Czy zaczęcie sezonu pokonaniem Barcelony 5-1 w dwumeczu, do tego w świetnym stylu, może być początkiem katastrofy? Real Madryt pokazuje, że to wcale niewykluczone. Pierwsi w historii obrońcy Ligi Mistrzów złapali dużą zadyszkę, a Zidane nie ma pomysłu, jak dostarczyć im tlenu.
Valencia, Levante, Betis, Tottenham (dwukrotnie), Girona, Atletico, Athletic, Fuenlabrada – właśnie tych drużyn nie potrafił pokonać Real Madryt. Zważywszy na to, że mamy dopiero początek grudnia, jest to katastrofalny wynik jak na klub z takimi sukcesami i aspiracjami. Florentino Perez, znany z wymieniania trenerów, kiedy mu się nie podoba, tym razem ma inne podejście. Zidane dalej ma jego pełne zaufanie, mimo że Real notuje najgorszy początek sezonu od… dziewięciu lat.
Podobno punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a ten w Madrycie wygląda coraz gorzej. Po początkowych ustaleniach, według których Real miałby wzmocnić się dopiero po sezonie – na spokojnie – nie ma już śladu. Według hiszpańskiej prasy Perez ustalił z Jose Sanchezem (dyrektorem generalnym), że już zimą postarają się o znaczące wzmocnienia składu. Pierwszym z nich ma być utalentowany bramkarz Athleticu – 23-letni Kepa Arrizabalaga. Po porównaniach do tego, jak „pewnie” radzi sobie Casilla, chyba nikogo to nie dziwi.
Une photo de Kiko Casilla jeune:#RMAMAL#RealMadridMalaga pic.twitter.com/PhgzktfThQ
— Thanos? (@Papii_Griizi) November 25, 2017
Większą zagadką są jednak zakusy na największą gwiazdę Interu Mediolan, czyli Mauro Icardiego. Pomysł – zważywszy na postawę Benzemy – świetny, ambitny, przemyślany i przyszłościowy, ale czy wykonalny? Śmiemy wątpić. Inter po najlepszym transferze ostatnich lat (zatrudnienie Spallettiego) lideruje w Serie A i trudno oczekiwać, by jakiekolwiek pieniądze skusiły możnych „Nerazzurrich” do oddania lidera klasyfikacji strzelców ligi, a zarazem swojego najlepszego zawodnika. Taki ruch wiązałby się z 90-procentową utratą szansy na mistrzostwo, wściekłością kibiców i samego Spallettiego. Na taki ruch „Królewscy” naprawdę musieliby rozbić bank, bo patrząc na obecny rynek, nawet 150 milionów mogłoby nie robić na nikim wrażenia… Jak się skończy wzmacnianie drużyny i czy pomoże w gonieniu czołówki ligi? Na odpowiedź musimy jeszcze poczekać.