10 minut to za mało. Dumni możemy być tylko z jednej rzeczy

Wiele jest osób (jeśli nie większość), które nienawidzą poniedziałków. Powrót do rzeczywistości po weekendzie i wypatrywanie piątkowego popołudnia. Czasem rutynę tygodnia wypełniają jednak wydarzenia, które mogą wywołać uśmiech na twarzy. Jednym z nich są mecze piłkarskie, po których oczekujemy wiele. Czasem przynoszą one piękne emocje, czasem rozczarowanie.

Mecz ze Szwecją był typowym spotkaniem o wszystko. Mając w pamięci mundiale z 2002 czy 2006 roku, doskonale wiemy, co to oznacza. Po porażce ze Słowacją Polska musiała wygrać, by móc myśleć o awansie. Zaczęło się idealnie, niemal deja vu z piątkowego meczu. Dobry, szybki, ambitny początek, udokumentowany bramką Monety po świetnej akcji Kownackiego. Pobudzone apetyty, euforia… I to by było na tyle. Marcin Dorna zapowiadał różne rzeczy, a jak wyszło?

Szukając odniesienia do meczu sprzed trzech dni, plusem było dłuższe pozostawienie po sobie dobrego wrażenia. Tam Słowacy przejęli inicjatywę już w trzeciej minucie, dzisiaj przez ponad 20 minut było całkiem przyzwoicie. Potem niestety coraz bardziej było widać braki zawodników naszej ekstraklasy (+Dawidowicza) – wybijanie piłki na oślep w prostych sytuacjach, niecelne podania, postępujący z minuty na minutę chaos. Obrona po początkowym niezłym wrażeniu, przejęciach przy mądrym wyprzedzaniu Szwedów, naprawdę mogła się podobać. Skończyło się niestety szybką utratą dwóch bramek (36′, 41′) i powtórzeniem schematu z piątku. To wszystko znów splątało naszym piłkarzom nogi. Zapowiadało się na podtrzymanie bardzo złej passy:

Na plus możemy ocenić jedynie Karola Linettego i Dawida Kownackiego (na siłę dołączając tam również Stępińskiego) – poza ambicjami było widać, że potrafią grać w piłkę na poziomie, który może się podobać. Doszedł jeszcze plus pozaboiskowy – pięknie odśpiewany hymn przez polskich kibiców. Z tego mogliśmy być naprawdę dumni i była to jedyna rzecz dzisiejszego wieczoru, która mogła wywołać takie uczucie. A reszta piłkarzy? Widać było, że im zależy. Widać było chęć robienia czegoś, za czym niestety umiejętnościami nie nadążały nogi. Częste cofanie piłki, zachowawcza gra na alibi – tak się nie gra, kiedy trzeba gonić wynik. Zmieniło się to dopiero w 80. minucie, a efektem (chociaż szczęśliwym) był rzut karny, wykorzystany przez Kownackiego.

Dzięki temu Polska dalej ma szansę (choć iluzoryczne) na wyjście z grupy, chociaż nie oszukujmy się – grając tak jak do tej pory, tylko cudem możemy ograć Anglików, licząc przy tym na korzystny wynik meczu Słowacji ze Szwecją. Dziwić może też postawa trenera Dorny, który wystawia Dawidowicza na pozycji, na której wyraźnie mu nie idzie, co więcej – robi to z uporem maniaka. Już po pierwszym, słabym meczu konieczne wydawały się zmiany, których niestety zabrakło. Przed czwartkowymi rozstrzygnięciami tylko optymiści mogą być w dobrych nastrojach, a reszta po prostu musi liczyć na cud.

forBET – Zarejestruj się z kodem EURO21, wpłać 100zł, a na Twoim koncie pojawi się 250zł!

Komentarze

komentarzy