Rafał Ulatowski: Nie patrzę na ten turniej przez pryzmat wyniku, tylko przez pryzmat indywidualnych umiejętności i wyszkolenia technicznego

(fot. Adam Ciereszko/Lech Poznań)

Lech Poznań U-12 prowadzony przez Łukasza Chęcińskiego w pierwszym dniu turniejowych zmagań Lech Cup spisali się bardzo dobrze. W siedmiu spotkaniach lechici zdobyli 16 punktów, czyli dokładnie tyle samo, co prowadząca po pierwszym dniu Chelsea. Historia pokazuje, że gospodarze zazwyczaj nie byli pierwszoplanowymi aktorami tego wydarzenia. O podsumowaniu sobotnich zmagań, o akademii Lecha, a także o innych sprawach rozmawialiśmy z dyrektorem ds. skautingu akademii, Rafałem Ulatowskim. 

Jest Pan zaskoczony dzisiejszą postawą młodych zawodników Lecha prowadzonych przez trenera Łukasza Chęcińskiego? Tylko zespół Chelsea Londyn zdołał pokonać gospodarzy 2:1, co warto dodać, obie bramki strzelając w ostatniej minucie spotkania. 

Zaskoczyło mnie takie zdrowe podejście trenera Chęcińskiego. Pamiętam ostatnie dni i godziny przed turniejem, w których widać było u niego niepewność i poczucie, czy zrobił wszystko to, co chciał. Po dzisiejszych meczach okazuje się, że tak. Lechici rozegrali dobry turniej, kilka naprawdę świetnych meczów, wysokie zwycięstwa z renomowanymi zespołami jak chociażby Manchester City. Dobra dyspozycja cieszy przed jutrzejszymi finałami. Z drugiej strony, pamiętam, jak w zeszłym roku Anderlecht w sobotę wygrywał ze wszystkimi kilkoma bramkami, a w niedzielę musiał się zadowolić dalszym miejscem.

Ten turniej to dla trenera i młodych zawodników najważniejsza impreza w roku?

Na pewno tak, bo jesteśmy organizatorem tego turnieju. Historia pokazuje, że do tej pory nie byliśmy tym zespołem, który stoi na najwyższym stopniu podium. Oczywiście nie gramy o wynik, ale jasne jest, że każdy trener i każdy piłkarz chce wygrywać oraz mierzyć się z najlepszymi jak Chelsea, City, Feyenoord czy RB Lipsk. Obsada – jak co roku – jest bardzo mocna i też w głowach tych zawodników przed jutrem jest chęć zwycięstwa.

Podejrzewam, że nawet gdyby trener powiedział tym chłopakom, że wynik jest nieważny, to w ich głowach i tak cel byłby tylko jeden. Zapewne część z nich ma za sobą nieprzespaną noc z tego powodu. 

Było widać dreszczyk niepewności wśród dzieciaków w pierwszym meczu. Dla nich gra przeciwko Chelsea nie zdarza się codziennie i było to widoczne. Mimo że z przebiegu spotkania byliśmy zespołem lepszym, przegraliśmy 1:2 w samej końcówce spotkania. Jak się okazało, zapłacone frycowe dobrze podziałało na chłopaków. Zobaczyli, że na boisku nie liczy się nazwa klubu, bo naprzeciwko stają rówieśnicy, których także można ograć w pojedynku jeden na jednego i zdobywać piękne bramki.

Umówmy się, że Lech na samym początku trafił na najmocniejszego przeciwnika w tym turnieju, co Chelsea pokazała w następnych spotkaniach. Pytanie tylko, czy jutro przyjdzie czas na rewanż? Niewątpliwym sukcesem jest już samo zakwalifikowanie się do „Ligi Mistrzów”, bo przed rokiem była to jedynie „Liga Europy”. 

