Cały piłkarski świat żyje niedzielnym Gran Derbi. Już niebawem poznamy odpowiedź na nurtujące kibiców pytanie: Czy Real w niedzielę zrobi milowy krok w kierunku mistrzostwa, czy jednak wszystko się ponownie skomplikuje i do ostatniej kolejki będziemy świadkami zaciętej walki? Gdy wszystkie oczy są zwrócone na Santiago Bernabeu, mniejszą uwagę poświęca się spotkaniu innego kandydata do wygrania Primera Division. Atletico Madryt na wyjeździe zmierzy się z Betisem.
Real Betis został założony w 1907 roku w Sevilli. 25 lat później został pierwszym klubem z Andaluzji, który awansował do Primera Division. Pierwsze i jak się później okazało ostatnie mistrzostwo „Verdiblancos” zdobyli w 1935 roku. Drużyna prowadzona przez irlandzkiego szkoleniowca, Patricka O’Connella o jeden punkt wyprzedziła Real Madryt. Zła sytuacja ekonomiczna oraz hiszpańska wojna domowa nie pozwoliły drużynie z Sevilli pójść za ciosem.
Po wznowieniu rozgrywek ligowych po trzy letniej przerwie Betis w niczym nie przypominał mistrzowskiej drużyny. Klub z Andaluzji w latach czterdziestych XX wieku spadł nawet do trzeciej ligi. Do Primera Division wrócił dopiero w 1958 roku. Na kolejny sukces kibice „Verdiblancos” musieli czekać aż do 1977 roku. W finale Copa Del Rey na Vicente Calderon drużyna prowadzona przez Rafaela Iriondo zmierzyła się z Atletico Madryt. Mecz zakończył się wynikiem 2:2 i do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były rzuty karne. Dopiero po 21 serii jedenastek piłkarze Betisu mogli unieść ręce w geście triumfu.
Zdobycie Copa del Rey pozwoliło zespołowi z Sevilli w następnym sezonie reprezentować Hiszpanię w Pucharze Zdobywców Pucharu. Udział w tych rozgrywkach „Verdiblancos” zakończyli na ćwierćfinale, w którym to nie sprostali drużynie Dynamo Moskwa. Dobra dyspozycja w europejskim pucharze nie przełożyła się na sukcesy na ligowym froncie. Betis niespodziewanie zajął dopiero 16 miejsce w La Liga i na rok opuścił najwyższą klasę rozgrywkową. Po szybkim powrocie do Primera Division zespół z Andaluzji przez kilka lat kończył ligowe zmagania w górnej części tabeli.
Zła sytuacja finansowa klubu sprawiła, że Betis początek lat dziewięćdziesiątych spędził w Segunda Division. Jednak w sezonie 1994/1995, jako beniaminek, zespół z Sevilli po raz pierwszy od 1964 roku zakończył ligowe zmagania na najniższym stopniu podium. Blisko powtórzenia tego sukcesu piłkarze z Andaluzji byli dziesięć lat później. Prowadzony przez Lorenzo Serra Ferrera zespół stracił jednak trzy punkty do trzeciego w tabeli Villareal. Wywalczenie czwartego miejsca w lidze pozwoliło jednak drużynie z Sevilli zmierzyć się w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów z AS Monaco. Zwycięska batalia z niedawnym finalistą rozgrywek pozwoliła drużynie z Andaluzji mierzyć się z najlepszymi europejskimi zespołami. Zajęcie trzeciego miejsca w grupie G pozwoliło „Verdiblancos” na kontynuowanie zmagań w Pucharze Uefa. Tam w 1/16 pogromcą hiszpańskiego klubu okazała się Steua Bukareszt.
Ostatnim trofeum wywalczonym przez Betis jest Copa del Rey w pamiętnym sezonie 2004/2005. Następne rozgrywki poza przyzwoitymi występami w pucharach okazały się jednak dużym rozczarowaniem. Klub z Sevilli do ostatniej kolejki musiał walczyć o utrzymanie i na koniec rozgrywek z przewagą jedynie trzech „oczek” nad strefą spadkową zajął dopiero 14. pozycję. Przez kilka następnych lat „Verdiblancos” nie liczyli się w walce o europejskie puchary. Odmianę przyniósł dopiero poprzedni sezon, kiedy to Betis niespodziewanie zakończył ligowe zmagania na siódmym miejscu.
Jak można było przewidzieć, wraz z awansem do Ligi Europejskiej, drużyna z Sevilli w meczach ligowych zatraciła swoje wszystkie zeszłoroczne atuty. Obecna sytuacji drużyny prowadzonej przez Gabriela Calderona wygląda dramatycznie. Betis w lidze zajmuje ostatnią pozycję i traci do miejsca gwarantującego utrzymanie dziewięć punktów.
„Verdiblancos” lepiej spisali się w europejskich pucharach. Przygodę z Ligą Europejską zakończyli dopiero kilka dni temu w 1/8 rozgrywek. Ich pogromcą okazał się inny hiszpański zespół…. Sevilla FC. Dwa derbowe spotkania nie przyniosły jednoznacznego rozstrzygnięcia i o awansie do ćwierćfinału zadecydowały rzuty karne, w których górą byli piłkarze prowadzeni przez Unai Emery’ego.
Piłkarze Betisu mogą się w końcu skupić na lidze. Wywalczenie przez nich utrzymania traktowane jest jako mission impossible. Bezcenne punkty „Verdiblancos” wywalczyć mogą w najbliższą niedzielę w spotkaniu z ” Los Rojiblancos”. Jednak nawet wśród fanów Betisu próżno szukać optymizmu. Atletico prezentuje znakomitą formę. Bez problemu awansowało do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, a w lidze do prowadzącego Realu traci tylko trzy punkty. Fani z Madrytu, przed potyczką w Sevilli, w ciemno dopisują swojej drużynie trzy punkty i niecierpliwie czekają na wynik Gran Derbi. Inny rezultat niż wygrana podopiecznych Carla Ancelottiego sprawi, że piłkarze Diego Simeone przybliżą się do upragnionego mistrzostwa.
Na kogo muszą uważać piłkarze Atletico? Na pewno na duet napastników z Sevilli: Ruben Castro – Jorge Molina, którzy w sumie zdobyli 14 ligowych bramek w obecnych rozgrywkach. W niedzielę na boisku nie zobaczymy na pewno, dobrze znanego polskim kibicom, Damiena Perquisa. Ten kontuzjogenny obrońca już w 12. minucie rewanżowego spotkania z Sevillą musiał opuścić murawę z powodu urazu. Nie pewny jest także występ… wypożyczonego z Atletico, Leo Baptistao. W drużynie gości nie zobaczymy za to leczącego kontuzję Javiego Manquillo.
Faworyt jest tylko jeden i każdy inny wynik niż pewna wygrana drużyny z Madrytu uznana będzie za sensację!
/ Mateusz Rynans /