Kolejna kontrowersja omija ekstraklasę

Ekstraklasa nie jest być może najlepszą ligą, jeśli chodzi o poziom gry. Na pewno jej plusami są za to emocje, które – mimo wszystko – potrafi wywołać, nieprzewidywalność i swojski koloryt. Ten ostatni przychodzi do nas za sprawą poszczególnych piłkarzy.

Transfery niektórych klubów mogą pozostawiać wiele do życzenia. Aż trudno uwierzyć, że w lidze, w której o króla strzelców, według założeń, miał walczyć Denis Thomalla, znalazło się miejsce również dla Vadisa Odjidji-Ofoe. Nie znalazło się za to choćby dla Paulinho – reprezentanta Brazylii, który okazał się… zbyt słaby na ŁKS! Ba, wystarczy wspomnieć, że drużyna, która wynalazła Radovicia czy wspomnianego Odjidję, nie zdołała odkryć talentu w Robercie Lewandowskim.

Tak, na pewno polscy skauci mają dosyć specyficzny sposób poszukiwania. Ich uwagę potrafią bowiem przykuć zawodnicy, którzy choć na boisku są raczej średniakami, dużo bardziej wyróżniają się poza murawą.

Pisząc o takich przypadkach, niemal od razu na myśl przychodzą transfery największych polskich klubów, które szybko okazały się strzałem w stopę. Daleko szukać nie trzeba. Lech Poznań zaraz po Denisie Thomalli sprowadził na atak Nicki Bille Nielsena. W poprzednich klubach Duńczyk wyróżniał się nie tylko grą, ale także innymi zachowaniami. Krótko mówiąc – potrafił wypić, nawet podczas meczu.

W „Kolejorzu” lubią chyba jednak ekstrawaganckich Skandynawów. W trwającym okienku transferowym przy Bułgarskiej znowu postanowiono zaryzykować. Tym razem do Lecha trafił Christian Gytkjaer, a zatem zawodnik, który na pewno nie był gwiazdą w swoim poprzednim klubie (TSV Monachium), ale świecił jedynie… roznegliżowanymi fotkami na Instagramie.

Zawodnicy Lecha, choć dosyć specyficzni, radzą sobie jednak w naszych warunkach na, powiedzmy, średnim poziomie. Gorszy transfer trafił się za to warszawskiej Legii. Do stolicy sprowadzony został bowiem nie tak dawno Steeven Langil. Pomocnik z Martyniki miał roznieść ekstraklasę. Roznieść udało mu się jednak tylko kilka warszawskich klubów, bawiąc się przy tym znakomicie.

Po nim w Legii długo nie było już kontrowersji. Teraz jednak do stołecznego klubu miał trafić ktoś, kto nie budzi tak błahych kontrowersji, jak alkohol czy fajki. Ba! Gość nie może używać ani jednego, ani drugiego. Nie może również pokazywać się roznegliżowany. Zabrania mu tego… religia. Nacer Barazite jest muzułmaninem. Radykalnym. I jeszcze do wczoraj całkiem na poważnie był łączony przez holenderskie media z Legią Warszawa.

Taki grajek, z przeszłością w Austrii Wiedeń czy AS Monaco, a teraźniejszością w Utrechcie, gwarantowałby z pewnością wysoki poziom. Być może byłby piłkarsko idealnym zastępcą Vadisa Odjiji-Ofoe i podobnie jak Belg przerósłby naszą ligę. Mimo tych wszystkich atutów dużo pewniejsze byłoby jednak, że byłby on jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci w ekstraklasie.

Już w 2015 roku Barazite popisał się swoją religijnością po meczu Eredivisie, gdy skończywszy wywiad, odmówił podania ręki dziennikarce. Daria Kabała-Malarz, Sonia Śledź czy Paulina Bojarska mogą jednak spać spokojnie. Dziś informację o domniemanym transferze zdementował sam prezes Legii Warszawa.

Na stołecznych boiskach powinno obyć się zatem bez megakontrowersji. Na jak długo? O tym dopiero się przekonamy. Poszukiwania zawodnika, który będzie w stanie zastąpić Vadisa Odjidję-Ofoe, wciąż trwają. A nigdy nie wiadomo, na kogo wpaść mogą nasi skauci.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka
+ do 400 zł bonusu!

Komentarze

komentarzy