Kopciuszek bije księżniczkę

To co się wydarzyło w Lille zaskoczyło nas wszystkich. Belgia miała wygrać to spotkanie bez najmniejszych problemów i szybko chciała to udowodnić. Na szczęście ambicja Walijczyków nie pozwoliła nam obejrzeć jednostronnego spotkania.

Przygotowując się do oglądania tego meczu nie dało się pominąć wczorajszego wieczora. Większość Polaków nastawiała się na to widowisko przez pryzmat braku awansu Biało-czerownych. Jedni kibicowali Walii, porównując ich team do naszego. Inni natomiast ściskali kciuki za Belgów, bo ci postawiliby większy opór Portugalii, czym pomściliby Polaków.

Mecz zaczął się emocjonująco. Trzy setki w trzy sekundy? Chyba nawet Sławek Peszko tak nie potrafi.

Kolejne minuty ubiegały, a gra się stabilizowała. W tym fragmencie gry to Belgowie dominowali. Byli dobrze zorganizowani, choć nie ma muru, którego nie staraliby się przebić przybysze z Wysp. Przy piłce częściej byli jednak podopieczni Wlimotsa i pierwszego, pięknego gola obejrzeliśmy za sprawą Czerwonych diabłów.

Kibice z Polski żałowali tylko, że nasi reprezentanci nie próbowali tak uderzać z dystansu. Radość Belgów ucichła jakieś 20 minut później. Walia wciąż nacierała i dało to zamierzony efekt. Po sprytnym zachowaniu przy rzucie rożnym wyrównał kapitan Smoków Ashley Williams.

Dało się w tej sytuacji odnaleźć metodę rodem z polskiej myśli szkoleniowej trenera Marka Motyki.

Lider Walijczyków dziś mniej efektywny, ale wciąż widoczny. Bale szarpał, próbował brać Belgów na swój największy atut, czyli szybkość. Świetny rajd zakończony nieco gorszym strzałem. Hazard i spółka stracili w tym momencie wcześniejszą pewność. Mecz przerodził się w starcie dwóch równych ekip.

Turnieju życia nie rozgrywają na pewno bracia Lukaku. Starszy mało strzela, młodszy średnio broni. Bardzo średnio.

Mecz niczego sobie, a widzowie kreatywni jakby wiało nudą. Swoją drogą, ten użytkownik przewidział końcowy rezultat spotkania.

Pierwsza, bardzo przyzwoita połowa powoli dobiegała końca. Inaczej oglądało się te 45 minut ze świadomością, że na Euro nie ma już reprezentacji Polski.

Walia już wykonała 200% swojego planu na turniej, ale wciąż chcą więcej. To się nazywa ambicja. Belgowie natomiast gonią, ponownie chcą wyjść na prowadzenie za wszelką cenę. Swoje okazje mieli De Bruyne i Hazard, ale nic z tego nie wynikało. Co innego Smoki. Ziały ogniem raz po raz i nadszedł ten moment. Akcja prawą stroną boiska, piłka trafia do Hala Robsona-Kanu, a ten świetnie wyprowadza w pole belgijskich obrońców i daje niekwestionowanej niespodziance Euro 2016 gola na 2:1.

Podziw za tę akcje. Kopciuszek znów pokazuje pięknej księżniczce, że nie liczy się opakowanie. A działacze Reading mogą żałować, że zwolnili takiego napastnika. Tak, strzelec tego gola jest obecnie bez klubu.

Walia mając upragniony wynik grała swoje. Walecznie i dobrze w defensywie. Nieco zestresowani Belgowie niemrawi w ataku. Zresztą w obronie też. Bale i spółka dobrze to wykorzystują.

W półfinale nie zagra jeden z architektów tego sukcesu – Aaron Ramsey. Będzie pauzował za kartki. Tymczasem spotkanie zbliżało się do końca, Walia wciąż prowadziła. Niektórzy stracili już wiarę w… Euro.

Belgów chyba zjadała presja. W obronie zagrali fatalnie. Niefrasobliwość wykorzystał Sam Vokes i z dokładnego dośrodkowania uczynił 3:1. Sensacja wisiała w powietrzu.

Gdybanie nie ma sensu, ale pomyślcie jaki piękny byłby półfinałowe starcie Polska – Walia. Niestety, Polacy wrócili już do kraju, a Walijczycy mając już pełny luz powalczą o przejście do historii futbolu. W historii swojego kraju już zapisali się z pewnością.

Walia po raz kolejny pokazała, że chcieć to móc. Ambicja i konsekwencja zaprowadziły tę drużynę do półfinału mistrzostw Europy. Mieli szczęście? Podobno sprzyja lepszym.

Komentarze

komentarzy