Roman Abramowicz sprzeda Chelsea? Są chętni na jego klub

 chelsea

„Red Bull doda ci skrzydeł” – hasło to znają wszyscy, choć od kilku lat nie słyszymy go już w telewizji. Wszystko przez to, że co niektórzy zbyt dosłownie uwierzyli powyższym słowom i zdarzały się przypadki, gdy postanowili wypróbować na własnej skórze, czy rzeczywiście po wypiciu napoju energetycznego można latać. Mimo że popularny slogan wyszedł z użycia, austriacki koncern wciąż nie daje o sobie zapomnieć, zwłaszcza jeśli chodzi o jego ostatnie inwestycje.

Firma, w której logo widnieje czerwony byk, od dawna inwestuje w sport. Początkowo były to dyscypliny mniej popularne: Formuła 1, skoki narciarskie czy skateboarding, ale wiadomo, że i tak największą rzeszą kibiców niezmiennie od dekad cieszy się piłka nożna. Nic zatem dziwnego, że ludzie związani z Red Bullem postanowili zainwestować w najpopularniejszą grę świata, przejmując istniejące lub tworząc własne kluby. Prosperują one już w Ameryce Północnej oraz Niemczech. Do obecności w MLS zespołu finansowanego przez producenta energetyków już zdążono się przyzwyczaić, ale u naszych zachodnich sąsiadów wciąż są z tym problemy.

Szerokiemu gronu sympatyków futbolu w wydaniu niemieckim nie podoba się, że założony raptem w 2009 r. zespół Red Bull Lipsk w ciągu zaledwie kilku lat zdołał awansować z Oberligi Nordost (piąty poziom rozgrywkowy) do Bundesligi, w której rozgrywa właśnie swój debiutancki sezon. „Czerwone Byki” czują się w niej tak dobrze, że zajmują obecnie drugą pozycję w tabeli, ustępując pierwszemu Bayernowi Monachium jedynie gorszym bilansem bramkowym. Dlaczego więc Niemcy nie cieszą się, że ich ekstraklasa zyskała wreszcie nieco więcej kolorytu niż miało to miejsce w ostatnich latach, kiedy rozgrywki przebiegały pod dyktando „Bawarczyków”? Najczęściej można usłyszeć, iż nie w smak jest im sposób tworzenia lipskiego teamu przypominającego sztuczny twór marketingowy.

Zdarzało się już w przeszłości, że kibice drużyn mierzących się z Red Bullem wyrażali swoją nienawiść względem niego na dość oryginalne sposoby. Jednym z najciekawszych było rzucenie przez fanów Dynama Drezno na boisko łba świeżo zabitego byka. Innym zaś razem fanatycy 1.FC Koeln postanowili zablokować jedną z dróg, którą na swój mecz zmierzał autokar ekipy sponsorowanej przez znany koncern. Grupa kibiców najzwyczajniej w świecie usiadła na jezdni, co spowodowało rozpoczęcie meczu między dwoma drużynami z kilkunastominutowym opóźnieniem.

Przeciwnicy drużyn spod szyldu Red Bulla zarzucają ich władzom, że te kupują swoje sukcesy poprzez sprowadzanie drogich piłkarzy, podczas gdy inne latami budują swoją markę, tak jak np. wspomniany wcześniej Bayern. Takie zachowanie bogaczy z Austrii powoduje – według ich wrogów – zatracenie prawdziwej idei sportu. Tego typu tłumaczenia rzeczywiście mogłyby trafić do ludzi, ale pewnie ok. kilkadziesiąt lat temu. W dzisiejszych czasach, kiedy futboliści są jedynie najemnikami do nabycia za odpowiednią kwotę, zarzuty pod adresem Red Bulla są mocno naciągane. Koncern po prostu korzysta ze swojego bogactwa i nikt nie może mu tego zabronić.

Niewykluczone też, że już za jakiś czas będziemy świadkami narodzin kolejnego zespołu wspartego gotówką jednej z najbardziej nielubianych europejskich marek. Brytyjskie media podają bowiem informacje, że w Londynie można było całkiem niedawno ujrzeć dyrektora sportowego RB Lipsk, Ralfa Ragnicka. Chodzą słuchy, że Austriacy mają chęć posiąść któryś z trzech londyńskich zespołów. W grę wchodzą ponoć: Brentford City, Charlton Athletic oraz – uwaga! – Chelsea FC.

Czyżby Roman Abramowicz miał już dość futbolu i chętnie odsprzedałby „The Blues” innemu bogaczowi? W końcu co chciał zdobyć, już zdobył (mistrzostwa Anglii, Liga Mistrzów i mniej znaczące trofea) i być może rzeczywiście coś jest na rzeczy. Dla pięciokrotnych triumfatorów Premier League lepiej chyba jednak byłoby, gdyby w klubie nie zaszły poważniejsze zmiany w zarządzie. W poprzedniej dekadzie pieniądze Abramowicza sprawiły, że o zespole zaczęto mówić w podobnym tonie, co obecnie o RB Lipsk, więc strach pomyśleć, co stanie się w razie ewentualnej odsprzedaży klubu producentowi napojów energetycznych.

Komentarze

komentarzy