głowy, było nakładanie się obciążeń treningowych i zagrożeniem, podobnie jak zmiany nawierzchni – z hali na boisko i na odwrót – i tutaj jest ryzyko. Jednak chyba warto mieć otwartą głowę i szukać nowych rozwiązań chcąc szkolić zawodników, którzy musza przystawać do coraz szybszej piłki.

Beach soccer może być przydatny?

To już jest inna dyscyplina. Ale dlaczego to może być fajne doświadczenie? Wejdź na piach, przebiegnij się trzy razy od bramki do bramki i…

Ledwo zipiesz, jeśli nie masz kondycji!

No właśnie, ale wtedy zobaczysz, który z zawodników ma odpowiednie cechy wolicjonalne, kto ma charakter i będzie dalej biegał. Abstrakcyjny przykład, masz dwóch zawodników na środku pola na dużym boisku, gdzie potrzebujesz zawodników, którzy będą pracować i mieć te cechy wolicjonalne, więc „wkładam” tą dwójkę na piasek i widzę, który z nich po dwóch minutach będzie prosił o zmianę, a który podpierał się nosem, ale próbował dalej coś zrobić, walczyć i starać. Gdy jesteś po kostki w piachu, a mimo tego musisz podać, uderzyć i walczyć, a wiele rzeczy ci nie wyjdzie, bo piłka płata figle, a mimo tego nie zniechęcasz się w sporcie, który de facto jest siłowy, a nie techniczno-taktyczny.

Mimo że jest bardzo efektowny.

Właśnie. Nie wszyscy zawodnicy nadają się na piasek. Mam wielu zawodników, którzy są świetni na hali, a bronią się przed piaskiem rękami i nogami. Tam po prostu trzeba włożyć wiele wysiłku, który nie zawsze przełoży się na końcowy efekt.

Przypadek ogrywa dużą rolę.

Kopiesz piłkę, odbija się od muldy i wpada do bramki. Beach Soccer to fajne uzupełnienie. Uważam, że trzeba patrzeć na piłkę pod takim kątem globalnym. Ktoś może się totalnie nie nadawać do gry na trawie albo hali, ale będzie dobry na piasku albo w każdej innej konfiguracji. Może ktoś może nigdy nie będzie profesjonalnym zawodnikiem, nie będzie z tego żył i utrzymywał rodziny, ale zostanie przy sporcie. To jak duża liczba osób, które zaangażujemy w piłkę, na jakiejkolwiek płaszczyźnie, przełoży się na to, ilu ludzi później będziemy mieli związanych z piłką – sędziów, trenerów, kibiców, sponsorów.

Ludzi mających wielowymiarowe doświadczenie.

Jeszcze inaczej, mogą nie być nawet w piłce, ale w niej byli, a dzisiaj mają swoje działalności gospodarcze i przychodzą do nich młodzi chłopcy i chcą wziąć udział w rozgrywkach LAKP-u(największe amatorskie rozgrywki w Lublinie) i potrzebują „x” pieniędzy. Ktoś niezwiązany z piłką, powie im, że może im dać, ale na korepetycje z angielskiego. Jednak ktoś, kto zna sport, może im pomóc. Powie sobie, że skoro ja mam, skoro mnie stać, dlaczego miałbym im nie pomóc. On przeszedł przez to, co się dzieje w szatni, przez przyjaźnie w piłce i liczba osób zaangażowanych rośnie, później przekłada się to na trybuny. Liczba osób przychodzących na stadion Motoru Lublin nie będzie wynosiła 3500, w porywach 4000 ludzi, tylko np. 8000, bo grupa ludzi związanych z dyscypliną będzie bardzo duża. Tak samo będzie na hali.

Do czego potrzebne są te wszystkie szkółki piłkarskie w Lublinie? Ktoś powie, że trzeba dawać pieniądze z miasta wykładać ogromne kwoty, a i tak wszyscy nie będą zadowoleni, bo jest za mało. Jednak dzięki temu w szkoleniu może brać udział przykładowo pięć tysięcy dzieciaków i wszyscy mogą trenować. Nie ograniczamy się do jednej szkółki, czy akademii. To co jest lepsze: szeroki wybór czy wąski?

Wtedy, gdy jest w kim wybierać. Ewentualnie pójdzie do innego sportu. Np. zobaczy trener, że ma predyspozycje do innych dyscyplin. Choć u nas tego nie ma, co jest w USA, gdzie wielu młodych ludzi długo trenuje kilka dyscyplin i dopiero w wieku 18-19 lat dokonują ostatecznego wyboru. W Polsce w tym wieku, każdy trener ci powie, że już dawno powinieneś być ukształtowany w jednym kierunku.

