Emigracja z nietypową historią w tle

Może nie mamy najlepszej reprezentacji, najlepszych zespołów, najlepszych dyrektorów sportowych oraz najlepszych stadionów, ale trzeba przyznać, że jeżeli coś się już u nas dzieje i jest to związane z piłką nożną, wtedy możemy śmiało mówić o czymś niecodziennym, a zarazem niesamowitym!

Weźmy na przykład takiego udawanego Ronaldo, który w minioną sobotę wbiegł na murawę Stadionu Narodowego i próbował przekazać Benzemie nowe zamiary taktyczne, które odkrył w Football Manager 2014. Taki zwykły wybryk, z którego śmiała się cała Europa, oczywiście oprócz Polski, a dokładniej polskiego wymiaru sprawiedliwości. Bowiem biało-czerwona wersja CR7 (trochę grubsza i podstarzała) po trzech dniach została skazana i teraz musi zapłacić 1800 złotych grzywny oraz nie wejdzie na stadion przez kolejne dwa lata. Jednak sądzę, iż te marne 1800 złotych jest niczym dla tego pana. Możliwe, że poszedł w ślady golasa z Zabrza i postawił u jakiegoś bukmachera dwieście złotych na to, że podczas Super Meczu na boisko wbiegnie pseudo Ronaldo. Chociaż z drugiej strony, trochę mi go szkoda. W jego przypadku sądy zadziałały błyskawicznie, ale już z pijakiem rozjeżdżającym ludzi po sopockim molo mają olbrzymi problem i naprawdę nie wiedzą, co z nim uczynić.

Cóż, takie w Polsce mamy porąbane prawo. Jednak akurat ten temat zostawmy na inny dzień. Czy mają u nas miejsca jeszcze inne, ciekawe incydenty? Naturalnie! Oprócz przebierańców, posiadamy również kryty basen narodowy, który w pierwotnych zamiarach miał być boiskiem do piłki nożnej. Ale to jeszcze nic! Niedawno Mistrz Polski, jako jedyny w Europie, potrafił wdać się z UEFA-ą w olbrzymi konflikt, a wszystko przez głupie cztery minuty nieuprawnionego zawodnika. Aczkolwiek wspomnianą wojnę zakończył w poniedziałek Trybunał Arbitrażowy w Lozannie i właśnie mieliśmy powracać do stanu normalności, aż nagle pewien pomocnik z Ekstraklasy postanowił diametralnie zmienić swoje życie, a przy okazji rzucić wyzwanie autorom Księgi Rekordów Guinnessa.

W naszym kraju lepiej nie podejmować tematu obecności farbowanych lisów w reprezentacji. Od razu znajdzie się miliard zwolenników i dwukrotnie więcej przeciwników. Na czele tych pierwszych staje każdy nowy selekcjoner, licząc od Leo Beenhakkera. Albo bardziej od Jerzego Engela, ponieważ on też nie miał żadnych przeciwwskazań do obcokrajowców biegających z orzełkiem na piersi. Dla nich byle jaki Francuz, który miał dziadka Polaka, kwalifikuje się na solidnego reprezentanta. Niestety, w większości przypadków farbowane lisy okazują się niewypałami, co jest wodą na młyn dla przywódcy ich przeciwników – Jana Tomaszewskiego. Jednakże ile byśmy się o nich wykłócali, to świata nie zmienimy. Prawda jest taka, że efekt globalizacji dotyka również piłkę nożną (i nie tylko) i do wielu drużyn narodowych przyjmuje się „nie swoich”. Najlepszy przykład? Nasi zachodni sąsiedzi! W szatni Mistrzów Świata nie przebywają sami rodowici Niemcy. Ale jakoś nikomu taki stan rzeczy nie przeszkadza. Wyniki są, więc nikt nie widzi potrzeby krytykowania Turków czy Polaków zakładających koszulki niemieckiej drużyny. A może jednak znalazłaby się taka osoba! Na szczęście od ponad półwieku najprawdopodobniej nie żyje.

