Seedorf wraca do Europy i wskakuje na wysokiego konia

Clarence Seedorf

Dobra kariera sportowa może być przepustką na stołki trenerskie, ale niekoniecznie musi się wiązać z dobrymi wynikami w roli szkoleniowca. Dotychczasowy przykład Clarence’a Seedorfa to pokazuje, ale urodzony w Surinamie, wieloletni reprezentant Holandii oraz legenda Milanu wraca na Stary Kontynent i przejmuje jeden z najgorętszych stołków w Hiszpanii – Deportivo La Coruna.

Dotychczasowa przygoda trenerska, bo tak należy określić poprzednie dwie próby Holendra, nie wygląda zbyt zachęcająco pod kątem zatrudnienia. Owszem, nazwisko przyciąga, ale na tym daleko się nie zajedzie. W Milanie dotrwał do 22. meczu, a w chińskim Shenzen skończył już po trzynastu grach. Punktowo szału nie było, bo jak inaczej nazwać średnie 1,59 oraz 1,00. Tyle że jeśli porównamy jego liczby do poprzedników na El Riazor, to… nie jest tak źle. Weźmy pod lupę ostatnich czterech szkoleniowców Depor i ich ogólny bilans.

Victor Sanchez Del Amo – średnia 1,10 pkt/mecz (50 meczów)

Gaizka Garitano – 0,88 pkt/mecz (27)

Pepe Mel – 1,04 pkt/mecz (9)

Cristobal Parralo – 0,80 pkt/mecz (15)

Na El Riazor nie mogą dojść do ładu i składu z trenerami, choć trudno też winić w 100% szkoleniowców za brak jakiegokolwiek pomysłu w prowadzeniu klubu przez Tino Fernandeza. Cristobal Parralo poprowadził zespól w trzynastu meczach ligowych i zdobył ledwie dziewięć punktów, a jego poprzednik – Pepe Mel – w siedmiu spotkaniach wywalczył osiem „oczek”. Wyniki naprawdę przerażająco słabe, a styl chyba jeszcze gorszy. Na Deportivo nie da się patrzeć, a dopełnieniem całej beznadziei była kompromitacja w San Sebastian, gdzie dostali 0:5 od Realu Sociedad, który w ostatnich tygodniach raczej przyjmował tyle goli, aniżeli aplikował rywalom.

 

Kłopotem jest przede wszystkim brak ciągłości i idei w kolejnych poczynaniach. Koleni trenerzy wybierani jakby z przypadku, do tego transfery, które na papierze wyglądają nieźle, ale często jest to pójście na skróty i zatrudnienie dużej liczby zawodników kosztem jakości. W tym sezonie swoje minuty w lidze otrzymało już 28. zawodników, a więc można założyć, że do końca sezonu przekroczą trzydziestkę!

Mowa o zespole, gdzie broniło dotychczas… czterech bramkarzy od początku sezonu, a zimą zakontraktowano jeszcze jednego! Z drugiej strony trudno się dziwić, skoro Blanquiazules stracili już 51 goli i w tym aspekcie przebijają nawet bardzo krytykowane Las Palmas. Jedyna nadzieja dla Seedorfa jest taka, że gorzej już być nie może.

Lepiej wygląda ofensywa, z której jednak trzeba więcej wycisnąć. Powiedzmy sobie szczerze, na papierze zestawienie Florin Andone, Lucas Perez i Adrian Lopez wygląda naprawdę solidnie i wydaje się, że żaden z ich rywali o utrzymanie nie ma takich nazwisk i takiej jakości.

Clarence Seedorf i Deportivo są na podobnym etapie. Można powiedzieć, że nowy trener i klub spotkali się w jednym punkcie. Ewentualne niepowodzenie Holendra w Galicji może oznaczać, że będzie trzeba łapać kluby w mniej poważnych ligach, za gorsze pieniądze i nazwisko zacznie ciążyć, zamiast pomagać. Dla klubu ewentualne niepowodzenie też oznaczałoby mniej poważną ligę, czytaj: spadek. Można mówić o nie najgorszym terminarzu, ale dla Depor każdy rywal jest trudny, a przed nimi m.in. rozpędzone baskijskie ekipy z Vitorii i Eibar, efektownie grający Betis czy nieobliczalne Getafe oraz Espanyol. Tyle że jeśli w tym zestawie nie zaczną punktować, to potem łatwiej nie będzie, bo końcówka sezonu będzie obfitować w mecze z szeroką czołówką ligi.

Fortuna: Odbierz 100 zł na zakład bez ryzyka lub 20 zł ZA DARMO + bonus od depozytu do kwoty 400

Komentarze

komentarzy