Viva Espana – podsumowanie 24. kolejki

Zaczęliśmy w Getafe, gdzie podopieczni Quique Floresa podejmowali Espanyol, ale była to tylko przystawka przed daniem głównym. Tu, specjały nieco nas rozczarowały. Niby ładna kompozycja, cena wysoka, ale smak średni. Dopiero deser był poezją i masażem dla naszych kubków smakowych. Mowa oczywiście o meczu Real Sociedad – Sevilla. Brakowało tu tylko wisienki – Grzegorza Krychowiaka, ale i tak nie ma na co narzekać, bo na koniec był przecież jeszcze kapitalny mecz w Walencji.

1. Alves = sabotażysta
Znając sytuację Alvesa w Barcelonie trzeba się zastanowić czy to była zwykła pomyłka, czy może od nowego sezonu nie będzie on zawodnikiem Malagi i nie zechciał pomóc nieco swoim nowym kolegom, a przy okazji zemścić się na swoim obecnym pracodawcy.

To oczywiście żart, ale patrząc na ten błąd aż trudno uwierzyć, że takie coś może przydarzyć się zawodnikowi tej klasy. Enrique wystawił go w Manchesterze, ale jego los jest raczej przesądzony. Natomiast co do samego meczu to trzeba powiedzieć, że Barcelona zrobiła ogromny krok do tyłu jeśli chodzi o mistrzostwo. Wiadome było, że kiedyś dobra passa musi się skończyć, ale nie z taką ekipą jak Malaga, nie w takim momencie. Proszę sobie wyobrazić, że „Blaugrana” nie strzeliła podopiecznym Gracii choćby jednego gola w tym sezonie! Brawa jednak dla gości, bo zwyciężyć na Camp Nou bez straty bramki to wielki wyczyn!

Do tego dochodzi jeszcze jeden aspekt – przegrywać też trzeba umieć. Jordi Alba tego nie umie…

2. Siedem
Pamiętacie jeszcze film o takim tytule. Tak, tak, ten Davida Finchera w którym Kevin Spacey wciela się w rolę psychopaty. Oglądając mecz Sociedad z Sevillą towarzyszyły Wam pewnie identyczne emocje i co najlepsze nikt z Was nie spodziewał się jakie będzie zakończenie tego dreszczowca. Ten mecz był niesamowity i co tu dużo mówić – to trzeba zobaczyć. Jeszcze Emery’ego można posądzić o iście fincherowskie scenariusze meczów jego ekipy, ale Moyesa w żadnym wypadku. No, ale nie ma co wbijać „szpileczek” – lepiej oglądnąć skrót!

3. Prosimy o więcej Iker! 
500 meczów! Właśnie tyle razy Iker Casillas założył koszulkę Realu Madryt. Niebywały jubileusz uczcił (pewnie też z Sarą Carbonero) czystym kontem (czego nie można powiedzieć o Tytoniu) z Elche. Lata mijają, kupowani są zawodnicy za grube miliony, a golkiper „Królewskich” wciąż jest ten sam. Chyba nikt nie przypuszczał, że gdy w 1990 roku ojciec przyprowadził go do szkółki w Madrycie malutki Iker wytrzyma tyle lat na Santiago Bernabeu – gdzie polityka transferowa jest aż tak agresywna, a kibicom ciągle mało sukcesów na arenie międzynarodowej.

Szkoda, że licznik Casillasa może już nie dobić do 600 spotkań… Bo takich graczy chce się oglądać i brać ich garściami. Od Casillasa bije klasa mistrza i przykro by było, gdyby musiał tułać się po Stanach Zjednoczonych za 3,4 „bańki” więcej.

Więcej o jubileuszu już niedługo na łamach ZZP!

4. Jak tu nie kochać Larrivey’a
Nie od dziś wiadomo, że z Argentyńczykiem nudzić się nie można. Tym razem też wyciął niezły numer, tyle że trenerowi Deportivo – Victorowi Fernandezowi. Tak słowo „wyciął” pasuje tu jak ulał!

5. Kolejny dobry scenariusz
Tak, oscarowe produkcje to przy tym nuda i flaki z olejem. Poniedziałkowe mecze nie zawsze nas rozpieszczają, ba, czasem nawet przyprawiają o myśli samobójcze. Tym razem jednak chyba nikt nie będzie narzekał i ponownie odpali swój wypasiony teleodbiornik przy okazji kolejnej transmisji. I wcale nie trzeba być Realem i Barceloną, żeby uraczyć nas kapitalnym widowiskiem – ot, taki urok Primera Division.

Już karny w 13. minucie zasygnalizował, że będzie to mecz na wysokim poziomie. El Arabi wzorowo wykorzystał rzut karny, choć trzeba powiedzieć, że kilka decyzji sędziego Alfonso Alvareza było w tym spotkaniu lekko kontrowersyjnych i Pan Sławek z „Ligi + Extra” miałby pole do popisy. Z drugiej strony rozjemca tego spotkania nie miał łatwego zadania, bo piłkarze obu drużyn byli bardzo zmotywowani – tak jakby odbyli kilka sesji na kozetce u Leszka Ojrzyńskiego. Efekt był taki, że zobaczyliśmy aż trzy czerwone kartki! Bardziej w tej bitwie ucierpiała Cordoba i to ona musiała pożegnać się z choćby jednym punktem. A wszystko za sprawą kapitalnej końcówki w wykonaniu „Żab”. Camarasa, Barral i pasuje powiedzieć: „miałaś Cordobo złoty róg…”

TAK GRALI POLACY:
Grzegorz Krychowiak (0 minut – zawieszony)
Cezary Wilk (0 minut z Celtą)
Przemysław Tytoń (90 minut z Realem Madryt)