Inna kultura. Tam nacisk kładziony jest na ogólną sprawność. Na to, żeby człowiek funkcjonował według dobrych wzorców ruchowych, a czy on później zostanie bejsbolistą, koszykarzem czy kimkolwiek innym, to jest jego sprawa. Im więcej szkółek piłki ręcznej, koszykówki czy sportów walki, tym lepiej. Dla mnie ekstra. Ja się cieszę, gdy zawodnicy ode mnie z AMO, idą na zajęcia dodatkowe z zapasów czy judo, bo wiem, że ich ogólna sprawność fizyczna będzie wyższa. Będę mógł z nimi więcej zrobić rzeczy stricte piłkarskich, bo nie będę musiał poświęcać czasu na to, żeby oni potrafili zrobić przewrót w przód, bo zrobi to z nimi trener od zapasów.

Żeby przewracając się na boisku…

… Się nie połamał, dokładnie. Także zamykanie się w jednej dyscyplinie, nie da nam efektów. Twórzmy całe pokolenie sportowe, które będzie przystosowane ogólnie do sportu. Wtedy będziemy mieli więcej piłkarzy, futsalistów, siatkarek itd.

Paradoks polega na tym, że kiedyś starsze pokolenie grało we wszystkie dyscypliny na wf-ach, biegało po podwórkach, mimo że mówi się, iż nie było tego zorganizowanego szkolenia, wszyscy byli bardziej sprawni. Dzisiaj, gdy ktoś nie idzie do akademii piłkarskiej czy nie uprawia jakiegokolwiek sportu, to raczej nie gra pod blokiem tylko siedzi w domu. Dzisiaj mamy większe nakłady finansowe, większe możliwości, a dzieci są mniej sprawne.

Nakłady finansowe nie są aż tak ważne. Tutaj chodzi o kwestie kultury spędzania wolnego czasu, kultury ruchu.

Chodzi mi bardziej o możliwości. Dzisiaj trenują wszyscy na mniej lub bardziej, ale jednak równych boiskach, a kiedyś szło się i grało na kartofliskach. W Lublinie grało się choćby na ulicy Kresowej, które do dziś jest owiane legendą dla całego województwa. Gdy grałeś tam w upale, boisko było niemal..

Betonowe!(śmiech)

Właśnie miałem mówić, że twarde jak asfalt, a żeby były tam kałuże, chyba z miesiąc musiałoby padać…

Ale to nie przeszkadzało, żeby ten sport uprawiać.

Właśnie, każdy był mniej lub bardziej, ale sprawny.

Dzisiaj jak pójdziesz do jakiejś szkoły na wf, to na podstawie własnej obserwacji trafisz, kto dodatkowo gdzieś trenuje, w zasadzie 9/10. Jedno dziecko trafi się, że samo jeszcze wychodzi na podwórko i tam biega, bawi się. Jest taka przepaść pomiędzy dziećmi trenującymi a nic nie robiącymi, że to coś nieprawdopodobnego.

Wspomniałeś o AMO, które ma rozwijać najlepszych w zamyśle. Czy uważasz, że tak powinno to wyglądać, że od najmłodszych lat rozwijamy największe talenty, czy też próbować tych średnich doszkolić do najlepszych?

Powinniśmy szkolić jak największą grupę zawodników w klubach. Jednak, żeby zawodnik się rozwijał musi pracować w grupie o zbliżonych umiejętnościach. Każdy z zawodników na tle rówieśników może inaczej wyglądać w wieku 7 lat, a inaczej w wieku 17 lat. Ważne, żeby każdy robił systematyczne postępy na miarę swojego potencjału. Mając wyselekcjonowaną grupę zawodników w danym wieku możesz z nimi robić więcej niż są w stanie trenerzy w klubach, nie dlatego, ze pracują gorzej, ale dlatego, że otoczenie wymusza na zawodniku większe zaangażowanie.

Przyjmujecie szesnastu do jednej grupy. Czy następnych, którzy się nie zakwalifikowali monitorujecie? Np. ten, który dzisiaj jest jako siedemnasty czy dwudziesty i się nie dostał, ale podejrzewacie, że za dwa-trzy lata on będzie czołowym zawodnikiem danego rocznika albo i najlepszym.

Zawsze znajdą się zawodnicy, którzy z różnych przyczyn mogą się nie zakwalifikować, czasami jest to trema, czasami są niżsi i trudniej wykręcać im dobre czasy w testach opartych głównie na szybkości, jednak nie wolno ich skreślać w perspektywie czasu, bo nikt nie wie jak się rozwiną. Dochodzi jeszcze jeden element jakim jest talent do pracy. Zatem zawsze warto obserwować zawodników i dawać szanse, szczególnie tym, którzy wykazują się pracowitością i zaangażowaniem.

Zwłaszcza, że w najmłodszych rocznikach fizyczność robi różnicę. Dziesięć centymetrów w takim wieku stanowi przepaść.

