Nie ma pewniaków. Są tylko faworyci?

Obracając się w świecie piłki, nie raz i nie dwa, każdy z nas spotkał się ze zdaniem: można dużo mówić, ale ta drużyna to absolutny pewniak. Idąc dalej w towarzystwo spotkamy na pewno kogoś bardziej sceptycznego, który o tym samym wydarzeniu powie: spokojnie wygrają, przecież są zdecydowanym faworytem. Przebijając się przez tłum mniejszych lub większych ekspertów, przez ulice zapełnione po brzegi gwarem, spotkamy nawet człowieka, który stwierdzi, że to wszystko można policzyć, że to zbiór statystyk, że to rachunek prawdopodobieństwa, czysta matematyka. Tak, każdy kto skosztował bukmacherki chciałby sprowadzić sport do prostego rachunku. Tego rachunku na plus. Sportu jednak nie da się policzyć.

Można by podawać sztandarowe przykłady jak pamiętny finał Ligi Mistrzów z udziałem Jerzego Dudka, można by wspomnieć jeszcze ciekawszy finał tych rozgrywek i zabójcze trafienia Sheringham’a oraz super-zmiennika Solskjaer’a. Przykłady można mnożyć. Przypomnijcie sobie zeszłotygodniowy pojedynek Monaco z Arsenalem. Liczymy dalej, bo daleko szukać nie trzeba. Tych przykładów nieobliczalnych jak Neuer w bramce są setki. A każdy z nich rodzi się na naszych oczach, codziennie.

Nie będąc gołosłownym, a raczej dokładnym i skrupulatnym, policzymy spokojnie do trzech:

  • Umiesz liczyć? Licz na siebie. Właśnie u siebie, na rodzimym, polskim podwórku, spotykamy pierwszy przypadek. Mecz, w którym jest jeden faworyt. Ale zwycięża piłka, przynajmniej dzisiaj. Bo różnie to w tej naszej piłce bywa. Błękitni złowili dwie rybki, a piłkarzom Cracovii została okrągła puszka szczecińskiego specjału na koncie.
  • Skoro trzymamy się liczb, to pod numerem drugim, druga klasa rozgrywkowa w Anglii. Spotkanie dwóch drużyn, które pamiętają jeszcze smak Premier League, ale obecnie po zupełnie rożnych stronach (nie tylko na mapie). Zespół Wigan przyjeżdża na Carrow Road skazany na pożarcie, stąd zwycięstwo The Latics wydaje się dla matematyków zagadką.
  • Trzy szkockie! Tak, jesteśmy w Glasgow, dziś pijącym ze smutku. W jakiej formie nie byli by zwodnicy mistrza Szkocji, to na własnym podwórku muszą wygrywać z każdym. No i na ogół wygrywają. Najwidoczniej opatrzność czuwała nad The Saints.

Tak naprawdę, to sportu, futbolu, nie da się policzyć ani ograniczyć do tabel i statystyk. Można go raczej podziwiać i cieszyć się, że jest czasami naprawdę nieprzewidywalny. A co do bukmacherów, to statystyki, statystyki i jeszcze raz szczęście.

 /Mateusz Kus/

Komentarze

komentarzy