Odwieczny problem Manchesteru City. Czy Guardiola znajdzie właściwą receptę?

citydef

Przygoda Pepa Guardioli z Manchesterem City do tej pory nie przebiega tak, jak wszyscy sobie wyobrażali. Klub zmaga się z różnego rodzaju problemami, a umówmy się – przed sezonem wszyscy zgodnie twierdzili, że „The Citizens” przejdą przez sezon jak burza. Tymczasem na próżno szukać pozytywów; dużo łatwiej znaleźć negatywy. Gdzie najłatwiej znaleźć czuły punkt podopiecznych Guardioli? Oczywiście w defensywie.

Po przybyciu Guardioli do City właściciele klubu zrobili wszystko, by spełnić zachcianki nowego szkoleniowca. Za ogromne pieniądze sprowadzono z Evertonu Johna Stonesa. Nie ingerowano też w wymianę bramkarza – Joe Hart, na mocy decyzji samego Pepa Guardioli odszedł na wypożyczenie, a do klubu trafił Claudio Bravo. Suma wydana na Stonesa szokowała wszystkich, jednak nikt nie podważał tej decyzji. Guardiola uparł się i basta. Więcej kręcenia nosem można było zauważyć przy, udanej skądinąd próbie, odstawienia Harta. Rzekomo słaba gra nogami miała mieć decydujące znaczenie. Głosy z zewnątrz nie przedostawały się jednak do Pepa Guardioli, który zrobił to, co sobie założył. Pozbył się niechcianego Anglika i sprowadził Claudio Bravo.

W tej chwili śmiało możemy stwierdzić, że bramkarska wymiana nie wyszła klubowi na dobre. Bravo, po serii bardzo słabych występów, wylądował na ławce rezerwowych, a miano pierwszego bramkarza zyskał Wilfredo Caballero. Za niepowodzenia w obronie „The Citizens” Bravo winić najłatwiej. Chilijski bramkarz słusznie był obwiniany o utratę wielu bramek, jednak czy wina leży tylko i wyłącznie po jego stronie? Bravo w końcu zasiadł na ławce rezerwowych, a Manchester City wciąż traci gole.

Problemy z zestawieniem linii obrony to już znak rozpoznawalny Manchesteru City. Nie tylko Pep Guardiola musi walczyć o to, by jego defensorzy zachowywali się, jak na obrońców klasowego zespołu przystało. Przez ostatnie kilka lat przez klub przewinęło się wielu obrońców, za których zapłacono około 140 milionów funtów. Jest Otamendi i Stones, byli Mangala, Nastasić czy Savić. Każdy z nich miał być lekiem na całe zło. Żaden z nich nie udowodnił swojej wartości. Od sezonu 2011/2012 każdego roku „The Citizens” tracą coraz więcej goli w rozgrywkach ligowych. Zobaczcie sami:

Sezon 2011/2012: 0,76 na mecz,

2012/2013: 0,89,

2013/2014: 0,97,

2014/2015: 1,0,

2015/2016: 1,08,

2016/2017: 1,16.

Bardzo istotny jest fakt, że lider zespołu i lider defensywy – Vincent Kompany – od sezonu 2012/2013 zagrał w zaledwie 52% meczów ligowych. Jego nieobecność jest wyjątkowo bolesna, a nieporadność klubu w próbie zastąpienia go jest wręcz zastanawiająca. Czy naprawdę nikt nie potrafi wejść w buty Belga i wziąć odpowiedzialność za grę defensywną zespołu? John Stones jest wciąż młodym, ale już bardzo doświadczonym zawodnikiem. Pomimo zaledwie 23 lat ma na swoim koncie już około 150 klubowych spotkań. Dokładając do tego 14 występów dla reprezentacji, wychodzi nam całkiem pokaźny wynik. Anglikowi na pewno nie pomaga presja, wynikająca z kwoty, jaką „The Citizens” za niego wydali. Wokół Johna wciąż jest bardzo głośno, a każdy pojedynczy błąd jest mocno wytykany. Trudno stwierdzić, czy błędy wynikają z medialnej presji, czy to medialna presja narasta wraz z błędami Stonesa.

