Zeman – oryginał jakich mało

Zdenek Zeman to człowiek, którego bezkompromisowość i skłonność do wychodzenia przed szereg doprowadziły do tego, że dla niektórych pozostaje on szkoleniowcem o godnym podziwu warsztacie, podczas gdy dla wielu powinien być „personą non grata” we włoskim futbolu. Niedawno zaszokował ponownie, co jest dobrą okazją do przybliżenia sylwetki tej nietuzinkowej postaci.

Mimo, że już kilkanaście lat temu wydawało się, że kariera trenerska obecnie 67-letniego Czecha będzie jedynie zjazdem równią pochyłą, Zeman wciąż nie pozwala o sobie zapomnieć. W najbliższym sezonie będzie opiekunem Cagliari, a więc zespołu, który wdraża ambitny projekt po wyrwaniu się z uścisków nieprzewidywalnego prezydenta Massimo Cellino, który swoje cyrki odstawiał będzie teraz w angielskim Leeds. Swoją drogą, czy Zeman to najlepszy wybór, gdy szukamy spokoju i stabilnego rozwoju? Pozostawmy to pytanie otwartym. Jednego Czechowi odmówić nie można – otrzaskania z włoskim futbolem. Na Półwyspie Apenińskim zadomowił się w czasie najazdu wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 roku, który zastał go właśnie w Italii, gdzie pozostał już na dobre. Podążając drogą swojego wujka, Cestmira Vycpalka, który chwilę później zdobywał scudetto z Juventusem, Czech szybko zaczął zdobywać pierwsze szlify w roli szkoleniowca. Początkowo były to amatorskie zespoły z Sycylii, jednak niedługo potem zaczęły pojawiać się w jego CV coraz ambitniejsze firmy. Latem 1989 roku rozpoczął się kilkuletni okres, który tak naprawdę pozwolił Zemanowi wyrobić sobie nazwisko i z którym bezwarunkowo kojarzony jest do dziś. Mowa oczywiście o tzw. „Zemanlandii”, zwanej też jako Foggia dei Miracoli. W ciągu dwóch sezonów bohater naszego artykułu doprowadził skromną trzecioligową Foggię na nieomal salony włoskiej piłki. Mimo kadry postrzeganej jako dyskwalifikująco słabą w stosunku do ligowych rywali, Foggia przez trzy kolejne sezony z zadziwiającą łatwością radziła sobie w Serie A, trzymając się z dala od miejsc spadkowych. Jaka była recepta na taki sukces? Ta sama, której Zeman pozostaje uparcie wierny po dziś dzień. Niezmiennie ustawiając swoich zawodników w systemie 4-3-3, wymagał od nich ciągłego ruchu, świetnego przygotowania kondycyjnego, gry wysokim pressingiem oraz wysokiego umiejscowienia linii obronnej, pozwalającego łapać rywali w pułapki ofsajdowe. Oczywiście nie ma nic za darmo, dlatego też Zeman jest wielkim zwolennikiem potwornie ciężkiej pracy na treningach, na których przebiegniętych okrążeń wokół boiska zawsze jest bez liku. Jak sam mówi: Jeśli chcesz poprawić swoje wyniki, robisz dodatkowe okrążenie na boisku albo sekwencję ćwiczeń na siłowni. To jest właśnie mentalność tego sportu.

