Druzgocąca, walentynkowa wtopa z PSG, efektowna wygrana ze Sportingiem dwa tygodnie później oraz deklaracja Enrique na pomeczowej konferencji o opuszczeniu Barcelony wraz z końcem sezonu. Do dziś trudno wybrać, które z tych zdarzeń było bardziej szokujące. Wiemy natomiast jedno – blamaż z PSG miał happy end. Czy tak samo będzie z wyborem nowego trenera?
Jak to zwykle bywa, już kilka dni po ogłoszeniu decyzji o opuszczeniu stolicy Katalonii media przysypywały się kolejnymi kandydatami na posadę Luisa Enrique. Po jakimś czasie wyklarowało się niewielkie grono, wśród którego Barcelona powinna wybrać. Byli to m.in. Juan Carlos Unzue (bramkarz, który w Barcelonie ponad 25 lat temu rozegrał pięć spotkań, obecnie asystent Enrique), Ernesto Valverde (trener Athleticu, napastnik Barcelony w latach 1988–1990), Ronald Koeman (trener Evertonu, legendarny stoper Barcelony, jego gol dał jej pierwszy Puchar Europy) oraz Jorge Sampaoli (charyzmatyczny trener Sevilli, którego świat dostrzegł dzięki świetnej pracy z reprezentacją Chile). Jak widać, większość z nich posiada tzw. DNA „Barcy”. Sampaoli skreślił się sam, deklarując chęć pozostania w Sevilli, a informację o zainteresowaniu Valverde niedawno zdementowała Barcelona.
Mogłoby się więc wydawać, że wybór rozstrzygnie się między postaciami bardzo mocno związanymi z FC Barceloną. Nic bardziej mylnego. Ostatnie doniesienia wskazują na kandydata, który w Barcelonie spędził ponad dekadę, jednak chodzi o ten drugi klub z Katalonii – Espanyol. Tak, „Duma Katalonii” jest bardzo mocno zainteresowania ściągnięciem do siebie Mauricio Pochettino, który od jakiegoś czasu wykonuje w Tottenhamie kawał dobrej roboty. Plotka? Niekoniecznie.
Przerwy na reprezentacje sprzyjają rozmowom. Jak informuje kataloński „Sport”, prezydent Barcelony, Josep Maria Bartomeu, kilka dni temu spotkał się w jednej z barcelońskich restauracji z opiekunem „Spurs”. Co ciekawe, Argentyńczyk ma nawet dom w Barcelonie sprzed kilku lat. To już jakiś mały kroczek. Niedawno dyrektor sportowy „Blaugrany” – Robert Fernandez – powiedział, że to on wskaże nowego trenera. Być może tak będzie, ale jak widać Bartomeu chce pomóc i sam również rozmawia z potencjalnymi następcami. Pomysł na pewno realny, ciekawy, ale czy rozsądny?
Jak wspomnieliśmy, Pochettino był bardzo mocno związany z Espanyolem. Łącznie w barwach „Papużek” rozegrał ponad 300 spotkań, a następnie prowadził drużynę w latach 2009–2012 (wygrywając jedynie 33% spotkań). Jak dobrze wiadomo, obie barcelońskie ekipy (z kibicami na czele) – delikatnie ujmując – nie przepadają za sobą. Pochettino, grając w Espanyolu przez taki okres, z pewnością przywiązał się do klubu i jego tradycji, a co za tym idzie – do niechęci w stosunku do Barcelony. Czy taka osoba to właściwy kandydat dla klubu, który słynie z rodzinnej atmosfery i przywiązania do barw i tradycji?
To już dylemat dla Roberta Fernandeza. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest swego rodzaju pójście na łatwiznę i powierzenie drużyny Unzue, jak przed laty Vilanovie, po odejściu Guardioli. Sezon 2012/2013 był pamiętnym sezonem „stu punktów”, jednak porażka z Realem Madryt w półfinale Copa Del Rey oraz przerażające 0:7 w dwumeczu z Bayernem przyćmiły to osiągnięcie. Trzeba jednak pamiętać, że wtedy Barcelonę dotknęła wieść o chorobie trenera, więc przez jakiś czas musiał prowadzić ją asystent, Jordi Roura. Mimo wszystko gra drużyny przypominała odgrzewany kotlet po Guardioli – zupełny brak innowacji.
Właśnie to samo może dotyczyć Unzue. Zawodnicy mówią, że nadaje się na przejęcie trenerskiego stołka, jednak pięć lat temu mówiono w ten sam sposób. Mimo wszystko wydaje się, że przy zmianie menedżera kluby powinny stawiać na powiew świeżości, nowe pomysły. Odgrzewane kotlety prawie nigdy nie są dobre i śmiem twierdzić, że Barcelona Unzue być może grałaby tak dobrze, jak ta Enrique, ale na pewno nie lepiej. Przyjście Pochettino (lub nawet Koemana) z pewnością odświeżyło by grę drużyny, zaskoczyło lub nawet zdezorientowało rywali. Jak będzie? Dowiemy się po decyzji Fernandeza.