Po pierwszym dniu rozmawiałem z trenerem Chęcińskim i powiedziałem mu to samo. Przed turniejem marzyliśmy o tym, żeby zakwalifikować się na niedzielę do „Ligi Mistrzów”. Boisko pozytywnie nas zweryfikowało, zatem nie pozostało nic innego, jak tylko czekać na poranne mecze finałowe.

Co daje wynik w takim turnieju? Jest to jakiś wyznacznik czy ocena pracy całej akademii?

Nie patrzę na ten turniej przez pryzmat wyniku. Patrzę przez pryzmat indywidualnych umiejętności, wyszkolenia technicznego. Zwracam także uwagę na rozumienie gry, w jaki sposób ruszamy się na boisku i jakie decyzje podejmują zawodnicy w danej chwili. W naszej grze nie było przypadku, wszystkie akcje były mądrze przemyślane i opanowane. Zawodnicy w decydujących momentach potrafili pokazać kreatywność i indywidualnymi akcjami przechylić szalę na swoją stronę. W związku z tym oceniam ten pierwszy dzień bardzo wysoko i nawet, gdyby jutro nam coś nie wyszło, to możemy być dumni. Widać było, że chłopcy stanęli na wysokości zadania, że trener wytrzymał presję, bo taka na pewno mu towarzyszyła w ostatnich dniach.

Panie trenerze, przed rokiem również rozmawialiśmy pierwszego dnia, po zakończeniu konferencji. Wówczas mówił Pan, że czekacie na feedback od zgromadzonych trenerów i gości oraz że macie 365 dni na ewentualne poprawki. Dużo zmian nastąpiło w porównaniu z zeszłoroczną edycją?

Dużo zmian, przede wszystkim jeśli chodzi o pierwszych trenerów. Był wczoraj Jacek Magiera, który prowadził Legię w Lidze Mistrzów, czy Nenad Bjelica, który prowadzi pierwszy zespół Lecha. Nigdy wcześniej się nie zdarzało, żeby trener pierwszej drużyny uczestniczył czynnie w konferencji. Możemy do tego grona dodać selekcjonera kadry U-21, Czesława Michniewicza, co świadczy o tym, że postawiliśmy na jakość prelegentów. Pierwsze wrażenia osób, z którymi udało mi się porozmawiać, były bardzo pozytywne, w związku z tym myślę, że poszliśmy w miarę dobrą drogą. Oczywiście zdarzały się też komentarze, że było zbyt dużo prelekcji w zbyt krótkim czasie. Ten czas był rozciągnięty od 9 do 18 i z małą liczbą przerw. To są jednak kosmetyczne zmiany, które z pewnością uda nam się poprawić w przyszłym roku. Niewątpliwie cieszy wysoka frekwencja, również dobra opinia o naszej konferencji. Jako akademia pokazaliśmy, w jaki sposób pracujemy nad przygotowaniem motorycznym, a jest to gałąź piłki, która najbardziej interesuje młodych trenerów. Są to najczęstsze pytania stażystów, którzy przyjeżdżają z bliska przyglądać się funkcjonowaniu akademii. Wczoraj wszyscy trenerzy mogli posłuchać rad Karola Kikuta i Jakuba Grzędy, którzy na co dzień pracują we Wronkach nad przygotowaniem motorycznym.

Rozmawiałem wczoraj z szefem akademii Śląska Wrocław z Tadeuszem Pawłowskim. Spytany o wymienienie najlepszych akademii w Polsce od razu podał przykład Lecha i Zagłębia Lubin. Czy Pan, jako dyrektor ds. szkolenia akademii, dostrzega progres względem poprzedniego roku?

