„Pep, to piekło, jakiego nie znasz” – Guardiola już kiedyś udowodnił, że nie dostaje wszystkiego na tacy

Dziesięć lat temu sensacyjnie zatrudniony jako następca Rijkaarda, dziś trener z absolutnie światowego topu. Z Barcelony zrobił – jak uważa wielu – najlepszą drużynę w historii, z Bayernem również święcił triumfy, teraz podbija angielską ziemię. Oczywiście znajda się też tacy, którzy Hiszpanowi umniejszają, jak tylko mogą.

Na Camp Nou dostał samograj z samymi gwiazdami i najlepszym piłkarzem na świecie, w Bayernie wszystko ułożył mu wcześniej Heynckess, w City w klubowej kasie ma tyle pieniędzy, że „każdy zbudowałby za to taką drużynę”. To wszystko oczywiście bujda, nijak mająca się do rzeczywistości. Wszystkim, którzy wierzą w wymysły typu „samograj” czy „gotowiec”, polecamy historię o tym, jak Guardiola zaczynał. Po zakończeniu kariery klub z Camp Nou pragnął uhonorować swoją legendę, dając jej w 2007 roku posadę dyrektora drużyn młodzieżowych. Pep Guardiola odbył wtedy rozmowę z Txikim Beguiristainem:

– Dzięki za ofertę, ale chcę być trenerem.
– Ale u nas nie ma dla ciebie miejsca. Nawet nie zostaniesz asystentem Rijkaarda.
– No to daj mi drużynę „B”. Grają w trzeciej lidze (czwarty poziom rozgrywkowy)
– Co? Chyba zwariowałeś. Tam się nie da nic wygrać, łatwiej już zdobyć mistrzostwo Hiszpanii. Nie ma szans. Wiesz w jakie bagno się pakujesz?
– Chcę pracować jako trener. Mogę nawet z niemowlakami na kartoflisku.
– Możesz się sparzyć, to beznadziejna drużyna. I jak to będzie wyglądać? Nasza ikona Pep Guardiola zostaje trenerem drużyny „B”. To nie ma sensu.
– Ma, wiem jak z nimi pracować. Daj mi tę drużynę.

Kliknij i odbierz zakład bez ryzyka 110 zł + 10 zł na START + 400 zł od depozytu!

Przyjaciele również odradzali Hiszpanowi ten ruch, zdając sobie sprawę z położenia, w jakim znajdowała się druga drużyna: – Pep, to piekło jakiego nie znasz. To nie ma nic wspólnego z piłką, którą poznałeś.

I tak faktycznie było. Rezerwy pierwszy raz od 34 lat spadły do czwartego poziomu rozgrywkowego, a w jej szeregach nie widziano nikogo, kto mógłby w przyszłości stać się zawodnikiem na miarę pierwszej drużyny. Guardiola zmienił wszystko. Połączył zespół B i C, z grupy 50 zawodników wyselekcjonował połowę. Zawsze był profesjonalistą pełną gębą – pierwszy zaczynał pracować, ostatni kończył. Za własne pieniądze wynajął dietetyka, monitorował nawyki żywieniowe zawodników, wysyłał obserwatorów na spotkania rywali, asystenci przygotowywali raporty pomeczowe. A to wszystko w trzeciej lidze! Chociaż nie do końca – Guardiola już wtedy wpajał zawodnikom: – To nie trzecia liga. To rezerwy Barcy! Nikt tu nie trafia przypadkowo.

Kiedy drużynie Rijkaarda szło kiepsko, postanowiono zorganizować sparing pierwszej i drugiej drużyny. Po 10 minutach podopieczni Guardioli prowadzili 2:0, gwiazdy wyglądały jak po balandze. W pewnym momencie członek sztabu Holendra podszedł do Pepa z prośbą, by odpuścili i nie kompromitowali ich bardziej. Zarząd już wtedy wiedział, że Rijkaard nie pociągnie projektu dalej, że potrzebne są zmiany… Resztę dobrze znamy.

Bez gotowych zawodników, bez wielu talentów, bez pieniędzy… Ligę oczywiście wygrał, wywalczając tym samym baraże, które również Barcelona B wygrała. Z drużyny bez żadnych perspektyw stworzył grupę pewnych siebie zawodników, wiedzących, co robić. To właśnie tam „stworzył” Busquetsa i Pedro, których potem zabrał do pierwszego zespołu. To nie tak, że Guardiola ma gotowce – poradziłby sobie wszędzie wyciskając z drużyny więcej, niż 100%. Tylko po co miałby schodzić do takiego poziomu jeśli już udowodnił, że zasługuje na absolutny top?

Kliknij i odbierz zakład bez ryzyka 110 zł + 10 zł na START + 400 zł od depozytu!

Komentarze

komentarzy