„Wilki” bez „Diabła”

Wolfsburg – ekipa, która w zeszłym sezonie osiągnęła wiele. Drużyna, która potrafiła nawiązać kontakt z Bayernem Monachium. Zespół, który grał efektownie i efektywnie. W Lidze Europy mieli dojść dalej, jednak wicemistrzostwo Bundesligi oraz wywalczenie Pucharu Niemiec zrekompensowało przedwczesne odpadnięcie z europejskich pucharów. Przed sezonem 2015/2016 stracili kluczową postać. Piłkarza dającego niesamowitą jakość oraz pewność zagrożenia bramki przeciwnika. Najlepszego zawodnika sezonu 2014/2015. Strata niemała, mająca wpływ na grę piłkarzy z miasta Volkswagena. Jak teraz klub Dietera Heckinga radzi sobie pod nieobecność Kevina De Bruyne?

Na ten moment możemy porównywać jedynie początek rozgrywek ligowych, a także starcia europejskich pucharach oraz wyniki w DFB Pokal. Jednak już teraz tworzy się pewna rozbieżność, bowiem w poprzednim sezonie „Wilki” grały w Lidze Europy, natomiast obecnie reprezentują Niemcy w Champions League. Ale po kolei. Po 12. kolejkach Bundesligi w sezonie 2014/2015 Wolfsburg miał na koncie o dwa oczka więcej niż teraz. Tutaj różnica nie jest duża, jednak gdy spojrzymy na bilans bramkowy, liczby powiedzą nam nieco więcej. Otóż około 12 miesięcy temu Vfl w lidze strzeliło 24 bramki, tracąc 12 (bilans +12). Obecnie w Bundeslidze „Wilki” zdobyły tylko 17 goli, tracąc 15 (bilans +2).

Liczby liczbami, jednak w futbolu chodzi także o styl gry, a ten pod nieobecność utalentowanego Czerwonego Diabła, bo tak mówi się o reprezentantach Belgii, uległ zmianie. W poprzednim sezonie, szczególnie w drugiej jego części, oglądając mecz Wolfsburga szczęka sama opadała z wrażenia. Kevin i spółka miażdżyli każdego kolejnego rywala. Już pierwszy mecz rundy rewanżowej rozłożył mnie na łopatki. 4:1 z Bayernem, który w tamtym spotkaniu był tylko tłem dla graczy Heckinga. Zabójczo szybkie kontry, znakomite wykończenie akcji czy to przez Belga, czy to przez Basa Dosta, który także znajdował się w życiowej formie dawały do zrozumienia, że „Wilki” stały się realnym konkurentem Bayernu w walce o mistrzostwo Niemiec.

Kilka miesięcy później okazało się jednak, że Bayern jest poza zasięgiem, a Vfl musi się zadowolić drugim miejscem. Poza rozgrywkami ligowymi Wolfsburg walczył także w DFB Pokal oraz Europa League. I jeżeli chodzi o te pierwsze rozgrywki, to tutaj należy odnotować spory sukces, ponieważ klub z Dolnej Saksonii pokonał w finale Borussie Dortmund 3:1. Natomiast, jeżeli chodzi o europejskie puchary, to tutaj walka zakończyła się na ¼ finału. Było to spore zaskoczenie. Wydawało się, że Wolfsburg, znajdujący się wtedy w wybornej formie, rozniesie w pył ekipę Napoli. Kluczowy okazał się pierwszy mecz na Volkswagen Arena – przegrany przez gospodarzy 1:4. Była to gorzka pigułka dla fanów byłego zespołu Andrzeja Juskowiaka – Wolfsburg był przecież jednym z faworytów do zwyciężenia w całych rozgrywkach. Była to także ich jedyna porażka na własnym stadionie w poprzednim sezonie.

Podsumowując poprzedni sezon w wykonaniu „Wilków” można stwierdzić, że poza potknięciem w LE, wycisnęli maksimum, jakie mogli osiągnąć. Na grę podopiecznych Dietera Heckinga można było patrzeć z otwartą buzią, a ręce same składały się do oklasków. Można powiedzieć, że Vfl stał się przez moment zastępcą ekipy z Dortmundu, która w poprzednim sezonie miała mocny kryzys.

