Wielki przywilej, którego nie doceniamy

Informacja o tym, że reprezentacja Polski podczas losowania do mistrzostw świata w Rosji znajdzie się w pierwszym koszyku, przeszła bez głośnego echa. Okazuje się jednak, że to ogromny przywilej, który jest przez nas chyba niezbyt mocno doceniany.

Zdaje się, że większość kibiców o pierwszym koszyku nie myśli do końca poważnie. Wszystko za sprawą rankingu FIFA, który w każdej piłkarskiej dyskusji jest coraz to mocniej krytykowany i ośmieszany. Z tego właśnie względu zaczynamy mieć wrażenie, że jesteśmy tam niejako przez przypadek. A w końcu, aby tam dotrzeć, trzeba było jednak wygrać serię spotkań – nie raz trudnych i wygrać grupę eliminacyjną, która – bądź co bądź – nie była przecież najprostszą.

Tymczasem z pierwszego koszyka na mistrzostwach świata losowani byli już nie tacy jak my. Cztery lata temu byli tam przecież Belgowie (wówczas nie doceniani tak, jak dziś), w roku 2006 Meksykanie, a w 1998… reprezentacja Rumunii.

Każdy z wymienionych zespołów łączy jedno – wszystkie bardzo pewnie wykorzystały przywilej losowania z pierwszego koszyka i wyszły z grupy. Znalazły się zatem w grupie 85% zespołów – tyle bowiem, spośród losowanych z pierwszego koszyka od MŚ 1998 (a zatem od momentu, gdy na mundialu grają 32 drużyny) zdołało przejść grupę.

Co ciekawe, w pozostałych 15% teoretycznie najlepszych drużyn świata, które z mundialem żegnały się jednak już po trzech spotkaniach, nie znalazły się wcale te najbardziej oczywiste. W 2014, 2010 i 2002 roku już na tym etapie z grą żegnali się bowiem urzędujący mistrzowie świata. Poza tą trójką, już po grupie musieli pożegnać się: Hiszpanie (1998), Holendrzy (1998), Argentyńczycy (2002) oraz reprezentanci RPA (2010).

Średnio 6,5 na osiem najwyżej rozstawionych drużyn awansuje zatem do kolejnego etapu rozgrywek. Ba! Ci, którzy pozostaną w grze, nie kończą jej tak szybko. Patrząc na mistrzostwa świata od 1998 roku, w ćwierćfinałach średnio aż 5,4 drużyny stanowią właśnie ekipy z pierwszego koszyka.

Strefa medalowa absolutnie zawsze wygląda zaś w taki sam sposób. W finale w 100% przypadków mierzą się ze sobą dwie drużyny z pierwszego koszyka. O brąz kolejna drużyna z pierwszego koszyka gra natomiast z ekipą klasyfikowaną przed turniejem niżej. Te mecze kończą się już z różnym skutkiem, choć częściej (w stosunku 3:2) w ostatnich pięciu przypadkach wygrywała tu drużyna, będąca czarnym koniem.

Podsumowując absolutnie matematycznie, 85% drużyn z pierwszego koszyka wychodzi z grupy, z czego 70% zajmuje w niej 1. miejsce, a 67,5% uzyskuje awans do ćwierćfinału. W finale zawsze (!) grają przeciwko sobie dwie drużyny z pierwszego koszyka. Kolejna topowa drużyna rankingu FIFA gra natomiast w meczu o brąz.

Awansu do pierwszego koszyka nie powinniśmy zatem ignorować. Dostaliśmy w tym momencie ogromną szansę. Jak wykazują statystyki, niezwykle prawdopodobny jest awans do ćwierćfinału. I choć nie powinniśmy nastawiać się raczej na strefę medalową, powtórzenie sukcesu Belgii sprzed czterech lat i dotarcie do ćwierćfinału wydaje się jak najbardziej w naszym zasięgu.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka
+ do 400 zł

Komentarze

komentarzy