Starcie uśpionych gigantów przy Konwiktorskiej. Święto popsuł Gołębiewski

Coś więcej niż mecz. Takie hasło śmiało można było wygłosić przed hitem 14. serii gier w… 3. lidze. Do Warszawy, na stadion Polonii, przyjechali piłkarze Widzewa Łódź. Naprzeciw siebie stanęły drużyny, które ze względu na jakże bogatą historię, zupełnie nie pasują do reszty stawki na 3. ligowym froncie. Widzewiacy, dzięki Danielowi Gołębiewskiemu, wywieźli z trudnego terenu jeden punkt, który pozwolił im awansować na pierwsze miejsce w tabeli.

Zacznijmy od końca, czyli od tego, jak wygląda tabela ligowa po rozegraniu meczu. Drużyna Franciszka Smudy wywalczyła dziś 31. punkt w sezonie, dzięki czemu usadowiła się na fotelu lidera. Tyle samo punktów, lecz gorszy bilans bramkowy, ma obecnie Sokół Aleksandrów Łódzki… To dobrze oddaje, w jakim miejscu znajdują się na ten moment dwa zasłużone kluby. Ile dobrego byśmy nie pisali o zaangażowaniu kibiców, o próbie powstania z kolan, to trzeba sobie jasno powiedzieć, że Widzew i Polonia rywalizują na śmiesznie niskim poziomie. Widzew w smutnej rzeczywistości radzi sobie przyzwoicie i jest na dobrej drodze do awansu. Gorzej z Polonią, która znajduje się w samym środku stawki.

Dwukrotni i czterokrotni mistrzowie Polski spotkali się ze sobą po raz pierwszy od ponad czterech lat. Jak dużo zmieniło się od tego czasu? W oczy rzuca się przede wszystkim poziom rozgrywkowy. Kiedyś Ekstraklasa, na chwilę obecną zaledwie 3. liga. To o tyle smutna historia, że do upadku obu klubów przyczyniły się przede wszystkim osoby odpowiedzialne za organizację i kwestie finansowe, a nie piłkarze. Wróćmy jeszcze na moment do spotkania z 2013 roku – w podstawowym składzie Widzewa wybiegł wówczas Mariusz Stępiński, a jedną z bramek strzelił Łukasz Broź. Po drugiej stronie barykady też nie brakowało znanych nazwisk. Po lewym skrzydle hasał Paweł Wszołek, zaś za środek pola odpowiedzialny był Tomasz Hołota.

Tylko jedna osoba łączy oba starcia. Daniel Gołębiewski obiekt przy ulicy Konwiktorskiej zna jak własną kieszeń. Przez wiele lat dawał kibicom Polonii powody do radości, natomiast dziś został katem ich marzeń. W 66. minucie podbiegł do piłki ustawionej na 11. metrze i pewnie wykorzystał rzut karny. Była to odpowiedź na bramkę gospodarzy z pierwszej połowy pojedynku. Warszawiacy doskonale rozegrali rzut rożny, piłka krążyła jak po sznurku, aż wreszcie znalazła się na głowie Tomasza Chałasa, który wpakował ją do siatki. Choć sytuacji podbramkowych nie brakowało, więcej goli nie padło. Co ciekawe, Polonia zremisowała już szósty mecz z rzędu. Atmosferę piłkarskiego święta można było poczuć na trybunach. Arbiter w pierwszej połowie meczu musiał dwukrotnie przerywać mecz. Raz za sprawą kibiców gości, którzy odpalili race, a raz za sprawą miejscowych, którzy wyrzucili na boisko serpentyny. Pod względem dopingu na pewno nie była to trzecia liga.

Choć żadnej z drużyn nie udało się wygrać, piłkarze obydwu ekip wrócą do domów z uzyskaną odpowiedzią na pytanie, o co tak naprawdę walczą. Marzeniem żadnego z nich nie jest przecież gra w trzeciej lidze. Każdy chce wycisnąć z kariery jak najwięcej i grać na scenach większych niż te w Sieradzu czy Sulejówku. Dziś poznali smak piłkarskiej uczty, na którą dostali zaproszenie wskutek nieciekawej przeszłości. Smak, który obu klubom jest tak dobrze znany, a jednocześnie tak bardzo oczekiwany z utęsknieniem.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka
+ do 400 zł

Komentarze

komentarzy