O ile John Stones wciąż będzie się rozwijał i zdąży dojrzeć jako defensor, o tyle Nicolas Otamendi jest w wieku, który nie pozwala myśleć, że przyszłość będzie lepsza. Jeszcze niedawno mówiło się o zainteresowaniu Argentyńczykiem ze strony Realu Madryt i Barcelony. Dziś, patrząc na jego grę, trudno nie traktować tych rewelacji z dozą politowania. Spotkanie z AS Monaco doskonale pokazało słabości Argentyńczyka. Dał się ogrywać, dał się wyprzedzać i dał Francuzom rzut karny. Brak formy, albo brak umiejętności, pokazał już w meczu z Evertonem, który podopieczni Guardioli przegrali aż 0:4.

Czy słaba gra obronna City wynika z filozofii Pepa Guardioli? Na pewno ma to znaczenie. Hiszpański trener wysoko ustawia linię defensywną i zostawia ogromne przestrzenie na bokach defensywy. Drużyny przeciwne, grające z kontrataku z łatwością mogą długim krzyżowym zagraniem ominąć niemal całą drużynę Manchesteru. Zarówno Stones, jak i Otamendi nie są w stanie następnie ratować sytuacji, czego przecież się od nich wymaga. Duże odległości między nimi tworzą dziury. Można domniemywać, że Guardiola wierzy w wysoki pressing, a co za tym idzie – niedopuszczenie do długiego krzyżowego podania, jednak fakty na tę chwilę świadczą na jego niekorzyść. Mimo to Guardiola nie stara się wrócić do sprawdzonych metod (czy takie w ogóle istnieją?!). Przeciwnie – wierzy w swoją koncepcję i wierzy w to, że z czasem jego zespół – a co za tym idzie i defensywa – zacznie grać tak, jak on sobie to wyobraża.

Bacary Sagna jest zdania, że problem tkwi w komunikacji: – W obronie wszystko zależy od komunikacji. Musimy poprawić się w tej kwestii. Na boisku wszystko dzieje się bardzo szybko i komunikacja jest kluczowa. Braki w tej kwestii pozwalają naszym rywalom tworzyć sobie wiele bramkowych sytuacji. Francuz wskazał słaby punkt zespołu, jednak czy problemy z komunikacją, które z meczu na mecz powinno być coraz mniejsze, mogą być powodem utraty ponad 40 goli w obecnym sezonie?

Chcąc grać trójką defensorów, Pep Guardiola będzie musiał ściągnąć naprawdę klasowego stopera. Takowym miał być John Stones, jednak na tę chwilę daleko mu do bycia znakomitym. Ten sezon pokazuje Guardioli, jakie są słabe punkty jego zespołu. Jednym z nich, paradoksalnie, jest Vincent Kompany. Bez wątpienia najlepszy obrońca w zespole i prawdziwy lider nie jest zawodnikiem, na którym można polegać. Jego ciągłe urazy sprawiają, że omija coraz więcej spotkań. Staje się piłkarzem nieprzydatnym, na którego nie można liczyć ze względu na ciągłe kłopoty ze zdrowiem. Jego umiejętności są niepodważalne, jednak jego ciągła absencja staje się dla Guardioli prawdziwą bolączką.

Trudno wierzyć w to, że Manchester City zostanie w tym sezonie mistrzem Anglii. Przy bardzo dobrej dyspozycji Chelsea i ciągłych problemach „The Citizens” trudno wyobrazić sobie, by sięgnęli po mistrzowską koronę. Mimo wszystko powinni znaleźć się w TOP4. Zgoła inaczej ma się sytuacja w Lidze Mistrzów. Po szalonym meczu z AS Monaco „The Citizens” są faworytami do awansu do ćwierćfinału rozgrywek. A co będzie dalej? Czas działa na korzyść Guardioli i jego zespołu. Ten sezon mogą zakończyć bez trofeum, jednak zdobyte doświadczenie i ciągła praca muszą zaprocentować w kolejnym sezonie. A my czekamy, aż lekcje gry obronnej w końcu do serca wezmą sobie ci najważniejsi, czyli defensorzy Manchesteru City.

Komentarze

komentarzy