Paweł Wszołek: Zgadzam się z prezesem, na mundialu nie bylibyśmy chłopcem do bicia

Sporo dzieje się ostatnio w życiu Pawła Wszołka. Młody skrzydłowy Sampdorii i reprezentacji zmienił niedawno stan cywilny, wraca do pełni formy po operacji i stawia sobie ambitne cele przed nadchodzącym sezonem. Dziś porozmawialiśmy z nim o mundialu, kadrze, grze w Serie A… i nie tylko.

 

Pawle, nie możemy zacząć inaczej niż od gratulacji z okazji ślubu!

Dzięki. Miesiąc temu wziąłem ślub w Tczewie i jestem bardzo szczęśliwy.

W tym roku Twój urlop trwa wyjątkowo długo. Dbasz o formę? Zakładam, że po powrocie do Włoch czekają was szczegółowe badania.

Ponad miesiąc temu miałem operację na przepuklinę pępkową i pachwinową, przez co nie byłem w stanie praktycznie w ogóle trenować. W regularny trening wszedłem tydzień temu. Trzydziestego czerwca mieliśmy stawić się w klubie, przeszliśmy badania, szczególnie wydolnościowe, po czym dostaliśmy jeszcze tydzień urlopu. Ja wykorzystałem ten tydzień na treningi, łapię świeżość po operacji i nogi bywają co prawda ciężkie, ale chcę jak najlepiej przygotować się do sezonu. Jeżeli zdrowie będzie dopisywało to jestem spokojny, że wszystko pójdzie w dobrym kierunku.

Zapewne mimo urlopu pilnie śledzisz to, co dzieje się na brazylijskich boiskach…

Jasne, śledzę, dzisiaj będę oglądał półfinał.

Jakie są Twoje przewidywania co do starcia Brazylii z Niemcami?

Przede wszystkim dla atrakcyjności meczu szkoda, że nie zagra Neymar. Bardzo mi żal tego zawodnika, jest jednym z najlepszych na świecie i jego brak to duża strata dla całego mundialu. Tym bardziej, że zachowanie Zunigi było bardzo nie fair, wyjątkowo brutalny faul. Moim faworytem są dzisiaj Niemcy, a co do całego turnieju, stawiam w tym momencie na Holandię.

Twój rówieśnik i klubowy kolega Shkodran Mustafi, nieźle radził sobie do czasu kontuzji odniesionej w dogrywce meczu z Algierią…

Tak, Mustafi naderwał mięsień. Wcześniej grał bardzo dobrze. Co prawda miał odrobinę szczęścia, że wskoczył do podstawowego składu, ale i to jest w piłce bardzo potrzebne. Cieszę się, że miał okazję zagrać na mundialu i mam nadzieję, że jego kariera będzie się rozwijała. Niestety kontuzje prześladują nas, ale nie mamy na to wpływu.

Podobno we wcześniejszych fazach mundialu kibicowałeś Włochom. Mimo trudnych przeciwników w fazie grupowej, zakończenie turnieju po zaledwie trzech meczach musi być dla mieszkańców Italii sporym rozczarowaniem…

Tak, to była dla nich prawdziwa klęska. Gazety wypisywały: „dlaczego?!”, „ostrzegaliśmy” i tak dalej… Fakt, są teraz kompletnie załamani i nie bardzo wierzą w co się stało, ale to jest właśnie piękno piłki. Kostaryka wychodzi z grupy śmierci z pierwszego miejsca… Futbol jest po prostu nieprzewidywalny do samego końca, dlatego ma tylu zwolenników.

Jeszcze jedno pytanie związane z mundialem, choć… nie do końca. Wielu kibiców w Polsce narzeka, że nasza reprezentacja nie miałaby w tej chwili żadnych szans w starciu z ekipami grającymi w Brazylii. Innego zdania jest chociażby prezes Boniek. A jaka jest Twoja opinia na ten temat?

Wiadomo, gdybać można zawsze i ludzie chętnie to robią. Ja uważam, że nasza reprezentacja ma bardzo duży potencjał i na pewno nie byłaby chłopcem do bicia na tym mundialu, a wręcz przeciwnie – mogłaby powalczyć, bo mamy w tej chwili topowych zawodników. Zgadzam się z prezesem, uważam, że dalibyśmy radę.

