Wóz albo przewóz. Przed Malcomem dzień prawdy

Transfer Brazylijczyka na Camp Nou był jednym z większych wydarzeń minionego okienka. Rollercoaster, jaki dostaliśmy jako postronni obserwatorzy, ale przede wszystkim policzek, który otrzymali działacze i kibice Romy, rozbudził wszystkich. Utalentowany zawodnik Bordeaux, który w założeniu miał być młodszą, lepszą i tańszą wersją Williana, przybywał do Barcelony szczęśliwy, ale zdający sobie sprawę z tego, ile pracy przed nim.

Ulubiona pozycja, czyli prawe skrzydło? – Zajęte przez Messiego. Alternatywnie, lewa strona? Coutinho i ściągnięty za grubo ponad „100 baniek” Dembele. Malcom musiał wiedzieć, że wybranie „Blaugrany” kosztem „Giallorossich” odbije się na jego liczniku minut spędzonych na boisku. Wybór nie był jednak trudny, w końcu same treningi z Messim i resztą kapitalnych zawodników oraz poznanie „filozofii” Barcelony to drzwi, które zwykle otwierają się tylko raz w karierze.

Nikt nie mógł jednak przewidzieć, że sytuacja Brazylijczyka będzie aż tak zła. Nawet po presezonowych sparingach wydawało się, że Malcom będzie dość ważnym ogniwem – pokazał się z dobrej strony, zdobył po golu w meczach z Boca Juniors i… Romą. „Sezon właściwy” to już inna bajka. 21-latek przeważnie grzał ławę, a ostatnio nawet to było rzadkością, bo częściej zasiadał na trybunach. 27 rozegranych minut to, jak na prawie listopad, zdecydowanie za mało, nawet biorąc pod uwagę fakt, że dwa tygodnie stracił na leczenie urazu.

Wszystko wskazuje na to, że problemem nie są nawet same umiejętności, czy zaangażowanie. Ba – Brazylijczyk wygląda na gościa, który wie co to ciężka praca oraz profesjonalizm i nie stroi fochów, gdy coś nie idzie po jego myśli. Trochę przypomina to utarty mit o Premier League – jeśli jesteś „obcy” i rywalizujesz o miejsce z Anglikiem, nie wystarczy, że będziesz porównywalnie dobry. By grać musisz być przynajmniej dwa razy lepszy od niego. Tu jest podobnie, z tym że Malcom odczuwa skutki bycia… kukułczym jajem, podrzuconym trenerowi przez zarząd. Valverde ma na niego nie stawiać właśnie przez to, że po prostu nie chciał latem jego transferu.

Kliknij i odbierz zakład bez ryzyka 120 zł + 10 zł na START + 400 zł od depozytu!

Kibice wciąż nie mogą zrozumieć odstawienia na absolutny margines takiego zawodnika. Szczególnie, kiedy na murawie pojawia się np. Munir, z Interem i w „El Clasico” gra Rafinha, a Messi leczy kontuzję. Dziś ostatnia szansa na udowodnienie czegokolwiek, albo utwierdzenie się w przekonaniu, że pora uciekać. Wszystko za sprawą Pucharu Króla, w którym Barcelona zmierzy się dziś z Cultural Leonesa. Wszyscy wiemy, jak wyglądają składy najmocniejszych ekip w początkowych fazach tych rozgrywek – więcej w nich juniorów i zawodników z ławki, niż podstawowych piłkarzy. To dla Valverde idealna okazja by zadowolić sfrustrowanych kibiców i przy okazji sprawdzić, czy Malcom faktycznie nie zasługuje na grę.

W przewidywanych składach ofensywne trio składa się z Dembele, Munira i właśnie Malcoma. Gdyby tak się stało, ostatni dzień października będzie dla Brazylijczyka dniem prawdy. Jeśli wypadnie słabo tylko pogorszy swoją i tak beznadziejną sytuację, jeśli jednak zabłyśnie na tle bezpośrednich rywali o miejsce w składzie, da trenerowi wyraźny sygnał: „Wytrzymałem i walczę. Zasługuję na więcej”. To może być początek typowej romantycznej historii piłkarskiej, w której ktoś skreślony, odstawiony i pomijany, swoim uporem i determinacją stawia na swoim, przekonując niedowiarków, że byli w błędzie. I właśnie takiego scenariusza mu życzymy. Szkoda, gdyby Malcom nie do końca ze swojej winy musiał opuścić klub marzeń tylnymi drzwiami, w poszukiwaniu miejsca do odbudowy…

Kliknij i odbierz zakład bez ryzyka 120 zł + 10 zł na START + 400 zł od depozytu!

 

Komentarze

komentarzy