Oglądając mecze Wolfsburga miało się wrażenie, że zaraz zostaną odpalone fajerwerki. Albo De Bruyne strzeli efektowną bramkę, albo Dost wykończy składną akcję, albo Vieirinha zakręci obrońców na prawym skrzydle, ewentualnie po błyskawicznej kontrze któryś z ofensywnych graczy dokona ostatecznego zniszczenia rywala. Tempo było niesamowite. Taktyka, która była nastawiona bardzo ofensywnie. Styl gry oparty na skrzydłowym z Belgii. Na skrzydłowym będącym w życiowej formie. Łącznie w zeszłym sezonie we wszystkich rozgrywkach De Bruyne strzelił 16 bramek i dołożył do tego 28 asyst, w tym 21 w samej Bundeslidze. Wyczyn ten nie umknął statystykom. Okazało się, że Belg pobił rekord Zvjezdana Misimovića, który w edycji 2008/2009 w barwach Wolfsburga 20 razy dogrywał piłkę do partnerów tuż przed zdobyciem przez nich gola. A jak obecnie wygląda gra „Wilków” bez magicznego Belga?

Na ten moment sytuacja nie wygląda znakomicie, jednak większej tragedii także nie odnotowano. Co prawda zespół nie jest tak skuteczny, jak jeszcze kilka miesięcy temu, natomiast 3 miejsce w lidze oraz realna szansa na wyjście z grupy w Champions League zdaje się być dobrym prognostykiem przed nadchodzącymi meczami. Niestety dla fanów Vfl jest kilka rys, nad którymi warto się pochylić. I tutaj również odwołać należy się do statystyk mówiących o tym, że Wolfsburg wygrał w tym sezonie 50% spotkań. Tylko 50% można powiedzieć. Dla takiej ekipy jest to stanowczo za mało. Dodatkowo drużyna zanotowała już 6 porażek, w tym dwie z Bayernem. Szczególnie ta pierwsza odbiła się szerokim echem na całym świecie, ze względu na to, kto i w jakim czasie pokonywał bramkarza „Wilków” (oczywiście chodzi o 5 bramek w 9 minut Roberta Lewandowskiego). Druga porażka to starcie w Pucharze Niemiec. 1:3 i koniec marzeń o obronie trofeum, to także odwet drużyny Pepa Guardioli za przegrany Superpuchar Niemiec, rozgrywany przed rozpoczęciem sezonu 2015/2016. Poza przegranymi z drużyną Lewandowskiego, ekipę reprezentowaną m.in. przez Lorda Bendtnera pokonała także Borussia M’Gladbach, FSV Mainz, Manchester United oraz PSV Eindhoven.

Oczywiście to początek sezonu, jednak już na tym etapie rozgrywek można zaobserwować, że Wolfsburg nie poprawi, a nawet nie dorówna wynikami z poprzedniego sezonu. Po pierwsze – nie obroni Pucharu Niemiec. Po drugie – jest wysoce prawdopodobne, że nie dotrą do ¼ finału w europejskich pucharach (o ile wyjdą z grupy – kluczowe może okazać się spotkanie z Manchesterem United u siebie). Po trzecie – nie zajmą drugiego miejsca w lidze – obecnie wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że ta lokata przypadnie zespołowi z Dortmundu.

Pozostaje jeszcze sprawa najdroższego w historii klubu transferu, czyli Juliana Draxlera. 36 milionów już na początku wydawało się jakąś chorą sumą, ale jeżeli ma się 75 milionów w klubowej kasie otrzymanych za transfer skrzydłowego z Belgii to czemu nie? Tylko czy ktoś popatrzył na statystyki tego piłkarza w ostatnich kilkunastu miesiącach? Owszem, można wydać takie pieniądze, jednak gracz musi prezentować odpowiednią jakość, szczególnie w Niemczech, gdzie takie transfery nie są chlebem powszednim. Czas pokaże na ile włodarze klubu wyrzucili pieniądze w błoto, a na ile ten transfer okazał się dobrym posunięciem.

Przed sezonem wszyscy wiedzieli, że będzie to trudny sezon dla wicemistrza Niemiec. Trudny dlatego, że grają bez De Bruyne. Trudny dlatego, że wracają do Ligi Mistrzów, a tam rywale mocniejsi od tych z Ligi Europy. Trudny dlatego, że w większości spotkań grają w roli faworyta. Jak poradzą sobie z tymi przeszkodami – ocenić przyjdzie pora po zakończeniu sezonu. A dla Niemieckiego futbolu byłoby dobrze, gdyby „Wilki” pokazały kły, szczególnie na europejskich arenach, bowiem już niedługo jedno miejsce więcej w Champions League przejść może we włoskie ręce, a fani futbolu w Niemczech zapewne nie byliby zachwyceni z tego powodu.

Komentarze

komentarzy