W ciągu ostatnich miesięcy tylko raz, w meczu z Niemcami, zagrałeś z orzełkiem na piersi…

Tak, dostałem jeszcze jedno powołanie, ale kontuzja przeszkodziła mi w przyjeździe na zgrupowanie.

Jakie cele postawiłeś sobie na drugą połowę roku? Zbliżają się eliminacje do Euro i jestem pewien, że chciałbyś odgrywać istotniejszą rolę w kadrze.

Przede wszystkim chcę jak najwięcej grać w Sampdorii, bo tylko regularne występy w klubie otwierają mi drogę do reprezentacji. Po drugie dopisywać musi zdrowie. Jeżeli będę się dobrze czuł, to jestem spokojny o swoje miejsce w klubie i o dobrą grę. Gram w piłkę po to, by reprezentować kraj, bo uważam, że to największe wyróżnienie. Generalnie moje cele to zagrać więcej meczów w Serie A i strzelić więcej bramek niż w poprzednim sezonie oraz na stałe zagościć w kadrze.

Jak wygląda współpraca z Adamem Nawałką? Zauważyłeś już jakieś różnice względem jego poprzedników?

Powiem w ten sposób: każdy trener inaczej prowadzi zespół, ma różne podejście do drużyny i nie chciałbym ich po kolei oceniać. Na pewno selekcjoner Nawałka ma w sobie werwę, chce coś osiągnąć. Sam grał w piłkę i doskonale wie, o co w tym sporcie chodzi. Kładzie duży nacisk na dyscyplinę, szczególnie w obronie i chce, żeby każdy znał swoje miejsce na boisku. Uważam, że to bardzo dobry trener, który może wykonać z nami sporo pożytecznej pracy i osiągać świetne wyniki. Mam nadzieję, że na boisku będziemy stanowić jedność i staniemy się silnym zespołem.

Przejdźmy do Sampdorii. W klubie zaszły spore zmiany, podobno macie nowego właściciela, producenta filmowego Massimo Ferrero. Dość nietypowo jak na klub piłkarski…

Kto wie, może będzie kręcił filmy? Powiem ci szczerze, że kilka tego typu zmian już miałem w życiu, między innymi w Polonii… (śmiech)

Pamiętamy. Został za to trener, Sinisa Mihajlović. To typ zamordysty, dobrego wujka czy może coś pomiędzy?

Dla mnie jest do świetny trener, podoba mi się jego podejście do zawodników. Wie, kiedy dodać otuchy, kiedy podbudować, ale jeśli jest taka potrzeba, potrafi też opieprzyć. Po prostu zna się na rzeczy. Każdy trener musi czasami być też trochę chamem i nie może być dla drużyny zbyt dobry, bo zespół potrafi to wykorzystać. Generalnie Mihaljović jest bardzo dobrym trenerem, wie co robi.

Serb w przeszłości sam był znakomitym piłkarzem, a na świecie zasłynął jako jeden z najlepszych specjalistów w dziedzinie rzutów wolnych. Podczas treningów często popisuje się swoimi umiejętnościami?

Jasne, nie wiem czy wiesz, ale Mihajlović jest rekordzistą Serie A pod względem goli z rzutów wolnych. Ma ich więcej nawet od Pirlo. Na treningach cały czas podpuszcza bramkarzy i ładuje im bramkę za bramką.

Poprzedni sezon zakończyłeś piękną bramką przeciwko Napoli. Mimo, że w wywiadach podkreślałeś, iż stać Cię na więcej, całkiem nieźle odnalazłeś się w nowych, włoskich realiach.

Przede wszystkim żal mi bramki, którą strzeliłem w debiucie, a która nie została uznana. Gdyby sędzia nie podniósł chorągiewki, ten początek byłby o wiele lepszy. W przekroju całego sezonu myślę, że rozegrałem jednak więcej meczów lepszych niż gorszych. Czuję się pewnie, bo znam swój potencjał, ale z drugiej strony wiem, że są rzeczy, które mogłem zrobić lepiej. Chciałbym strzelać teraz więcej bramek i w pełni pokazać swoje umiejętności. Mam nadzieję, że uda się to w kolejnym sezonie.

Czyli powrót do Polski nie wchodzi w grę bez względu na to, jaką ofertę byś otrzymał?