Na samym początku, kiedy przychodziłem do Lecha, mówiłem, że nie przychodzę do miejsca, które trzeba ratować albo któremu trzeba dawać jakieś nowe ramy. Absolutnie tak nie było – Lech był dobrze zorganizowanym miejscem, które miało dobrych poprzedników na moim stanowisku. Pracowali najlepiej, jak potrafili, dawali z siebie dużo i mieli olbrzymi wkład w tę akademię. W związku z tym nie był to dla mnie okres pełen zmian, bo nie chciałem wywracać do góry nogami czegoś, co dobrze funkcjonuje. Moim zadaniem było kontynuowanie tej myśli i wprowadzenie swoich rozwiązań, głównie związanych z opieką merytoryczną dla trenerów. Po pierwszym przepracowanym roku jestem zadowolony. Udało mi się poprowadzić wiele spotkań, także z innymi trenerami. Wiele wewnętrznych grup pracowało nad tym, aby nasza programowość czy sposób gry w Lechu stale się rozwijał. To na pewno nam się udało i jest bardzo miło, kiedy ktoś patrzy na to, jak szkolimy w Lechu.

Z czego jest Pan najbardziej zadowolony po tym rocznym okresie pracy jako dyrektor ds. szkolenia w Lechu?

Z tego, że zmieniliśmy trochę nasz model gry w najstarszych rocznikach. Również z tego, że już w tych najmłodszych grupach treningi prowadzą trenerzy coraz bardziej świadomi i wykształceni. Wielu z nich zdobyło kwalifikację UEFA A, co jest dla mnie bardzo istotne. Cieszy mnie również fakt, że raz w miesiącu spotykamy się z trenerami we Wronkach, gdzie rozmawiamy nad rozwojem. Współpracujemy z pierwszymi trenerami, bo był już na takim spotkaniu Nenad Bjelica i Rene Poms. W pierwszym tygodniu stycznia obecny będzie także Doktor Mayer, tak że ciągle przemy do przodu.

Monitoruje Pan również pozostałe roczniki, nie tylko tych najmłodszych do lat 12. Czy dostrzega Pan zawodników, którzy mają szansę podążyć śladem Karola Linettego, Dawida Kownackiego czy Roberta Gumnego? Nie pytam o konkretne nazwiska. 

Nie odważę się powiedzieć, kto to jest i ilu ich jest, bo jak sam Pan powiedział, rozmawiamy o chłopcach do 12. roku życia. To są na dzisiaj praktycznie dzieci, które wyróżniają się swoim talentem. A co będzie za rok, za dwa, za trzy, kiedy będą musiały wyjść z domu i trafić do Wronek do zupełnie innego świata, gdzie muszą się uczyć samodzielności? Tam jest nasz internat i cała baza związana z akademią. Z pewnością cieszy fakt, że mamy trzech czy czterech chłopców, o których możemy powiedzieć, że mają szansę coś osiągnąć. Natomiast jest jeszcze tyle czynników, przez które oni sami muszą przejść, bo w każdym wieku inaczej się postrzega piłkę. Teraz niech się cieszą, niech grają, bo mi łatwiej jest powiedzieć, kto na pewno nie będzie grał w seniorach. Jedni mają mniej talentu, inni są mniej pracowici, inni wolą pograć na konsoli niż wyjść na dodatkowy trening. To są normalne rzeczy, tak samo jak środowisko, w jakim się wychowują i jak do tematu piłki podchodzą rodzice. Niektórzy bardziej angażują się w rozwój dzieci, inni trochę mniej.

To się tyczy młodszych zawodników. A co z tymi np. z Centralnej Ligi Juniorów? Są tacy, którzy mogą w niedługim czasie zaistnieć w pierwszej drużynie Lecha?

Jeśli otworzymy stronę internetową Lecha, to dla zwykłego Kowalskiego, który interesuje się piłką, jednak nie na tyle blisko jest informacja, że na treningu pierwszego zespołu było obecnych czterech chłopaków z rocznika 2000 i 2001. Mam na myśli Tymoteusza Klupsia, Wiktora Pleśnierowicza, bramkarza młodzieżówki Bartka Mrozka i Bartka Przybysza. Świadczy to o tym, że nie śpimy, że nasza współpraca z Ivanem Djurdjeviciem i Nenadem Bjelicą jest bardzo bliska. Niesie to wiele pożytku dla zawodników akademii. Taka jest filozofia i cel działania akademii, żeby dostarczać do pierwszej drużyny młodych graczy. Oni nie są po to, żeby teraz wygrywać, tylko po to, żeby stanowić o sile pierwszego zespołu.