Po sukcesie z Foggią nadeszły oferty z mocniejszych klubów. Kolejno padało na Lazio, Romę, Fenerbahce, Napoli i cały zastęp kolejnych, ewidentnie coraz słabszych ekip. Wydawać by się mogło, że blask chwały Zemana już dawno zgasł, bo nigdzie nie udało mu się powtórzyć cudu z początku lat 90. Przełomowym okazał się jednak sezon 2011/12, gdy czeski szkoleniowiec stanął za sterami drugoligowej Pescary. „Biancazzurri” z wielkim przytupem awansowali do elity, a na szerokie wody wypłynęła grupka świetnych młodzieńców: Immobile, Insigne i Verratti. W Serie A żaden z tych trzech piłkarzy w barwach Pescary już nie zagrał. Klub opuścił też sam trener, bo, ku lekkiej konsternacji, zgłosiła się po niego Roma. Ówczesny dyrektor generalny „Giallorossich”, Franco Baldini, tak tłumaczył tą decyzję: Od początku mówiliśmy, że chcemy grać atrakcyjną piłkę. Zeman chyba w takim razie pasuje do naszej koncepcji, prawda? Jak się okazało, działacze wytrzymali z Zemanem tylko do początku lutego. Nierówna forma oraz dziwne decyzje kadrowe (patrz słynne już stawianie na Tachtsidisa kosztem De Rossiego) zaczęły coraz bardziej wszystkich w Rzymie frustrować. To zwolnienie miało być gwoździem do trumny dla kariery Czecha, ale los dał mu jeszcze jedną szansę w Cagliari. Pewnie tego klubu też nie zbawi, ale na pewno sezon w Serie A będzie dzięki niemu na swój sposób ciekawszy.

Zeman to jednak nie tylko wydarzenia na boisku. W czasie swojego pierwszego pobytu w Romie, w 1998 roku, oskarżył środowisko piłkarskie o doping. Mimo, że przyznał: jestem pewny, że wielu zawodników – nawet w mojej Romie – miałoby problem, gdyby musieli odstawić pewne substancje, największe wrażenie zrobił na wszystkich atak na Juventus, który był w tamtych latach prawdziwą europejską potęgą, rok po roku dochodzącą do finałów Ligi Mistrzów. Zeman personalnie wskazał nawet na Gianlukę Vialliego oraz Alessandro Del Piero. Śledztwo wszczęła prokuratura, co zakończyło się wyrokiem skazującym w pierwszej instancji dla klubowego lekarza „Starej Damy”. Choć sąd apelacyjny odrzucił wszelkie oskarżenia, Zeman pozostał wierny swojemu punktowi widzenia. Od tego momentu rozgorzała prawdziwa wojna na linii Juventus – Zeman. Tak o Czechu mówi np. Vialli: W świecie piłkarskim Zeman jest niczym terrorysta. Nie zasługuje na to, by dalej w nim pozostać. Po aferze Calciopoli z 2006 roku Zeman z nieukrywaną satysfakcją triumfował, obserwując upadek Luciano Moggiego, działacza Juve, którego obwiniał m.in. o swoje zwolnienie z… Napoli parę lat wcześniej. Nic dziwnego, że gdy w 2012 roku przyjeżdżał ze swoją Romą do Turynu na mecz z Juventusem ze strony miejscowych fanów spotkał się z przyjęciem godnym największego wroga, a w dniu meczu na okładce „La Gazzetta dello Sport” widniało wielkie hasło „Juve vs Zeman”. Na boisku Roma dostała solidną lekcję futbolu, przegrywając 1-4.

Przed niespełna tygodniem krnąbrny Czech udzielił wywiadu dla „Guerin Sportivo”, który rzucił jednak kompletnie nowe światło na całe zamieszanie. Zeman oświadczył bowiem, iż od dziecka był fanem… Juventusu i nigdy nie miał problemu z nim jako klubem, a jedynie z konkretnymi ludźmi, którzy piastowali w nim istotne funkcje. Przyznał również, iż zdawał sobie sprawę z reperkusji, jakie później miały się wiązać z jego śmiałymi wypowiedziami. Dodał także, że chętnie objąłby funkcję trenera w klubie z Turynu. Koniec świata, Zeman fanem Juve… – taka myśl musiała przejść przez głowę niemal każdemu sympatykowi „Starej Damy”. Czy w związku z tym fani z Turynu w najbliższych rozgrywkach cieplej przyjmą Zemana? Szanse na to są chyba mniejsze niż na zdobycie przez Tomasza Kupisza korony króla strzelców Serie A…

Komentarze

komentarzy