Pracownik produkcji nie może mówić, że upadająca fabryka to nie wina jego przełożonych

Pogrom, upokorzenie, gwóźdź do trumny. Zwycięstwo Barcelony nad Realem i wciśniecie mu „la manity” jest bardzo okazałe, ale nieszczególnie zaskakujące. Co innego, kiedy osiem lat temu ta sztuka udała się przeciwko drużynie Mourinho, a co innego, gdy na Camp Nou przyjechała tragiczna drużyna Lopeteguiego. Taki stan rzeczy dobitnie pokazuje, w jakim miejscu są „Królewscy” – tak dłużej być nie może.

Real dobre wrażenie zostawił po sobie tylko w nielicznych meczach obecnego sezonu, a ostatnim takim była wygrana z Romą. Od tamtego czasu pobito chyba wszystkie niechlubne rekordy w ponad 100-letniej historii klubu i wszyscy czekaliśmy na decyzję o zwolnieniu następcy Zidane’a. Ciągnie się to długo, ale można to zrozumieć – oddanie komuś zespołu w tak koszmarnym stanie tuż przed „El Clasico” byłoby wrzuceniem go na minę, po której mógłby się nie podnieść. Teraz już chyba nikt nie ma wątpliwości, że zmiany są kwestią godzin/dni.

Istotne w takich sytuacjach jest zdanie zawodników. Mądre głowy klubu spotykają się z najbardziej doświadczonymi zawodnikami i dyskutują. M.in. w taki sposób decydowano o zwolnieniu Ranieriego z Leicester, którego zawodnicy po ogromnym sukcesie w postaci mistrzostwa po prostu zdradzili. Ale nie o tym mowa. Wśród zawodników Realu nie ma atmosfery buntu, niechęci, a większość wspiera Lopeteguiego. Trzy tygodnie temu kapitan drużyny, Sergio Ramos, mówił, że zwolnienie trenera byłoby „szaleństwem” i to oni jako zawodnicy odpowiadają za złe wyniki, a gole „kiedyś przyjdą”.

Tuż po tragicznym „klasyku”, Casemiro zapytany o los Lopeteguiego stwierdził tylko, że „nie możemy winić trenera. To my, zawodnicy, wychodzimy na boisko.” Również Sergio Ramos nie uniknął pytań, tym razem o osobę Antonio Conte, który podobno już w poniedziałek ma zostać ogłoszony nowym trenerem.

– Szacunek się zdobywa, a nie narzuca. Często jest tak, że umiejętność zarządzania szatnią jest dużo ważniejsza, niż znajomość rozwiązań taktycznych.

Wynika z tego, że drużyna chce dalej pracować z Julenem, a przed Conte drży. Trudne chwile przeżywa na pewno Thibaut Courtois, który opuścił Chelsea m.in. po to, żeby nie musieć pracować z takimi trenerami jak Mourinho i Conte, z którymi przeżywał męki. Sęk w tym, że trener nie jest od tego, żeby go lubić. Obecną sytuację w Realu można porównać z najzwyklejszą fabryką. Pracownicy wykonują swoje zadania – raz lepiej, raz gorzej. Mają nowego przełożonego, u którego robią to samo, ale przez różne niedopilnowania wyniki ich pracy są gorsze. Szefostwo oczywiście jest zmartwione i szuka przyczyny problemów, a najłatwiej wskazać na przełożonego. Pracownicy go bronią, bo w sumie jest fajnym gościem i im z nim dobrze – gorsze wyniki pracy biorą na siebie, obiecując, że będzie lepiej. Ale to zadaniem przełożonego jest sprawienie, by ich praca była dobra i wydajna. Kiedy jest inaczej szefostwo czepia się nawet wtedy, gdy nie dostarcza mu dobrych narzędzi…

Oczywiście – zdarzają się przypadki, w których pracownicy specjalnie się buntują, by szefowie wyrzucili kogoś, kto im „nie leży”. Częściej jest to jednak zwykłe wygodnictwo. Nie mówię, że zawodnikom Realu pasuje ta sytuacja, ale zapieranie się przy obecnym trenerze jest próbą zakłamania rzeczywistości. Tak – to oni biegają po boisku, ale to jak biegają, zależy od trenera. W piłce nie ma samograjów i mamy kolejny tego dowód. Jakościowe braki kadrowe swoją drogą, ale obecny skład i tak stać na dużo więcej. Kto wie, być może za kilka tygodni/miesięcy coś by zaskoczyło i Real by wygrywał. W takim klubie nie ma jednak miejsca na porażki, a Lopetegui miał dużo czasu, by wyciągać wnioski, w końcu problemy nie zaczęły się wczoraj. Czy piłkarze chcą, czy nie, na 99% przyjdzie im trenować pod okiem trudnego charakteru, jaki ma Conte. Młodzi mogliby za nim pójść, pytanie co zrobią uznane gwiazdy, spełnione w świecie piłki, nielubiące krzyków i gierek psychologicznych.

Kliknij i odbierz zakład bez ryzyka 120 zł + 10 zł na START + 400 zł od depozytu!

Komentarze

komentarzy