Ekstraklasa pokazała swoją siłę i ograła Zenit

Janusz Gol
(Fot. fczenitspb.ru)

Mecze ligi rosyjskiej nie cieszą się w Polsce zbyt dużym zainteresowaniem, a szkoda, bo dzisiaj rano było na co popatrzeć, gdy Amkar Perm ograł Zenit St. Petersburg 1:0. Nie byłoby w tym nic interesującego, gdyby nie świetny występ Janusza Gola. Dodatkowo strzelcem bramki został były zawodnik Ruchu Chorzów, Rołand Gigołajew.

Dwóch bohaterów Amkaru to jednak nie wszystkie polskie akcenty w tym spotkaniu. W barwach gospodarzy wystąpił również Paweł Komołow, który niegdyś reprezentował barwy GKS-u Bełchatów, a dzisiaj również miał swoją okazję na gola i podwyższenie wyniku.

Jednak skupmy się na naszym rodzynku, czyli Januszu Golu. W Polsce zapomniany i kojarzony wyłącznie z Rosją. Nawet jeśli ktoś nie wie, że gra w Amkarze Perm, to pamięta jego trafienie przeciwko Spartakowi na Łużnikach, które dało Legii awans do kolejnej rundy. Wtedy doczekał się nawet przyśpiewki „Janusz Gol allez allez” i właściwie tyle…

Tyle że 31-latek naprawdę solidnie prezentuje się w rozgrywkach rosyjskiej Premier Ligi. Jest podstawowym zawodnikiem swojego zespołu, mimo pozycji defensywnego pomocnika zaliczył pięć asyst, a dzisiaj mógł mieć szóstą, gdyby Komołow wykorzystał wspomnianą sytuację. Jednak to byłby dodatek do właściwej pracy, którą musi wykonać w środku pola. Poniżej statystyki naszego rodaka:

Oczywiście to był też mecz z gatunku tych, w których defensywny pomocnik był widoczny. Duża przewaga rywala, którą było widać chociażby w statystyce podań – 258 po stronie Amkaru i 560 dla Zenita.

Ważną i wartą uwagi kwestię poruszyli komentatorzy meczu. Być może Janusz Gol powinien dostać szansę w reprezentacji. Owszem w środkowej strefie mamy Piotra Zielińskiego czy Karola Linettego, którzy dobrze sobie radzą we Włoszech, ale jest również Grzegorz Krychowiak, który ma kłopoty z grą w PSG. Na grę w podstawowym składzie Janusz Gol miałby niewielkie szansę, ale dobre występy w solidnej europejskiej lidze – dużo mocniejszej od naszej – mogłyby zostać docenione.

Komentarze

komentarzy