Oczywiście, że tak. Skoro te testy są oparte w dużej mierze na wykręcaniu czasów, to wiadomo, że chłopiec, który jest o głowę niższy pobiegnie wolniej. Co nie znaczy, że w dłuższej perspektywie nie będzie skuteczniejszy na boisku o tego, który teraz biega szybciej. Gdyby w piłce liczyła się tylko szybkość, to graliby Ben Jonhson czy Usain Bolt, a nie grają…  Projekt jest fajny o tyle, że dzieciaki widzą, że można pracować trochę inaczej niż w klubach, można uzupełnić to czego uczą się w klubach, w dużej mierze ze względu na selekcję.

Zwłaszcza dzisiaj, gdy jest mniejsze zainteresowanie…

Tutaj bym się nie zgodził.

Może inaczej, mniej jest tych z dobrą sprawnością ogólną.

Teraz zgoda. Jeżeli my mamy grupę wyselekcjonowaną, mamy tych chłopców dwa razy w tygodniu na treningu, do tego trenerzy klubowi mają ich dwa razy w tygodniu na treningu, to ci chłopcy nie dość, że się wyróżniają, to mają dwa razy więcej jednostek treningowych.

I odjeżdżają…

Odjeżdżają zdecydowanie i to jest widoczne. Powiedzmy liczba chłopców, którzy nie dostają się na kolejny rok szkolenia, ten odsetek jest mały. Jeśli ktoś tam wchodzi łatwiej jest mu tam zostać.

Potem trudniej to innym odrobić.

Czasem trudniej, a czasem udaje im się, właśnie dlatego, że w różnym tempie się chłopcy rozwijają. W pewnym momencie łapią „to coś”. Mamy jednego chłopca, który dwa lata temu był 36. na testach, a w czerwcu minionego roku już się załapał w te ramy, bo się okazało, że za pierwszym razem jeszcze zbyt krótko trenował w klubie. Dopiero zaczynał swoje treningi, a jego potencjał był i jest duży. Nie zawsze ta selekcja jest idealna, bo nie da się zrobić tak, że trafimy najlepszych szesnastu, zawsze ktoś niestety się wymknie. Do tego dochodzą jeszcze rodzice, którzy wywierają na dzieciach dużą presję i podchodzą na zasadzie „takie świetne dziecko, więc jak mogliście go nie przyjąć”.

(Śmiech) Właśnie, czy KOR działa?

Jest wszędzie, choć muszę przyznać, że do tej pory spotykaliśmy takich rozsądnych ludzi, w sytuacjach, gdy dziecko trenowało z nami rok, ale wypadało z tego grona, to musieliśmy powiedzieć wszystko, dlaczego, co i jak i spotykało się to w większości ze zrozumieniem. Nigdy nie jest to ocena na zasadzie „nie rokuje do piłki nożnej”. Nie, bo ono już było w grupie wyselekcjonowanej, ale wiele rzeczy może się zmienić, może ktoś się pojawić, kto wcześniej nie trenował w klubie, inni mogą robić wiele rzeczy jeszcze poza klubem – wychodzić na podwórko i tam się doskonalić itd. Warto pamiętać, że to są dzieciaki, jeden podejdzie na luzie, a drugi będzie się stresował i też trzeba wziąć pod uwagę takie czynniki.

Na koniec pytanie o reprezentacje Polski na zbliżającym się futsalowym Euro?

Nie ma co ukrywać, że będzie bardzo trudno, bo trafiliśmy na dobre zespoły (Kazachstan i Rosja przyp. red.)

Dodatkowo z Kazachstanem mamy rachunki do wyrównania za mecze barażowe do ostatniego mundialu w Kolumbii.

Dokładnie, ale nie ma co ukrywać, że to są mega silne ekipy. My nie doceniamy też faktu, że jesteśmy na dużej imprezie, tylko od razu chcemy medali, a nas w futsalu nie było kilkanaście lat na dużej imprezie. Cieszmy się, że zespół osiągnął sukces, że spotkała się fajnie pracująca grupa, zarówno wcześniej pod wodzą trenera Biangi, czy teraz trenera Korczyńskiego. Drużyna, która potrafiła zremisować w najważniejszym meczu z Hiszpanią, więc jesteśmy na dużej imprezie i to już oznacza, że zaistnieliśmy. Nie było nas bardzo długo, więc wszystko to, co ugrają tam, jest tylko na plus.

Wyjście z grupy byłoby dużą niespodzianką?

Nie patrzmy na to tak. Wychodzą żywi ludzie do grania.

Patrząc przez pryzmat, kto jest faworytem. Jak na papierze potencjał w skali 0-10 nas i naszych rywali.

(Śmiech) Za dużo czynników decyduje o tym. Na pewno na każdy zespół można znaleźć sposób i my go będziemy mieli, kwestia czy będzie skuteczny, to się okaże. Myślę, że te powołania, która są świadczą, że trener Korczyński jakiś pomysł ma i pozostaje nam kibicować.

Rozmawiał Rafał Szyszka

Fortuna: Odbierz 100 zł na zakład bez ryzyka lub 20 zł ZA DARMO + bonus od depozytu do kwoty 400

Komentarze

komentarzy