Przebyli pół świata, żeby zebrać srogie lanie. Puchar Francji, jakiego nie znacie

0140405001413126117

Gra o Puchar Francji jako jedna z nielicznych jest bardzo nakierowana na promowanie klubów z niższych lig, dając im w ten sposób chwile popularności i pieniądze na spokojną działalność. W ten sposób wczoraj doszło do spotkania Lille z AS Excelsior – drużyny z wyspy Reunion na Oceanie Indyjskim, terytorium prawnie należącego do Francji. Przyjezdni, zanim stawili się w Lille, musieli pokonać prawie 10 tysięcy kilometrów!

Rozgrywki pucharowe we Francji zaczynają się już od 1/128 finału, w którym mierzą się kluby z niższych lig i francuskich terytoriów zamorskich. Można to określić jako kwalifikacje lub rundę przedwstępną, bo dopiero w 1/32 finału do głosu dochodzą czołowe kluby, od czasu do czasy mierząc się z zespołami półprofesjonalnymi. Tak też było tym razem, ekstraklasowemu Lille wylosowano drużynę z miejscowości Saint-Joseph oddalonej o 9,5 tysiąca kilometrów. Złożyło się tak, że to mistrzowie Francji z 2011 roku byli gospodarzami tego spotkania i Reuniończycy zostali skazani na ponad 16-godzinną podróż samolotem.

Puchar Francji
(Grafika: Google maps)

Czas podróży to jedno, ale co z kosztami, które dla tak skromnego klubiku musiały być ogromne? Te, rozumiejąc sytuację, pokrywa francuski związek piłkarski, pozwalając zespołom na dalszy byt po takiej jednorazowej przygodzie.

Co można powiedzieć o drużynie Excelsioru? Niewiele. Typowa drużyna półprofesjonalistów-półamatorów, w której piłka często jest formą rozrywki, a na chleb zarabia się w bardziej przeciętny sposób. Jest jednak pewna ciekawostka, która na chwilę przybliża Reuniończyków do wielkiej piłki. Otóż w tym klubie w latach 2003–2005 grał Dmitri Payet! Gwiazda West Hamu to rodowity obywatel Reunionu, tam się urodził i wychował. 29-latek nie mógł przegapić takiej okazji i oczywiście stawił się na meczu swoich byłych klubów. Obejrzał w nim spodziewane zwycięstwo Lille, ale co przeżyli zawodnicy Excelsioru, tego już nikt im nie odbierze.

To nieczęsty przypadek w futbolu, żeby zespoły w ramach rozgrywek jednego kraju dzieliła aż tak duża odległość. Jednak we Francji już to znają, w 2014 roku trzecioligowe Trelissac na pucharowy mecz musiało udać się do… Nowej Caledonii – oddalonej o 10 670 km! Znacznie częściej takie mecze mają miejsce np. w Rosji, gdzie w ramach drugiej ligi spotykają się kluby z Kaliningradu i Władywostoku, które dzieli prawie 10 400 kilometrów. Nieco mniej podróżują piłkarze Perth Glory i Wellington Phoenix. Niby zwykły ligowy mecz australijskiej A-League, ale najpierw trzeba pokonać ponad 5200 km, co w przestrzeni powietrznej zajmuje ok. dziewięć godzin. Ale kto by się przejmował przeszkodami w postaci odległości, jeśli chodzi o mecz piłki nożnej?

Komentarze

komentarzy