Walka na finiszu Premier League. Głównym aktorem Jonathan Moss

Walka na finiszu w Anglii nabiera rumieńców. Manchester City zlał na wyjeździe Chelsea, Arsenal po raz kolejny zgubił punkty i dał się przeskoczyć tymże zawodnikom z Manchesteru, a Leicester po raz pierwszy od 6 kolejek nie wygrało i podzieliło się punktami z West Hamem. Jutro swój mecz gra Tottenham i jeśli zainkasuje komplet punktów, doskoczy do Lisów już na 5 punktów. Problem jednak w tym, że ta walka nie do końca wynika tylko z poczynań piłkarzy. Dzisiaj równie wiele do powiedzenia miał arbiter meczu Leicester – Jonathan Moss.

Co takiego zrobił sędzia? Wyrzucił z boiska jakiegoś zawodnika, podyktował niezasłużonego karnego w końcówce, albo może właśnie nie podyktował ewidentnej jedenastki? Hmm, temu panu udało się to wszystko naraz. W jednym meczu. A właściwie w jednej połowie!

No dobra, ale zacznijmy od początku…

Leicester, co ostatnimi czasy dość częste, wyszło na prowadzenie w 18. minucie za sprawą Vardy’ego. Szybka kontra, pach, gol i 1:0. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić. 10 minut później Vardy obejrzał żółtą kartkę za faul w środku pola. Jak najbardziej zasłużoną. Na przerwę Lisy schodziły z prowadzeniem, a mecz w pełni kontrolowały. Nie było szaleńczych ataków, ale nie było też wielkiego zagrożenia pod bramką Schmeichela. Zapowiadało się na kolejny mecz bez historii i typowe dla ekipy Claudio Ranieriego zwycięstwo 1:0.

W drugiej połowie zaczęły się jednak kontrowersje. W 57. minucie z boiska wyleciał Jamie Vardy, co kompletnie posypało plan gry Leicester. Czy słusznie? Kartka była pokazana za ‘symulkę’. W powszechnej opinii – trochę nadgorliwie. Vardy rzeczywiście został być może wytrącony z biegu (choć w żadnym wypadku nie był faulowany!), ale widać też, jak bardzo tego karnego szukał. Jestem przekonany, że nie byłoby żadnej kontrowersji, gdyby sędzia wlepiał wtedy Vardy’emu pierwszą kartkę w meczu. A że to była już druga i poskutkowała wyrzuceniem z boiska? Trudno, za głupotę się płaci. Niemniej jednak – sytuacja bardzo sporna i kontrowersyjna, która rzutowała na grze Leicester do końca spotkania.

Kiedy wydawało się, że Lisy mogą utrzymać 1:0 do końca, nadeszła 82. minuta. Zaczęło się 10 minut, w trakcie których Jonathan Moss zupełnie zgłupiał. Zaczęło się od karnego podyktowanego za faul Wesa Morgana na Winstonie Reidzie. ‘Jedenastka’ mocno kontrowersyjna, choć niewątpliwie jakiś kontakt był (a kiedy nie ma kontaktu przy rzucie rożnym?). Caroll karnego wykorzystał, potem w między czasie fenomenalnego gola strzelił Cresswell i… mieliśmy podobną sytuację pod drugą bramką. Tym razem na ziemię padł Robert Huth. Tym razem karnego nie było. A kontakt był co najmniej 5 razy bardziej widoczny niż przy faulu na Reidzie! Panie Jonathanie, jeżeli tam był karny, to tu powinny być ze trzy, a nie jego brak!

Wydawało się, że to koniec emocji i West Ham wygra 2:1 po świetnej pogoni za wynikiem w końcówce meczu. Jakże bardzo mylili się ci, którzy tak sądzili! Sekundy do końca meczu, w polu karnym pada Schlupp i sędzia wskazuje na 11. metr. Karnego raczej być nie powinno. Być może do sędziego dotarło, że wcześniej powinien podyktować karnego dla Leicester i chciał wyrównać rachunki. Innego wytłumaczenia nie mogę znaleźć. Piłka to sport kontaktowy. Jeśli za takie ‘przewinienia’ dyktowalibyśmy karne, to w każdym meczu mielibyśmy festiwale ‘jedenastek’. Cóż, jednak stało się – do karnego podszedł, pod nieobecność Vardy’ego i Mahreza, Ulloa i pewnie go wykorzystał. 2:2. Remis. Remis, który nie satysfakcjonuje żadnej ze stron. Można się rozejść.

Angielscy sędziowie naprawdę niebezpiecznie dryfują w kierunku dna poziomu sędziowania w hiszpańskiej Primera Division…

Komentarze

komentarzy