Dziurawe buty i nie tylko, czyli personalizacja sprzętu na najwyższym poziomie w XXI wieku

Adidas, Nike, Puma, New Balance… Największe sportowe marki prześcigają się w coraz to wymyślniejszych modelach piłkarskiego obuwia, szukając „rewolucyjnych” rozwiązań, wzorów i kolorystyk, które przyciągną tłumy do sklepów. W tym celu podpisują kontrakty z piłkarzami, którzy stają się ich żywymi reklamami. Można by stwierdzić, że „idealne” buty powinny właśnie takimi być, przynajmniej dla piłkarzy (szary nabywca zawsze dostanie fabryczną parę). Jak się okazuje, często ta dbałość jest daleka od oczekiwań.

Patrząc na to, czym dysponowali piłkarze ponad pół wieku temu, można by pomyśleć, że osiągnęliśmy jakiś kosmiczny poziom. Najnowocześniejsze materiały, buty ważące tyle, że piłkarz prawie nie czuje, że je nosi, piłki sprawdzone i wyważone na każdym milimetrze. Dając współczesnym piłkarzom dawny sprzęt, najprawdopodobniej zobaczylibyśmy coś w stylu orlikowej kopaniny. W końcu zmieniło się dość dużo…

Świadkami wyścigu zbrojeń jesteśmy w niemal każdej dyscyplinie. Od curlingu, saneczkarstwa, przez kolarstwo, tenis, aż po skoki narciarskie i piłkę nożną. Po tym, jak zawodnicy dostają obuwie w wybranej przez siebie kolorystyce, z przeróżnymi napisami i oznaczeniami, wydaje nam się, że są skrojone również na miarę. Tymczasem co jakiś czas możemy zaobserwować przypadki, które każą mocno zwątpić w tę tezę. Postanowiliśmy wyszukać i opisać te najciekawsze.

Mats Hummels, filar Bayernu Monachium i reprezentacji Niemiec, ostatnio widziany był z tajemniczymi ciemnymi punktami na czubkach swoich butów. Jak się okazuje po dokładniejszym przyjrzeniu się, są to dziury, które były zawodnik BVB specjalnie sobie wycina. Powodem takiego zabiegu mają być przejściowe problemy zdrowotne skutkujące puchnięciem palców, które przeszkadzają stoperowi w normalnej grze. Teraz już wiadomo, skąd u klubowego kolegi Roberta Lewandowskiego tak dobra technika – po prostu od zawsze nie mógł wybijać piłki „z czuba”… – Może moje wycięcia to pomysł na nową linię butów, która powstanie w przyszłości – żartował zawodnik.

Kolejny na rozkładzie – Philippe Coutinho (choć niektórzy po tym nazywają go Cuttinhole) – swego czasu wycinał w jednym z modeli swoich butów dość dużą dziurę na pięcie. Żartownisie wymyślali kolejne hasła reklamowe dla koncernu, takie jak: „Nike – the shoes that breathe”, a jedną z ciekawszych teorii powstania dziury była skłonność Luisa Suareza do gryzienia. Przyczyną takiego działania był jednak po prostu najzwyklejszy pęcherzyk. Nawet najwygodniejsze buty przy wzmożonym ruchu potrafią powodować otarcia, których skutki znamy chyba wszyscy. Brazylijczyk, wycinając dziurę wokół zranionego miejsca, oszczędzał sobie dyskomfortu. Podobno jeśli coś wydaje się głupie, ale działa, to nie jest głupie…

Przenieśmy się do Hiszpanii. Gareth Bale, swego czasu najdroższy piłkarz świata, ostatnio coraz częściej zmaga się z przeróżnymi urazami. Wspominaliśmy o nich przy okazji ostatniej kontuzji łydki reprezentanta Walii, co nie jest u niego pierwszyzną. Dokładnie z tego samego powodu na początku 2016 roku skrzydłowy Realu Madryt wycinał sobie dziury w getrach. Miało mu to pomóc w walce z łydkowymi dolegliwościami, które były wtedy jego zmorą. Nowoczesne getry projektowane są specjalnie z myślą o poprawieniu krążenia krwi, zmniejszeniu ryzyka powstawania skurczów, naciągnięć czy opuchnięć. Jak widać na poniższym obrazku, nie na każdego to działa.

Polskie akcenty? Znaleźli się tutaj Robert Lewandowski i Kuba Błaszczykowski: zawodnik Wolfsburga niegdyś drążył podkładkę pod piętą i wykładał pianką. Lewandowski dla wygody obcina getry, co jest zresztą stosowane przez wielu zawodników. Było to widoczne w Premier League w 2012 roku, kiedy to zawodnicy wpadli w szał na punkcie tenisowych skarpet, które podobno zapewniały lepsze czucie piłki. Dobierano więc skarpety w kolorze klubowych geter, którym z kolei odcinali doły. Resztę naciągali na łydkę, a miejsce łączenia owijali metrami taśmy, która przy okazji podtrzymywała ochraniacze. Taki zabieg stosowali Holendrzy, jeszcze zanim było to modne, czyli… ponad 40 lat temu.

Swego czasu złotą zasadę miał również symbol Juventusu – Alessandro Del Piero, który twierdził, że buty muszą być o jeden numer za duże. Po tym, jak czarował w barwach „Starej Damy”, niektórzy zawodnicy narzekający na buty powinni przetestować ten patent… Warto tu wspomnieć również o Marouane Fellainim, który pozwał firmę New Balance na kwotę 2,1 mln funtów za szkody, jakie buty producenta wyrządziły jego stopom. Podobno, by w ogóle nadawały się do gry, zawodnik Manchesteru United musiał poddawać je zabiegom rozciągania przy pomocy gorącej pary. Amerykańskie przedsiębiorstwo broniło się tym, że Belg określił wcześniej ich buty jako idealne i zamówił kolejnych 12 par. Komedia…

Jak widzimy, nie wszystko złoto, co się świeci. Zawodnicy często sami „personalizują” swój sprzęt do własnych potrzeb, jednak trzeba przyznać, że nie wygląda to dobrze i nie stawia producentów w dobrym świetle – nawet jeśli to nie ich wina. Grube pieniądze, które firmy pompują w swoje piłkarskie twarze, powinny sprawiać, że sprzęt zawsze wygląda idealnie. Nawet jeśli piłkarz potrzebuje delikatnej zmiany, powinien zgłosić się do producenta z prośbą o lekką przeróbkę. W innym razie wygląda to po prostu na wadliwy produkt, który piłkarze sami próbują naprawić. A chyba nie o to w tym wszystkim chodzi.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka
+ do 400 zł

 

Komentarze

komentarzy