Pięciolatek w kadrze meczowej dorosłej drużyny? AFC Rochdale udowadnia, że to możliwe

mccormack

Życie profesjonalnych piłkarzy to wbrew pozorom nie tylko mecze, gole, ekstrawaganckie fryzury, piękne kobiety i gruby szmal. Czasami potrzebują oni oderwać się od codzienności i zwrócić swoją uwagę w kierunku tych, którym nie wiedzie się w życiu tak dobrze jak im. Wtedy zazwyczaj wybierają się całą drużyną do pobliskiego szpitala lub hospicjum, by dać nadzieję na powrót do zdrowia ich ciężko chorym kibicom.

Najczęściej „celem” futbolistów są ci najmłodsi fani, ponieważ ich interesuje przede wszystkim to, jak gra dany zawodnik, nie zaś ile pieniędzy ma na koncie lub z kim ostatnio widzieli go wścibscy paparazzi. Dzieci kochają bezgranicznie i bezwarunkowo, nic więc dziwnego, że część piłkarzy potrafi docenić uczucia, którymi są przez nie obdarzani i odwdzięczyć się im tym samym. Czasami służy temu krótka wizyta w szpitalu przed Bożym Narodzeniem i wręczenie zabawek, innym razem wystarczy wysłanie autografu ze specjalną dedykacją. A kiedy indziej klub decyduje się na coś ekstra i wprawia w zdumienie cały piłkarski światek.

Tą drogą postanowili pójść właściciele i gracze brytyjskiego zespołu AFC Rochdale, występującego na co dzień w League One (trzeci poziom rozgrywkowy w Anglii). Kiedy dotarła do nich wiadomość o walczącym z guzem mózgu pięcioletnim Joshui McCormacku – ich wiernym kibicu – postanowili niezwłocznie wesprzeć go w walce ze straszną chorobą. Na początku pomoc ludzi związanych z klubem ograniczała się do regularnego opłacania zabiegów, przez które musi przechodzić chłopiec, co stanowiło spore nadwyrężenie budżetu rodzinnego jego rodziców.

Ale 9 listopada tego roku piłkarze i sztab szkoleniowy AFC Rochdale postanowili pójść krok dalej i w oryginalny sposób dodać otuchy walczącemu o powrót do zdrowia ich małemu sympatykowi. Przed meczem z Hartlepool United, rozgrywanym w ramach fazy grupowej Pucharu Ligi Angielskiej, w składzie ukochanego teamu Joshui znalazł się… on sam. A dokładniej mówiąc, jego nazwisko widniało wśród zawodników rezerwowych. Na tym jednak nie koniec. Koszulka z nazwiskiem chłopca zawisła, tak jak trykoty pozostałych graczy AFC Rochdale, w szatni na honorowym miejscu, a gdy rozbrzmiał końcowy gwizdek i spotkanie dobiegło końca, piłkarze dumnie paradowali z nią po boisku.

Szkoda tylko, że Joshua nie mógł osobiście uczestniczyć w spotkaniu, którego był głównym bohaterem, ale przynajmniej jego idole postarali się, by uśmiech nie zniknął z jego twarzy, pokonując rywali 2:1.

Komentarze

komentarzy