Jakby Pan się odniósł do pomysłu szefa rady nadzorczej Ekstraklasy, Karola Klimczaka, odnośnie do wprowadzenia obowiązku gry młodzieżowca w zespołach ekstraklasy? Chciałbym również, żeby Pan powiedział o tym w imieniu wszystkich zespołów, bo jak wiadomo, nowy przepis nie byłby problemem dla Lecha. 

Przeżyłem to na własnej skórze w I lidze w Bełchatowie czy w Miedzi Legnica. Zawsze miałem problem z młodzieżowcem, który już musiał być gotowy do gry. Wydawało się, że na początku młodzieżowcy grali tylko dlatego, że są młodzieżowcami. Nie ze względu na umiejętności, tylko ze względu na swoją datę urodzenia. Wtedy to był niewątpliwie problem. Pamiętam taki sezon, gdy Marcin Kaczmarek, prowadząc Wisłę Płock, jako jedyny wtedy odważył się, żeby mieć młodzieżowca w bramce, a reszta miała około 30 lat. Na boisku doświadczenie, a w bramce żółtodziób. Raczej dla młodzieżowca szykowało się miejsce z przodu, żeby przy stracie piłki nie było bezpośredniego zagrożenia utraty bramki. Jestem daleko dzisiaj od takich dyskusji o przydatności tego przepisu, bo nie dotyczy to absolutnie spraw, nad którymi pracuję. U nas zawodnicy z roczników młodzieżowych grają w III lidze u trenera Djurdjevicia. Jedni radzą sobie bardzo dobrze, inni radzą sobie średnio, dla innych to będzie zbyt głęboka woda. Nie będę oceniał pomysłu prezesa Klimczaka, bo na dobrą sprawę trzeba dać mu czas z tym projektem. Gdybanie jest wygodne, tak jak teraz, kiedy sobie coś mówimy, a za to nie odpowiadamy. Jeśli to przyniesie korzyść dla pierwszej reprezentacji, to będziemy mogli powiedzieć, że miało to sens.

Pytam dlatego, że wczoraj Czesław Michniewicz mówił o wymogach w ekstraklasie i o tym, że młody zawodnik ma windę do pierwszej drużyny, a powinien mieć schody. To sprawia, że młodzi piłkarze nie mają konkurencji, co weryfikuje zachodnia liga, w której nie są równie mocno głaskani co w Polsce. 

Są, bo sam miałem taki przypadek w Bełchatowie, że sami młodzieżowcy u nas grali. Był wymóg jednego młodzieżowca, a graliśmy siedmioma czy ośmioma w pierwszym składzie, bo taką mieliśmy kadrę. Są momenty, kiedy jest to bardzo przyjemne, kiedy na boisku widać radość i entuzjazm. Z drugiej strony, w twardej ligowej walce z silniejszymi i bardziej doświadczonymi piłkarzami musieliśmy dużo cierpieć, popełniać proste błędy i zyskiwać doświadczenie. Myślę, że dla niektórych zawodników była to bardzo dobra lekcja i szansa na to, żeby się pokazać w seniorach. Mówię o Kubie Serafinie, Lukasie Klemenzie, Dawidzie Flaszce, który do tej pory gra i zdobywa bramki dla Bełchatowa. Oprócz tego jest Łukasz Wroński, Damian Szymański, który gra w Wiśle Płock, Seweryn Michalski z Chrobrego. Byli to chłopcy, którzy nie poddawali się i będąc młodzieżowcami, przebili się.

Rozmawiał Jakub Treć 

 

Fortuna: Odbierz 100 zł na zakład bez ryzyka lub 20 zł ZA DARMO + bonus od depozytu do kwoty 400

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

komentarzy