Miał zostać trenerem Barcelony i został. „Mrówka” zastępuje „Lucho”

Ernesto Valverde

Wczorajsza decyzja katalońskiego klubu prawdopodobnie ucieszyła wielu dziennikarzy, bo od kilku tygodni grzano do granic czerwoności temat pod tytułem „Ernesto Valverde nowym trenerem Barcelony”. No, i udało się, bo „El Txingurri”, czyli „Mrówka”, zamienia deszczowe Bilbao na słoneczną stolicę Katalonii, a przed nim prawdopodobnie najtrudniejsze wyzwanie w karierze, mając jednocześnie najlepszy tercet ofensywny w historii.

Można powiedzieć, że Ernesto Valverde już pracował w klubie, w którym jedynym celem jest zwycięstwo w każdym meczu i w każdych rozgrywkach. Dwa podejścia do Olympiakosu to namiastka tego, co go czeka na Camp Nou. Oczywiście wszystko trzeba podzielić przez dwa albo trzy, bo to zupełnie inna skala. Przede wszystkim tutaj ma prawdziwą konkurencję w postaci Realu i Atletico, a przede wszystkim, tutaj patrzy na niego nie tylko region, kraj, kontynent, ale cały świat. Wielu z jego poprzedników nie potrafiło sobie z tym poradzić, jak choćby Tata Martino, który do czasu pracy w Barcelonie uchodził za trenera dobrego, a od tamtej pory kompletnie zeszmacony przez media i kibiców, teraz uznawany za pokrakę i trenerskiego nieuka…

Tyle że przeskok Valverde będzie dużo mniejszy, bo pracował już w hiszpańskich klubach z presją. Taka dotyczy Valencii, w której w roli strażaka zatrzymał się na chwilę, oraz w Bilbao, czyli bardzo specyficznym klubie. Prawdopodobnie jedynym w Hiszpanii, który ma pieniądze i jak na swoją pozycję nawet duże, ale nie ma jak z nich skorzystać. Potrafił jednak wprowadzić kilku zawodników do pierwszego zespołu, a to będzie tylko dodatkowy plus dla niego, wszak od kilku sezonów coraz głośniej się mówi o posusze w La Masi i braku nowej krwi w pierwszym zespole. Tymczasem na konto Ernesto Valverde można zapisać – Williamsa, Yeraya Alvareza czy Kepe Arrizabalagę w Athleticu. Pomijamy Aymercia Laporte’a, bo tutaj korzystał z odkrycia Bielsy. Tak czy siak dokooptował zawodników, którzy albo dostarczą na San Mames kolejne worki z pieniędzmi, albo zostaną legendami „Los Leones”. Wypromował do reprezentacji Xabiera Etxeite, Mikela San Jose czy, albo przede wszystkim, Artiza Aduriza, który przechodzi swoją drugą, trzecią i kolejną młodość. Wreszcie, awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów kosztem Napoli. Lista sukcesów spora i trudna do przecenienia, ale jednocześnie wydaje się, że z obecnym Athleticem osiągnął sufit i dla obu stron ta zmiana jest korzystna – on dostaje sportowy i finansowy awans, a zespół będzie miał impuls, który może pozwoli pójść jeszcze wyżej.

Dotychczas na koncie Valverde widnieją trzy mistrzostwa Grecji, dwa puchary, finał Pucharu UEFA w barwach Espanyolu, finał Pucharu Króla dla Athleticu – przegrana z Barceloną w finale – oraz Superpuchar Hiszpanii przywieziony do Bilbao właśnie kosztem „Blaugrany” jako rewanż za wspomniany Puchar. Gablota może jeszcze skromna, ale nie licząc klubu z Pireusu, do tej pory nie prowadził krajowego potentata, a teraz trafia do miejsca, w którym jedno trofeum rocznie to absolutnie minimum!

 

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!

 

Komentarze

komentarzy