Najlepsze kasztany na Placu Pigalle, a najlepsze mecze w Sewilli. Derby, które były „gran”

Radość piłkarzy Betisu po bramce. Fot. Twitter.com/RealBetis

Gdy 15 października minionego roku Betis przegrał z Valencią 3:6 wydawało się, że żaden mecz w tym sezonie LaLiga nie będzie miał podjazdu do tego starcia. Nie minęły trzy miesiące i w derbach Sewilli obejrzeliśmy równie kapitalne zawody, w których padła jedna bramka mniej. Krótko mówiąc, ten sezon pod względem atrakcyjnych meczów zdecydowanie należy do stolicy Andaluzji, w której od dzisiaj rządzi Betis po wygranej 5:3!

Zapowiadaliśmy Gran Derbi tłumacząc, dlaczego to mecz obu sewillskich ekip ma taką, a nie inną nazwę. Sobotni mecz pokazał, że nazwa dzisiaj pasowała aż nadto, bo mecz na Ramon Sanchez Pizjuan był po prostu GENIALNY! Osiem bramek, kilkanaście sytuacji podbramkowych, a do tego tempo, którego nie wytrzymałoby wielu długodystansowców.

Trzeba jednak przyznać, że Sevilla dokonała niebywałej rzeczy. Rozpoczynała mecz od środka, a mimo tego już po 22. sekundach przegrywała! Strata Clementa Lengleta, kilka podań gości i piękny gol Fabiana Ruiza. Wychowanek Realu Betis szybko rozpoczął strzelanie, ale nie przebił Jose Reyesa z listopada 2012, który otworzył wynik po 15. sekundach i również to rywal rozpoczynał od środka.

Później nastąpiła wymiana ciosów ze stałych fragmentów gry. Najpierw dośrodkowanie Sergio Escudero sprytnie wykorzystał Wissam Ben Yedder, a kilka minut później to samo uczył Zou Feddal po centrze Joaquina. Końcówka to wyraźna przewaga gospodarzy, którą udokumentowali golem Simona Kjaera, ale zarówno w tej, jak i poprzednich sytuacjach, bardzo niepewnie zachowywał się Antonio Adan, który albo miał puste przeloty, albo był kompletnie niezdecydowany w swoich poczynaniach.

W drugiej połowie początkowo ruszyła Sevilla, ale znowu na prowadzenie wyszedł Betis. Najpierw w słupek trafił Andres Guardado, ale po chwili ciosy wyprowadzili Riza Durmissi i Sergio Leon. Gospodarze zripostowali golem Lengleta, ale całość zamknął Cristian Tello, który kontrą w 95. minucie ustalił wynik na 5:3 dla Betisu. Mecz absolutnie szalony, w którym nie brakowało niczego. Bramek pod dostatkiem, żółtych kartek – jak to w derbach – również nie brakło, ale najlepszym podsumowaniem była statystyka z 72. minuty.

Siedem goli wpadło przez ponad godzinę gry, a bramkarze bez żadnej udanej interwencji!

Vincenzo Montelle czekają teraz trudniejsze chwilę, bo awans do 1/4 finału pucharu nie przykryją przegranych derbów, nie przykryją faktu, że Betis po raz pierwszy w historii strzelił na stadionie Sevilli pięć bramek. Z resztą Nervionenses po raz czwarty w sezonie tracą przynajmniej cztery gole w jednym meczu. Do Liverpoolu, Spartaka i Realu Madryt dołączył lokalny rywal.

A przecież Betis był prowadzony przez Marcosa Alvareza, trenera przygotowania fizycznego, który chwilowo awansował do roli prowadzącego trenera, bo na ławce nie mogli zasiąść ani Quique Setien, ani jego asystent Eder Sarabia! Co ciekawe w następnej kolejce Verdiblancos u siebie też będą mieli kłopoty kadrowe, bo za kartki pauzować będą stoperzy Aissa Mandi i Zou Feddal, a z urazem boisko opuścił Antonio Barragan, co może oznaczać konieczność wymiany nawet 3/4 linii defensywy! Tyle że Setien i spółka tym faktem będą się martwić dopiero po weekendzie, bo teraz czeka ich prawdopodobnie dłuuugie świętowanie, w końcu przerwali domową passę meczów bez porażki w lidze Sevilli, która trwała 410 dni.

Fortuna: Odbierz 100 zł na zakład bez ryzyka lub 20 zł ZA DARMO + bonus od depozytu do kwoty 400

Komentarze

komentarzy