Piąte scudetto z rzędu dla Starej Damy

Włoska Serie A dołącza do francuskiej Ligue 1. W dwóch z pięciu najlepszych lig w Europie, rywalizacja o tytuł mistrzowski została już rozstrzygnięta. We Francji tryumfował Paris Saint Germain, we Włoszech po raz piąty z rzędu mistrzostwo wędruje w ręce piłkarzy Juventusu Turyn.

W niedzielny wieczór Juventus zrobił swoje wygrywając na Stadio Artemio Franchi we Florencji 2:1 i pozostało czekać na rozstrzygnięcie pojedynku  AS Romy z SSC Napoli na Stadio Olimpico w poniedziałkowe popołudnie. Roma wygrała, choć nawet remis w tym meczu oznaczał tytuł dla podopiecznych Massimiliano Allegriego. Dla byłego szkoleniowca m.in. Milanu i Cagliari to drugi tytuł w Turynie, przypomnijmy, że poprzedni sezon zakończył dubletem, bo wygrał także Coppa Italia, a także był w finale Champions League. W tym sezonie jest szansa na powtórkę. Juventus zmierzy się z Milanem w finale Coppa Italia. W Lidze Mistrzów musiał jednak uznać wyższość Bayernu Monachium tracąc awans w ostatnim kwadransie rewanżu na Allianz Arena…

13100888_1143283629077634_8232205186954382337_n

Posługując się słowami z hymnu Juventusu: „Juve storia un di grande amore”, czyli historia o wielkiej miłości można napisać – Juventus, historia o wielkiej formie!  Wielkiej przez duże W. Ostatnia porażka Juventusu w lidze została odnotowana 28 października 2015 na wyjeździe z Sassuolo 0:1. Od tamtej pory seria ligowa Juventusu jest niesamowita. 25 meczów i bilans 24 wygranych i 1 bezbramkowy remis z Bologną na wyjeździe.

Po drodze pobity kilkunastoletni rekord Sebastiano Rossiego bez puszczonej bramki w całej historii Serie A. Nowy rekord należy rzecz jasna do żywej legendy bianconerich, Gigi Buffon nie puścił gola przez 973 ligowe minuty! Dodajmy, że wciąż trwa seria bez wpuszczonej bramki na własnym obiekcie. Ostatniego gola w Serie A na Juventus Stadium strzelił Josip Ilicić dnia 13 grudnia 2015 roku, gol strzelony w 3 minucie z rzutu karnego w meczu Juventus – Fiorentina 3:1. Od tamtej pory 9 kolejnych meczów z czystym kontem.

Wszystkie rekordy, passy, serie to przede wszystkim zasługa świetnego szkoleniowca, wiary w zespół oraz to co buduje. W letnim mercato Juventus przeszedł przecież wręcz rewolucję, po odejściu Vidala, Pirlo i Teveza, trener Allegri musiał ponownie natchnąć zespół, wkomponować do jego układanki nowe puzzle, wszystko wypaliło, Massimiliano Allegri dziś triumfuje.

Swoje zrobili, Fiorentina – Juventus 1:2 (Kalinić 81’ – Mandzukić 39’ i Morata 83’)

Rywalizacja Fiorentiny z Juventusem to starcia generujące wiele emocji, fani Violi nie przepadają za rywalem z Turynu. Swego czasu nieprzyjemności z tym związane miał obecny drugi bramkarz Juventusu, a niegdyś podstawowy golkiper Fiorentiny, Brazylijczyk Neto. Był okres, w którym stracił nawet miejsce w składzie Violi kiedy dowiedziano się o transferze piłkarza do ekipy z Juventus Stadium.  Skoro już w temacie bramkarzy jesteśmy, mecz na Artemio Franchi to popis Gianluigiego Buffona! Popis to nawet słowo nie oddające w pełni jego klasowych interwencji tego wieczora,  posługując się językiem z Półwyspu Apenińskiego można powiedzieć po prostu„Grande Gigi Buffon”, które wywołuje ciarki na ciele! Mimo swoich 38 lat na karku Buffon w sposób niezwykle efektowny obronił m.in. strzał Federico Bernardeschiego. Wykazał się w tej sytuacji niezwykłym refleksem i zwinnością zostawiając nogi i blokując piłce drogę do siatki.

Po raz drugi kunszt Buffona mieliśmy możliwość oglądać w doliczonym czasie gry, do rzutu karnego (sędzia zauważył faul Cuadrado na Kaliniciu, którego nie było!) podszedł Kalinić, ale kapitalna interwencja legendy Starej Damy zapobiegła utracie bramki, a także skutecznie zablokowała dobitkę Federico Bernardeschiego.

