Od Goodison Park po Camp Nou. Najbardziej pokręcony transfer ostatnich lat na ostatniej prostej

Emocjonujące okienko transferowe to ciekawe okienko transferowe. Często jesteśmy świadkami dwuznacznych wypowiedzi zawodników nt. swojej przyszłości, niekończących się sag, czy też nagłego zwrotu akcji, który w jednej chwili wywraca wszystko do góry nogami. Jednak już dawno nikt nie dostarczył nam takiej intensywności, co najgłośniejsza postać ostatnich nastu godzin, czyli Malcom.

O Brazylijczyku, który do Europy trafił z Corinthians na początku 2016 roku, stało się głośno w początkowej fazie ubiegłego sezonu. Wszystko za sprawą kilku kapitalnych bramek, które obiegły świat i przedstawiły młodego zawodnika Bordeaux szerszemu gronu. Odejść z klubu miał już zimą, by stać się w Arsenalu następcą Alexisa Sancheza. Do klubu z Emirates Stadium w ramach rozliczenia trafił ostatecznie Henrikh Mkhitaryan, a Malcom został we Francji.

Naturalną koleją rzeczy w takim przypadku powinno być rzucenie się na zawodnika w letnim okienku, oczywiście przez kluby pokroju co najmniej Arsenalu. Stało się jednak inaczej i jeszcze tydzień temu utalentowany Brazylijczyk był jedną nogą w… Evertonie, który oferował ok. 30 milionów funtów. Trochę niechcący psikusa rywalom z Merseyside zrobił Liverpool, wydając furę pieniędzy na Alissona. AS Roma z zastrzykiem gotówki zarzuciła parol na 21-latka, który szybko przekonał się do wizji gry w Lidze Mistrzów w jednym z mocniejszych włoskich klubów.

Wszystko zostało dogadane, a Roma miała zapłacić „Żyrondystom” 32 mln euro (+ 4 mln zmiennych). Porozumienie zostało oficjalnie ogłoszone przez oba kluby, zawodnikowi zaplanowano lot, w Rzymie miał wylądować ok. 23:00 w poniedziałek, na lotnisku czekali nawet rozentuzjazmowani kibice. Nie widzieliśmy ich min, ale możemy się domyślać, że byli bardzo rozczarowani.

Wszystko za sprawą jednego kontaktu, przez który Bordeaux wstrzymało lot. Mowa oczywiście o Barcelonie, która – coraz bardziej znużona stojącymi w miejscu rozmowami z Chelsea – postanowiła wprowadzić w życie Plan B. Trzeba przyznać, że w tym przypadku drugi wybór wcale nie jest mniej korzystny, niż pierwszy. 30-letni Willian za 60-70 milionów, kontra dziewięć lat młodszy olbrzymi talent za 41 milionów? Starszy z Brazylijczyków to większe doświadczenie, ale nikt nie powie, że w tym przypadku i przy tych cenach byłby lepszym wyborem.

Początkowo media były podzielone. Włoskie przekonywały, że priorytetem zawodnika wciąż pozostaje Roma, podczas gdy hiszpańskie informowały o locie agentów do Barcelony. Być może tak było, w końcu AS Roma to większa gwarancja gry w pierwszym składzie. Jednak gdy do gry wchodzi taki gracz, z takimi pieniędzmi, trudno się oprzeć. Teraz wszyscy zgodnie donoszą, że Barcelona dopięła swego i w najbliższych godzinach ogłosi nowe wzmocnienie. Malcom podpisze pięcioletni kontrakt, na mocy którego zarobi pięć milionów rocznie, czyli… dwa razy więcej, niż oferowała Roma. Swoją działkę dostaną też pewnie agenci zawodnika, w ramach „rekompensaty” za złamanie słowa danemu rzymianom.

Na profilach włoskiego klubu Barcelona jest mieszana z błotem, ale przecież w piłce nożnej to codzienność i jeśli już ktoś zachował się „niefair”, to tylko Bordeaux. Kluby filtrują rynek i szukają okazji wszędzie, a najlepszym przykładem jest niedoszły „plan A”, czyli Willian. Brazylijczyk w 2013 roku poleciał do Londynu przejść testy medyczne w Tottenhamie i podpisać umowę. Jak się to skończyło, wiemy wszyscy… Jakby komuś zwrotów akcji i paradoksów było wciąż mało, wyobraźcie sobie, że Malcom może zadebiutować w barwach Barcelony właśnie podczas rozpoczynającego się tournee. A jeśli dalej nic Wam to nie mówi, dodamy tylko, że za osiem dni „Blaugrana” w swoim drugim meczu w Stanach zmierzy się – a jakże – z AS Romą. Jeśli ktoś ma znajomości w Netflixie, sugerujemy nieśmiało – zróbcie z tego film akcji.

Zakład bez ryzyka w Fortunie. Możesz wejść i odebrać go właśnie w tym momencie

Komentarze

komentarzy