Urząd Skarbowy w Hiszpanii idzie na wojnę z klubami i piłkarzami

halaaa

Tym razem sprawa dotyczy pięciu klubów piłkarskich o dużej renomie. Konkretnie Urząd Skarbowy żąda 52 milionów euro od Barcelony, Realu Madryt, Atletico Madryt, Valencii oraz Sevilli. Sprawa dotyczy nieścisłości przy transferach i prowizjach dla agentów piłkarzy.

Hiszpański fiskus domaga się zwrotu pieniędzy, które utracił poprzez proceder, który twa od wielu lat. Otóż kluby wypłacały prowizje agentom piłkarzy, których wcześniej kupowały. Zdaniem Urzędu Skarbowego powinni robić to piłkarze. Tego typu honoraria stanowią pośrednie pensje i piłkarz, który wypłaca prowizję swojemu agentowi, musi uwzględnić to w zeznaniu podatkowym. Tym razem jednak Urząd Skarbowy pieniądze postanowił ściągnąć od klubów, a nie zawodników. Sytuacja wydaje się dość niezrozumiała, ale i trudna do interpretacji, ponieważ nie wiadomo, z kogo winy doszło do złamania przepisów. Czy to piłkarz wynegocjował opłatę prowizji z ramienia klubu, czy może jego agent, albo może klub zaproponował taką opcję jako bonus.

Cała sprawa jest bardzo głośna w Hiszpanii, bo dotyczy głównie tych największych. W przypadku Barcelony chodzi o kwotę 12 milinów euro. Do tej sumy doliczona może być również kara w postaci siedmiu milinów euro. Real Madryt „oszukał” fiskus na 11 milionów euro. Klub ze stolicy może ponieść również karę pięciu milionów euro. Atletico to cztery miliony euro straty dla Urzędu, dlatego kara w jego przypadku wynieść może dwa miliony euro. Sevilla i Valencia to niedopłaty poniżej trzech milionów euro.

Hiszpański Urząd Skarbowy w ostatnim czasie zaczął wojnę totalną z klubami piłkarskimi i piłkarzami. Co prawda w ostatnich latach wiele klubów znacznie zmniejszyło swoje długi, ale hiszpański fiskus jest na taką argumentację głuchy.

Jedną z najgłośniejszych spraw jest bez wątpienia transfer Neymara do FC Barcelona. Sprawa ta ciągnie się już niemal trzy lata i dalej nie widać końca. Skazani zostali już m.in. Leo Messi, Mascherano, Sergio Ramos, Iker Casillas. Do tego w ostatnim czasie Urząd oskarżył Adriano czy Alexisa Sancheza. Natomiast Samuel Eto może mieć znacznie poważniejsze kłopoty, ponieważ w jego przypadku prokuratura apeluje aż o dziesięć lat więzienia.

Zwykle sprawa kończy się na wyroku w zawieszeniu. Albo na karze dwóch lat pozbawienia wolności, ponieważ w Hiszpanii poniżej dwóch lat nie idzie się do więzienia, więc tego typu wyroki traktowane są jak zawiasy. W ostatnich latach jest coraz więcej tego typu spraw na terenie Hiszpanii. Dlatego bardzo możliwe, że w przeciągu najbliższej dekady piłkarze zmęczeni walką z fiskusem postanowią grać w bardziej przyjaznych krajach, gdzie sprawy podatkowe nie są traktowane aż tak rygorystycznie.

Komentarze

komentarzy