Znów za bardzo się rozpisałem, dlatego przechodzę wreszcie do meritum. Nawiązałem do kwestii farbowanych lisów, bowiem pewien nam bardzo dobrze znany piłkarz postanowił „zmienić dom”. Otóż Emmanuel Sarki zadecydował, że od wczoraj będzie reprezentował Haiti! Jeżeli ktoś nie wiedział, to przypominam, że do 18 sierpnia 2014 roku wciąż żył w nadziei, iż dostanie powołanie do drużyny narodowej Nigerii. Nie doczekał się, dlatego przy pomocy klubowego kolegi – Donalda Guerriera – wpadł w oko selekcjonerowi Haiti. Jest nim (jeżeli wikipedia nie kłamie) Marc Collat. Koleś ewidentnie musiał być w niezwykłym dole, że zgodził się na objęcie tej drużyny. Teraz jest zdesperowany i chwyta się byle czego, żeby w ogóle coś osiągnąć z tą ekipą, o czym świadczy jego decyzja. Ani razu w swoim życiu nie widział jak gra Sarki, a i tak zgodził się na niego.

Nie krytykuję Sarkiego, bo miał prawo do tej decyzji. Nie krytykuję też dlatego, ponieważ w rzeczywistości próba dostania się do reprezentacji Haiti może nie wypalić. Aby otrzymać obywatelstwo, trzeba spełnić parę wymogów. Najlepiej mieć jakiegoś przodka z danego kraju. Czy pomocnik Wisły ma? On uważa, że tak. I właśnie w tym miejscu zaczyna się najśmieszniejsza część całej sprawy. Na stronie Przeglądu Sportowego pojawiła się wypowiedź Sarkiego, który twierdzi, że jego pradziadek był misjonarzem i emigrował z Haiti do Nigerii. Scenariusz jak najbardziej możliwy i łatwy do udowodnienia. Ale inna rzecz intryguje. W kolejnym zdaniu dodał, że jego pradziadek zmarł niedawno w wieku stu trzydziestu dwóch lat! Aha?

Jak napisałem na początku, jeżeli coś się u nas dzieje, jest to coś wyjątkowego. Sarki swoją wypowiedzią podważył wszelkie statystyki oraz kroniki i tym samym każe ustawić nową hierarchię w klasyfikacji najstarszych ludzi w historii. Pradziadek piłkarza z polskiej Ekstraklasy przebił o dziesięć lat liderkę tego rankingu – Francuzkę Jeanne Calment, która zmarła siedemnaście lat temu!

Wiarygodność słów Emmanuela Sarkiego jest mało prawdopodobna. Po prostu palnął głupotę, która podważa również jego haitańskie korzenie. Tak naprawdę sam nie wie, ile lat przeżył jego pradziadek zamieszkujący w Afryce, w której nie za bardzo dba się o ważną dokumentację, a co dopiero o akty urodzeń itp. Wiślak będzie chyba musiał poczekać na zlitowanie prezydenta Haiti, bo wątpię, żeby udało się mu potwierdzić pochodzenie misjonarza z Karaibów. No chyba, że pomocna okaże się ciocia Sarkiego, która ma podobno sto dwa lata i dobrze się trzyma (wg piłkarza). Nie pozostaje nic innego niż życzyć podopiecznemu Franciszka Smudy szczęścia na nowej drodze życia, przez którą przejdzie jako (chyba) Haitańczyk. Powinniśmy mu również podziękować za to, że w smutnym dla polskiej piłki okresie, dał swoją wypowiedzią powód do śmiechu.

A co jeśli ma rację? Czyżby jego przodek na serio przeżył sobie sto trzydzieści dwa lata w trudnych, afrykańskich warunkach? Jeśli tak, nic tylko pogratulować i oczekiwać, że u Sarkiego gen długowieczności również występuje i będzie grał w Krakowie przez kolejne dwie dekady.

Komentarze

komentarzy