Nie ma mowy. Jestem szczęśliwy we Włoszech, chcę tu jak najwięcej grać, strzelać i asystować.

Rozmawiając o włoskiej piłce ciężko nie poruszyć tematu taktyki. Gra w Ekstraklasie przygotowała Cię choć trochę w tym względzie?

Ja akurat miałem to szczęście, że trafiałem na trenerów, którzy kładli duży nacisk na taktykę. Wiadomo, w momencie wyjazdu nie byłem wirtuozem taktycznym, ale teraz śmiało mogę powiedzieć, że czuję się dobrze w tej kwestii. Cały czas doszkalam pojedynki jeden na jeden i grę w defensywie. Wiadomo, gra ofensywna też jest ważna, ale tamte czynniki są jednak najistotniejsze. Włosi kładą ogromny nacisk na dyscyplinę boiskową, drużyny są bardzo poukładane. Najważniejsze to nie spocząć na laurach i cały czas się uczyć.

Sampdoria najczęściej gra czteroosobowym blokiem defensywnym, jednak w przeszłości zdarzało się wam grać popularnym ostatnio 3-5-2. Które ustawienie preferujesz?

Ustawieniem 3-5-2 graliśmy tylko za trenera Rossiego. Ja najlepiej czuję się w ustawieniu 4-4-2 albo 4-3-3.

W przeciwieństwie do Bartosza Salamona, w poprzednim sezonie regularnie dostawałeś szanse gry. Dlaczego Bartek jest tak daleko od występów w pierwszym zespole? Mimo, że jest we Włoszech od dawna, nie przebił się ani w Milanie, ani w Sampdorii.

Ciężko mi powiedzieć. Trenuję z Bartkiem na co dzień, na treningach ćwiczymy w parze i uważam, że jest dobrym, a nawet bardzo dobrym zawodnikiem. Ma dobre warunki fizyczne, technikę i dynamikę – i nie mówię tego, żeby mu się podlizać, a na podstawie własnych obserwacji. Bartek potrzebuje trenera, który w niego uwierzy. W Serie B grał świetnie, potem prześladował go pech, zmarnował 8 miesięcy przez kontuzję. Po tak długiej nieobecności ciężko wejść do składu. Tym bardziej, że po zeszłorocznym obozie przygotowawczym wywalczył sobie w nim miejsce.

Zakładam, że we Włoszech każdy oczekuje, że zawodnik będzie gotowy do gry i w przypadku kontuzji łatwo wypaść z obiegu?

Tak jest wszędzie, kluby sprowadzają zawodników po to, by grali. Wracając do Bartka, myślę, że przebije się, będzie więcej grał i pokaże, że nie przez przypadek trafił do Milanu i Sampdorii.

Jak podoba Ci się we Włoszech? Życie jest przyjemniejsze niż w Polsce?

Jest bardzo przyjemne, przede wszystkim panuje tu rewelacyjny klimat, służy mi też lekka kuchnia, którą preferują Włosi. Przede wszystkim jadam makarony. Trafiłem do miejsca, w którym niczego mi nie brakuje i mogę w spokoju szkolić się piłkarsko. Nie przyjechałem tu po to, by odpoczywać, najważniejszy jest trening.

W kwestii języka włoskiego bliżej jest Ci to Wojciecha Pawłowskiego czy Kamila Glika?

Cały czas się uczę, zresztą Wojtek też dość dobrze mówi po włosku, choć na początku było mu ciężko. Potrafię się dogadać.

I udzielasz wywiadów po włosku?

Tak, nie mam z tym problemu.

Pozostając w temacie mediów: nie kusiło Cię, by założyć konto na twitterze? Kilku kolegów z kadry, jak wspomniany wcześniej Glik czy Grosicki, regularnie udziela się właśnie na TT.

Mam konto na facebooku, prowadzi je osoba związana z Polonią. Czasami pomagam mu w tym, przeznaczam na konkursy różne pamiątki, ale generalnie media społecznościowe mnie nie kręcą. Najważniejszy jest kontakt z rodziną, mam telefon i to mi wystarcza.

 

Rozmawiał Maciek Jarosz

Za pomoc dziękujemy Damianowi Krause, który na zdjęciu stoi obok Pawła.