Lewandowski największym pechowcem w Europie, ale z kolejną świetną serią. Messi i Ronaldo daleko w tyle

Robert Lewandowski z roku na rok zaskakuje nas coraz bardziej. Człowiek, który w wielu zakątkach świata jest naszym najlepszym ambasadorem („From Poland? Ohh, like Lewandowski!”), swoją świetną postawą zapewnia Bayernowi i reprezentacji Polski spokój w ofensywie. Niesamowita skuteczność – jak to często bywa – przekłada się również na różne indywidualne osiągnięcia.

Dwukrotny król strzelców Bundesligi to już teraz żywa legenda tejże ligi. Rok temu jako pierwszy zawodnik od czterech dekad zdobył 30 bramek w sezonie, w obecnym powtórzył to osiągnięcie. Przed ostatnią kolejką o jedną bramkę wyprzeda byłego kolegę z BVB – Aubameyanga, który od początku sezonu depcze Polakowi po piętach. Lewandowski w drodze do hat-tricka tytułów króla strzelców wyśrubował dwa rekordowe wyniki, jednak tylko jeden pozytywny. O co chodzi?

Kibice piłkarscy często mówią, że jeśli napastnik wykonuje dużo karnych, to jest w jakimś sensie gorszy od tego, który strzela tyle samo wyłącznie z gry. Prawda jest jednak taka, że i to trzeba umieć. Od lat za wzór tego stałego fragmentu gry uchodził Ronaldo, ale teraz trzeba będzie to zmienić. I to dzięki… naszemu napastnikowi.

17 sierpnia 2014 roku Robert Lewandowski stanął naprzeciwko Daniela Masucha, w meczu Pucharu Niemiec z Preussen Muenster. Górą był bramkarz, który zatrzymał piłkę posłaną z jedenastego metra. Od tamtego momentu Polak 19 razy podchodził do wykonania rzutu karnego – nie pomylił się ani razu. Na to osiągnięcie złożyło się 15 bramek w Bayernie i cztery w reprezentacji – ostatnia z nich padła w szalonym meczu z Lipskiem wygranym 5:4. W analogicznym okresie Lionel Messi wykorzystał 22 na 30 takie próby, Ibrahimović 24 na 28, a Cristiano Ronaldo 30 na 40 (co też pokazuje, dlaczego jego najbardziej kojarzymy z tym stałym fragmentem gry). Lewandowski w całej karierze nie wykorzystał jedynie czterech „jedenastek”.

Dla tych, którzy lubią hejtować i umniejszać czyjeś zasługi, jest też inna statystyka. Jeśli Robert miałby być słabszy od Aubameyanga, bo nie licząc karnych, zdobył 25 bramek (Gabończyk 28), jest on również – razem z Kevinem De Bruyne – największym pechowcem w Europie. To właśnie ci dwaj panowie obijali aluminium w obecnym ligowym sezonie aż… dziewięć razy.

Aż strach pomyśleć, jaki szał panowałby na punkcie Polaka, gdyby w tych kilku sytuacjach troszkę bardziej sprzyjało szczęście. 39 bramek i jeden mecz na zdobycie czterdziestej – to by było osiągnięcie, którego być może nie pobiłby już nikt w przyszłości Bundesligi (ostatni raz taki wyczyn udał się Gerdowi Muellerowi – 40 bramek w sezonie 1971/1972). Mimo wszystko osiągnięcia naszego rodaka są i tak rewelacyjne. Trzymamy kciuki, by w ostatniej kolejce sezonu udało się utrzymać przewagę nad „Aubą”. Mecz Bayernu z Freiburgiem (jak i wszystkie pozostałe) już w sobotę o 15:30.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!

 

Komentarze

komentarzy