The Beatles zagrali dziś z playbacku

Po bezbarwnym i słabym spotkaniu, Adrian Lopez w doliczonym czasie gry dał Villarrealowi jednobramkową zaliczkę. Czy to wystarczy, żeby awansować do finału Ligi Europy?

Na Estadio de Madrigal zebrała się ogromna publiczność, żądna widowiska równie genialnego, co te na Anfield przed dwoma tygodniami. Villarreal nazywany Yellow Submarine, stawał bowiem do walki z  The Reds, czyli klubem z miasta Beatlesów. Warto wspomnieć, że na trybunach stadionu zebrało się około 25 tysięcy osób, co stanowi prawie 50 procent populacji miasta Villarreal. Przed pierwszym gwizdkiem na trybunach czuć było wyjątkową atmosferę, a hiszpańscy kibice zaprezentowali transparent z motywem „You’ll never walk alone” upamiętniający ofiary tragedii na Hillsborough.

Początek meczu zwiastował, że rzeczywiście możemy być świadkami wybornego widowiska. Obie drużyny rozpoczęły ofensywnie, bez kalkulacji i „badania przeciwnika”. Zarówno gospodarze, jak i goście, ze sporą łatwością stwarzali sobie dobre sytuacje, jednak w decydujących momentach zawiedli między innymi Allen i Soldado. Kolejne minuty brutalnie sprowadziły jednak na ziemię wszystkich fanów liczących na piękny piłkarski spektakl. Wdarło się sporo niedokładności ze strony piłkarzy obu drużyn i przez zdecydowaną większość pierwszej połowy spotkanie było po prostu męczące.

Sporym zaskoczeniem była decyzja Jurgena Kloppa o zmianie. Za dobrze wyglądającego w pierwszej części Coutinho, na murawie zameldował się Jordon Ibe. Druga połowa rozpoczęła się podobnie do pierwszej. Zawodnicy Villarreal wyszli na murawę z dużym ciągiem na bramkę. Już chwilę po jej rozpoczęciu Bakambu głową skierował piłkę na słupek. Liverpool próbował się odgryźć, ale bezowocnie. Kolejne minuty to znowu masa błędów i nieporozumień. Zdarzały się jedynie emocjonujące przebłyski, jak na przykład strzał Firmino w słupek, czy brutalny faul Toure.

Kiedy Villarreal i Liverpool uśpili już prawdopodobnie wszystkich kibiców, przez ostatnie minuty wydarzyło się więcej niż przez pierwsze 87. Najpierw oko w oko z Mignoletem stanął Bakambu i choć wydawało się, że młody napastnik wykonał wszystko jak trzeba, znakomitym refleksem wykazał się belgijski bramkarz i zdołał obronić jego strzał. Chwilę później, po rzucie rożnym dla Villarealu, z jednoosobową kontrą wyruszył Moreno. Jednak po przebiegnięciu 60 metrów na pełnym sprincie, zabrakło mu sił, żeby oddać celny strzał.

Villarreal w doliczonym czasie gry rzutem na taśmę przeprowadził akcję, która zadecydowała o wyniku końcowym. Bruno przepięknym długim podaniem wypatrzył Denisa Suareza, a ten wdarł się z futbolówką w pole karne i wyłożył ją Adrianowi. Były zawodnik Atletico Madryt nie mógł tego zmarnować i z odległości siedmiu metrów wpakował piłkę do siatki.

Niedokładność, sytuacji podbramkowych jak na lekarstwo, po prostu nuda. Oczywiście bramka zdobyta w ostatnich minutach osłodziła trochę gorycz tego nudnego spotkania, ale nadal niesmak pozostał. Miejmy nadzieję, że już za tydzień oba zespoły dołożą wszelkich starań, żeby dostarczyć kibicom oczekiwanych emocji.

Komentarze

komentarzy