Tydzień wiejskich kompromitacji

Murawa w Wólce Pełkińskiej po meczu Wólczanka–Motor (fot. Twitter/Leszek Bartnicki)

Nieciecza to flagowy przykład, że nie potrzeba wielkiego miasta do stworzenia dobrej drużyny. Trzeci sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej to również sygnał dla jej podobnych, żeby ogrywać „miastowych” i tworzyć historię. W sobotę wypróbowany scenariusz powieliły kolejne piłkarskie wioski – Wikielec i Wólka Pełkińska – których przedstawiciele odprawili kilka znanych firm.

Zacznijmy od Wikielca, czyli wsi w powiecie iławskim, która liczy sobie około 500 mieszkańców. Jeśli interesujecie się III ligą grupą I, to wiecie, że drużyna z tej miejscowości gra na tym poziomie rozgrywek. 14 października mogliście się przekonać również, że potrafi uprzykrzyć życie tuzom polskiej piłki. Widzew Łódź czasy swoje świetności ma dawno za sobą, ale z nowym stadionem, dużym budżetem i oddanymi licznymi kibicami ma przed sobą również przyszłość. Dwa tygodnie temu faworyt do awansu nie sprostał drużynie GKS Wikielec. Tylko remis, ale jak się okazało, to nie wszystko.

W środku tygodnia Widzew pojechał do Wiśniowej Góry – Wikipedia podaje 2360 mieszkańców – na mecz okręgowego Pucharu Polski. Żeby awansować do ogólnokrajowej drabinki w przyszłym sezonie, najpierw trzeba odprawić amatorów, półamatorów i innych chętnych w okręgowym, a później wojewódzkim pucharze. Czterokrotny mistrz Polski nie był w stanie wygrać z Andrespolią Wiśniowa Góra i odpadł z rozgrywek, a zespół został przed media i kibiców wręcz „rozjechany”.

Wróćmy do Wikielca, bo tam w weekend przyjechała Legia Warszawa. Co prawda rezerwy, ale wsparte zawodnikami pierwszego zespoły – Hildeberto i Dominikiem Nagym. „Panom piłkarzom” oraz wielu mistrzom Polski juniorów z ubiegłych lat nie udało się wygrać z czerwoną latarnią ligi, która w sobotę podwoiła swój dorobek punktowy. M.in. za sprawą gola Remigiusza Sobocińskiego, którego pamiętamy z występów w ekstraklasie – ponad 200. Zresztą ostatniego gola na najwyższym poziomie ligowym w Polsce strzelił… Legii Warszawa – 7 maja 2008.

Swoje dorzucił Motor Lublin. Dużo mniej utytułowany klub od Widzewa i Legii, ale jednak najpopularniejszy na Lubelszczyźnie i drugi po Jagiellonii na wschód od Wisły. Drużyna Marcina Sasala przegrała z Wólczanką Wólka Pełkińska. To była trzecia wyprawa do tej półtoratysięcznej wsi dla lubelskiej ekipy i… druga porażka. Zresztą ostatnie lata w III lidze dla Motoru to prawdziwa udręka w małych miejscowościach, bo przegrywał poza tym w Nowotańcu, Tuczempach czy Sieniawie.

Podsumujmy – Wikielec, Wólka Pełkińska oraz Wiśniowa Góra to łącznie nieco ponad 4000 mieszkańców, a więc mniej niż zmieści się na jednej trybunie Widzewa. Prawdopodobnie w samej Łodzi znaleźlibyśmy wiele bloków mieszkalnych, w których jest więcej osób. Ale to właśnie jeden z ulubionych elementów piłki nożnej. Na co dzień nikt nie wie albo mało kto wie, gdzie na mapie można znaleźć wyżej wymienione miejscowości, a dzięki piłce nożnej mają okazję na zaistnienie. Chwila chwały? Może i tak, ale dla takich małych klubów to wielki moment, który potem będą mogli wspominać latami albo… albo przerodzą się w drugą Niecieczę.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka
+ do 400 zł

Komentarze

komentarzy