Z czego się cieszycie, głupcy?

epa03832861 Legia's captain Ivica Vrdoljak (R) vies for the ball with Steaua's Mihai Doru Pintilii (L) during the UEFA Champions League play-off, first leg, soccer match between Steaua Bucharest and Legia Warsaw, at National Arena stadium in Bucharest, Romania, 21 August 2013. EPA/ROBERT GHEMENT Dostawca: PAP/EPA.

Kompletnie nie rozumiem zachwytów niektórych fanów warszawskiej Legii dotyczących grupy, jaką Wojskowi trafili w Lidze Mistrzów, a które od kilku dni obserwuję. Jest to bez wątpienia grupa piekielnie trudna, z której niemożliwym wydaje się wyjście. Bardzo ciężko będzie również o znalezienie się na trzecim miejscu, premiowanym grą w 1/16 LE.

Czekaliśmy w Polsce 20 lat na Ligę Mistrzów, a niektórzy już się zastanawiają, po co Legia tam wchodziła, skoro i tak przegra? Takie twierdzenie jest oczywiście pozbawione jakiejkolwiek logiki, bo zaprzecza idei sportu. Tu chodzi o wygrywanie, o cele, o ambicje i o mierzenie wysoko. I Legia to robi. Ale o ile łatwiej jej by było o realizację sportowych ambicji, gdyby los wyciągnął ją z kulki ciut wcześniej? Gdyby Legia znalazła się na miejscu Kopenhagi, miałaby pełne prawo marzyć o wyjściu z grupy, a celem mogłoby się stać trzecie miejsce. Leicester, Porto, Brugge. Z takimi rywalami znacznie łatwiej walczyć niż z Realem  czy Borussią, nieprawdaż? Zaraz ktoś tu mnie zgani, że przecież po to czekało się na Ligę Mistrzów, by zobaczyć w Warszawie klub pokroju Realu czy Barcelony. Zgadzam się – ale jeszcze lepiej, jakbyśmy na takie rarytasy mieli szanse co roku, a nie raz na dwie dekady.

A co zrobić, żeby tak się stało? Najlepiej mieć jak najwyższy ranking klubowy. O punkty do tego łatwiej walczyć w’ grupie śmiechu’ niż ‘śmierci’. Legia na miejscu Kopenhagi miałaby szasne powalczyć o wyjście z grupy. I nie zalewajcie mnie pustym śmiechem – APOEL też niegdyś (po wcześniejszym pokonaniu Wisły w eliminacjach…) trafił prostą grupę, wyszedł z niej, a potem jeszcze doszedł do ćwierćfinału, gdzie powstrzymał go dopiero Real Madryt. Ten sam Real teraz może wybić marzenia o chwale już na etapie fazy grupowej.

Wówczas APOEL w grupie trafił na Porto, Zenit i Szachtar Donieck. Grupa, wydaje się, trudniejsza niż ta z Leicester i Brugge. APOEL, mimo raptem 9 punktów na koncie, grupę wygrał, a potem pokonał po karnych w 1/8 finału Olympique Lyon. A wówczas w tej drużynie w pierwszym składzie grali choćby Ivan Trickovski czy Helio Pinto. Przy dobrym losowaniu, da się zajść nawet przeciętnym zespołem naprawdę daleko.

APOEL tą tylko jedną przygodą pucharową zapewnił sobie wysoki współczynnik UEFA na całą ‘pięciolatkę’. Tylko w sezonie 2011/12 Cypryjczycy zdobyli bowiem 20,875 punktu. Legia w tym sezonie będąc rozstawiona w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów, miała współczynnik 28,000. Problem w tym, że teraz odpada jej 8,325 punktu zdobyte w sezonie 2011/12, kiedy to warszawska drużyna, pod wodzą Macieja Skorży, wyszła z grupy Ligi Europy i odpadła ze Sportingiem…

Na tę chwilę warszawianie mają w tym sezonie zdobyte 4,575 punktu. Na współczynnik UEFA składają się, w wypadku Legii, 4 punkty zdobyte za awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów, oraz 20% rankingu krajowego. Do rankingu krajowego każdy klub występujący w pucharach dokłada cegiełkę swoimi występami w eliminacjach europucharów – 1 punkt za wygraną i 0,5 punktu za remis. Ponadto za awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów przyznawane są 4 punkty, a w grupach, zarówno LM, jak i LE,  stawki punktowe są dwa razy wyższe. Wszystkie punkty zdobyte przez ‘pucharowiczów’ są następnie dzielone przez liczbę zespołów z danego kraju, które w danej edycji rozgrywek UEFA wystąpiły. W przypadku Polski są to cztery kluby, a Legia jest jedynym polskim zespołem, który do pucharowej jesieni dotrwał. Oznacza to, że Wojskowi w tak trudnej grupie, będą musieli w pojedynkę budować polski ranking (gdzie również odpadają punkty za bardzo dobry sezon 11/12).

Legii, by wyrównać współczynnik, którym legitymizowała się w tym roku, brakuje 3,750 punktu. Warszawianie mogą liczyć na to, co sami zdobędą oraz na… 5% własnych punktów (25 % punktów Legii idzie na ranking krajowy, a… 20% rankingu krajowego na ranking Legii). Jedno zwycięstwo i jeden remis w grupie pozwoli Legii zdobyć 3,150 punktu. Tak więc, nawet przy takim dość optymistycznym dla stołecznego klubu scenariuszu, współczynnik Legii spadnie.  Dopiero dwa zwycięstwa (4,200 pkt) pozwolą na nieznaczny wzrost. A o dwa zwycięstwa może być naprawdę ciężko.

Tak więc – jako sympatyk warszawskiego zespołu – cieszę się, że Legia do upragnionej Champions League w końcu weszła. Ale nie mogę się cieszyć z powodu grupy, do jakiej Legia trafiła. Tu o punkty będzie cholernie ciężko, przez co i potencjalna droga do Ligi Mistrzów w przyszłym roku będzie znacznie bardziej wyboista.

Znacznie bardziej cieszyłbym się, gdyby Legia miała w najbliższych miesiącach grać z Leicester, Porto czy Brugią. Byłaby to szansa na naprawdę dobre mecze przy Łazienkowskiej, dodatkowe pieniądze dla klubu, a także na punkty w Champions League i rankingu klubowym UEFA. Teraz jedynym plusem jest chyba to, że do Warszawy przyjadą naprawdę bardzo fajne marki. Sam obejrzę te wszystkie mecze Legii w Lidze Mistrzów z wysokości trybun. Ale poza nazwami klubów, oraz paroma gwiazdkami w tytule meczu, myśl o wysokich porażkach mnie jakoś nie podnieca.

Fot. PAP/EPA

Odbierz darmowe 20 zł w nowym polskim bukmacherze forBET. Graj za darmo!

Komentarze

komentarzy