Guardiola po porażce z Evertonem… pogratulował swoim zawodnikom

Hiszpański trener w ostatnich tygodniach coraz bardziej przekonuje się, jak wymagające są realia Premier League. Ostatnie osiem ligowych kolejek to cztery wygrane i cztery porażki, przez które Manchester City spadł na piąte miejsce w tabeli. Najbardziej dotkliwa była jednak ostatnia porażka z Evertonem, który zaaplikował aż cztery gole, nie tracąc przy tym żadnego.

Mogłoby się wydawać, że trenerzy po takich meczach wściekają się na zawodników, wytykają im popełnione błędy, brak zaangażowania etc. Biorąc pod uwagę, że Pep to dość temperamentny facet, tym bardziej takiej reakcji byśmy się spodziewali. Hiszpan na pomeczowej konferencji jednak nie pokazał ani złości, ani smutku czy rozżalenia. Wręcz przeciwnie – chwalił swoich podopiecznych.

Po meczu część gwiazd „Obywateli” czekała, aż posypią się gromy. Niemałe musiało być ich zdziwienie, kiedy Guardiola po wejściu do szatni pogratulował swoim zawodnikom dobrej gry, nie krytykując nawet rażących błędów, które pojawiły się szczególnie w formacji defensywnej. Być może było to użycie odwrotnej psychologii, zabieg i sztuczka mająca na celu poprawić morale zawodników, ale niewykluczone, że wynikało to po prostu z bezsilności. W końcu niedzielna porażka nie jest jakąś zwykłą, kolejna porażką. To powtórzenie najwyższej przegranej… w całej menedżerskiej karierze Hiszpana. Przez cztery lata pracy w Barcelonie najbardziej dotkliwa była porażka 0:2 z Herculesem, natomiast w Bayernie 0:4 z Realem Madryt. Podobieństw w sile „Królewskich” i Evertonu jednak próżno szukać.

Spytany przez dziennikarzy o opinię, powiedział: – W pierwszej połowie stworzyliśmy wystarczająco dużo okazji, by strzelić bramkę. Przeciwnicy stworzyli jedną i prowadzili do przerwy. (…) Martwiłbym się, gdybyśmy mieli duże problemy z kontrolowaniem meczu. Mówiąc to, mam na myśli – to mój punkt widzenia, mimo że wiele osób się ze mną nie zgadza – posiadanie piłki i stwarzanie okazji do zdobycia gola. A tego nie zabrakło. Ale co w przypadku, gdy rywale pierwszy raz wychodzą z akcją i po kilku podaniach Lukaku zdobywa gola? To, że stwarzamy okazje i napastnicy nie potrafią ich zamienić na gola, wpływa na ich pewność siebie. Potem jest coraz trudniej. (…) Oczywiście, że wolę wygrywać niż przegrywać, ale jestem zadowolony, że sposób gry, jaki próbuję wcielić, jest realizowany w miarę możliwości najlepszy sposób. Dziś nie mieliśmy szczęścia, dlatego musimy skupić się bardziej na kontrolowaniu spotkań i stwarzaniu jeszcze większej liczby sytuacji.

Jak widać, Hiszpan dalej stoi murem za swoją filozofią i wizją gry. Z jednej strony, nie można mieć mu tego za złe, bo na początku sezonu sprawdzało się to świetnie. Teraz problemy są raczej spowodowane wiekiem zawodników (z Evertonem sześciu miało ponad 30 lat, a średnia wieku przekroczyła 29 lat), który uniemożliwia preferowany przez Pepa intensywny pressing, oraz przede wszystkim fatalną dyspozycją obrońców. John Stones w poprzednim klubie – właśnie w Evertonie – był filarem obrony, natomiast w City co chwilę zalicza brzydkie „babole”, co naraża drużynę na stratę bramek, a kolegom na pewno nie dodaje pewności. Teraz większość śmieje się i wręcz szydzi z Guardioli, ale chyba jednak warto poczekać przynajmniej rok do ostatecznych osądów.

Komentarze

komentarzy