To już zaczyna być nudne. Sevilla z kolejnym trofeum Ligi Europy!

Jedni napiszą, że tak już miało być, ale powoli zaczyna to być nudne. Nudne niczym dominacja Barcelony na krajowym podwórku. Kolejny tryumf przyszedł z małą pomocą sędziego, ale za kilka tygodni nikt nie będzie o tym pamiętał.

W pierwszej połowie to Liverpool dominował. Nie sprawiało im żadnego problemu przebicie się pod pole karne Hiszpanów, bo ci… sami stwarzali rywalowi okazje. W ekipie Emery’ego dochodziło do zbyt wielu prostych strat w bezpiecznych (jak mogłoby się wydawać) sytuacjach. Potwierdzeniem tych słów była przepiękna bramka Daniel Sturridge’a, który uderzył niespodziewanie zewnętrzną częścią stopy. To trafienie było ozdobą całego spotkania.

Kazimierz Węgrzyn zapytany w przerwie, czego mogło brakować zawodnikom Sevilli w pierwszej połowie, z pewnością odparłby, że siły. W przerwie między połowami, Hiszpanie musieli wziąć nie jeden, ale co najmniej dwa wiaderka pełne witamin. Dosłownie sekundy po rozpoczęciu drugiej odsłony meczu, piłkę do siatki wpakował kapitalny Gameiro. Bramka może nie była tak cudnej urody, jak zawodnika The Reds, ale napastnik Sevilli świetnie uwolnił się spod opieki trzech obrońców.

Kolejne minuty spotkania należały do Coke. Najpierw po składnej akcji całego zespołu, będąc na wysokości pola karnego, zdecydował się na płaski strzał przy prawym słupku. Mignolet nie miał w tej sytuacji wiele do powiedzenia, a najwięcej pretensji mógł mieć po raz kolejny do swoich obrońców. 6 minut później całkowicie niepilnowany Coke dostał górną piłkę na 6-7 metr. Tej okazji nie mógłby zmarnować nawet Sławek Peszko, gdyby zamknął oczy.

Nie obyło się jednak bez kontrowersji. W pierwszej połowie spotkania byliśmy świadkami 2-3 sytuacji, w której zawodnicy Sevilli zagrywali futbolówkę ręką, będąc jeszcze w polu karnym. Bohaterem jednej z tych sytuacji był nasz rodzynek – Grzegorz Krychowiak. Ręka i rzut karny podany na widelcu. Odnosząc się do gry Grześka w całym meczu, to był jedną z najjaśniejszych postaci w zespole. Widać, że wraca stary, dobry Krycha sprzed kontuzji.

Liverpool istniał  tylko w pierwszej połowie. Na pewno w dużym stopniu zawaliła obrona, która była ogrywana jak dziecko. Przykładem niech będzie bramka na 1:1. Druga kwestia to decyzje sędziego (a raczej ich brak). To tylko pokazuje, jak w życiu istotne są szczegóły. Inny sędzia i treść tego artykułu byłaby do wyrzucenia.

Przed meczem doszło jeszcze do starć kibiców na trybunach, ale wszyscy żyją, to nie ma co siać paniki.

Komentarze

komentarzy