Nim jednak Buffon został bohaterem to antybohaterem można okrzyknąć sędziego Paolo Tagliavento. Jego decyzje nie były tego wieczora dobre. Niesłusznie nieuznany gol Federico Bernardeschiego, kiedy to młody Włoch wyszedł sam na sam z Buffonem i zdołał go pokonać. Ponadto sytuacja ze wspomnianym wyimaginowanym rzutem karnym dla Fiorentiny, upadek Kalinicia mógłby spokojnie trafić  do galerii „padolino” jaka prowadzona jest w magazynie Liga +Extra.

Gwoli ścisłości odnotujmy, że bramki dla Juventusu zdobyli Mario Mandzukić (bardzo efektowna kombinacja i przytomne zgranie Pogby wprost na nogę Chorwata) oraz rezerwowy Alvaro Morata, który przytomnie zachował się w zamieszaniu pod bramką Tatarusanu.

Derby słońca, Roma – Napoli 1:0 (Nainggolan 89’)

„Jest niedziela, godzina 17…” pamiętacie te słowa?  Do pewnego momentu  o starciu Romy z Napoli można było napisać „Jest poniedziałek, godzina 15…”. Niestety trzeba skrytykować władze Lega Calcio za wyznaczenie terminu tego starcia, starcia, które w dużej mierze miało zdecydować o losach wicemistrzostwa. Rozgrzeszeniem małym jest fakt, że Włosi dzisiaj mają święto narodowe. Dzień Wyzwolenia Włoch od faszyzmu. Jednak z punktu widzenia marketingowego taka data to klapa, mecz przecież idzie na cały świat, w każdym zakątku kibiców ten mecz pasjonował. Nie wszyscy mogli go więc obejrzeć ze względu na obowiązki życia codziennego.

Raz, że mecz Romy z Napoli miał mieć kluczowe znaczenie w kontekście walki o wicemistrzostwo, a dwa jak się okazało przesądził już kategorycznie o losach tytułu mistrzowskiego dla Juventusu. Mogło się zacząć z przytupem kiedy błąd formacji defensywnej Napoli już w 30 sekundzie mógł wykorzystać Mohamed Salah, jednak jego strzał z woleja powędrował minimalnie nad bramką Pepe Reiny. Napoli w tej części gry odpowiedziało sytuacją Gonzalo Higuaina, który fenomenalnym przyjęciem piłki zgubił dwóch obrońców i stanął oko w oko z polskim bramkarzem, Wojciech Szczęsny sparował uderzenie Pipity kapitalnie. Mecz dla koneserów, Roma długo utrzymywała się przy piłce, próbowała grać koronkowe akcje, wymiany piłki pomiędzy Perottim, Salahem czy Pjanicem mogły się podobać, ale brakowało kropki nad „i” w postaci strzałów i sytuacji bramkowych. Napoli nastawiło się na kontrataki, ale sami notowali sporo strat, bojaźliwie grał Marek Hamsik. Pierwsza odsłona to także uraz Kostasa Manolasa, stoper Romy w jednym ze starć został trafiony w oko przez Gonzalo Higuaina i nie mógł kontynuować gry. W przerwie z powodu kontuzji, w szatni został także Alessandro Florenzi.

Po przerwie obraz gry nie uległ za bardzo zmianie. Sytuacji było jak na lekarstwo. Kibice zgromadzeni na Stadio Olimpico prócz wygranej oczekiwali jeszcze na wejście Francesco Tottiego. Trener Luciano Spaletti zdecydował się na to dopiero w 80min. Do bazy El Shaarawy, a na murawie zameldował się Il Capitano. Tym razem może nie miał bezpośredniego wpływu na wynik jak w poprzednich meczach (asysta przy bramce Salaha w meczu z Bologną 1:1, gol dający remis 3:3 w Bergamo w starciu z Atalantą, wreszcie dwa gole dające tryumf w starciu z Torino 3:2 na Olimpico), ale jego udział w akcji bramkowej także był wcale niemały. To Totti rzucił świetną piłkę niekonwencjonalnie w pole karne do Perottiego, tam Perotti zgrał do Salaha, Salah wycofał na szesnasty metr, a Radja Nainggolan uderzył nie do obrony. Stadio Olimpico eksplodowało, Roma w euforii.

Na trzy kolejki przed końcem rozgrywek Serie A, Roma ma stratę dwóch oczek do Napoli. To zapowiada nam niezwykłe emocje do samego końca! Warto w tym miejscu przypomnieć, że w sezonie 2014/15 Napoli w ostatniej serii gier straciło miejsce nr 3 na rzecz Lazio, co oznaczało brak przepustek do Champions League. W tym sezonie sytuacja jest o tyle lepsza, że poza TOP3 Napoli już nic i nikt nie zepchnie. Wszystko w nogach podopiecznych Mauricio Sarriego. Walka o 2 miejsce dające nie tylko wicemistrzostwo, ale i bezpośredni awans do LM będzie więc pyszna!

Komentarze

komentarzy