W największych ligach do pierwszych meczów o stawkę coraz mniej czasu, ale wciąż jest go całkiem sporo jeśli chodzi o transfery. Inaczej sytuacja wygląda w Anglii, w której kupować można tylko do czwartku, do godziny 18:00. Jak można się spodziewać, na Wyspach trwa nerwówka, która chcąc nie chcąc dotyka całej Europy. Ostateczny deadline na końcu sierpnia, pierwszy – właśnie się zaczyna.
Podczas gdy Mourinho doszczętnie siwieje licząc na jakieś transfery, a Bilbao zaciera ręce na 80 milionów, jakie prawdopodobnie otrzyma za Kepę, Barcelona też ma spore nadzieje. Po zakontraktowaniu dużej liczby nowych zawodników, trzeba zrobić małą czystkę. Jednym z problemów jest zbyt duża liczba zawodników bez paszportu UE, drugim – zbyt szeroka kadra.
„Duma Katalonii” od lat ma problem ze sprzedażą niechcianych zawodników. Większość albo wypożycza w oczekiwaniu na upłynięcie kontraktu, albo oddaje za bezcen (o ile nie za darmo). Tego lata jest trochę inaczej, bo za rozsądną cenę sprzedano Digne’a, a po udanym mundialu być może za ~30 milionów odejdzie Yerry Mina, redukując tym samym przesyt zawodników bez wspomnianego paszportu.
Arturo Vidal doesn't have an European passport.
Marlon or Yerry Mina ?
— Barça Chief (UltraAutistic) (@Ultrademiks) August 2, 2018
Jest też jeden „wyjątkowy” zawodnik, którego czas w klubie minął, mimo wielu dawanych szans i wyrozumiałości. Mowa o Andre Gomesie – specyficznym przypadku, przy którym trzeba rozważać dwie strony – ludzką i zawodową. Początek w Barcelonie znosił dobrze, po pół roku zaczął odczuwać coraz większe ciężary. Perfekcjonista, rozmyślający nad każdym niepowodzeniem, dotknięty wszechobecną krytyką, szyderstwami, nierozumiejący tego, co się z nim dzieje. Na treningach świetny. Kapitalna technika, inteligencja boiskowa, wizja. Na boisku kompletna ciemność i splątane nogi. „Weź się w garść, chłopie!”, można by rzec. Sęk w tym, że depresja nie wybiera – jedni sobie radzą, inni wpadają w coraz większą otchłań. Pod tym względem Portugalczyka trzeba wspierać, dopingować i trzymać z całej siły kciuki, by wydostał się z tego syfu.
– Jestem perfekcjonistą. Wymagam od siebie naprawdę dużo, nieustannie rozmyślam, co poszło nie tak, przez co później cierpię. Nie mogę się pozbyć frustracji. Nie rozmawiam z nikim na ten temat, nie mam zamiaru sprawiać kłopotu. Czasem nie chcę wychodzić z domu, pokazywać się ludziom, bo po prostu się wstydzę – wyznał swego czasu Gomes.
Druga strona to zupełnie inna sytuacja. Od piłkarza wymaga się jak najlepszej gry, a w takim klubie jak Barcelona nie ma miejsca na przeciętność. Nie skreślono go od razu, pewnie między innymi z racji pieniędzy, jakie za niego wydano. Dostawał szanse na różnych pozycjach, nie przekonał do siebie jednak nigdy. Teraz, kiedy był na wylocie z klubu, doznał kontuzji, która wykluczy go na co najmniej miesiąc. Wydawało się więc, że balast (piłkarski, nie ludzki) pozostanie w klubie i kolejne miesiące przesiedzi na ławce. Być może będzie inaczej.
El Barça negocia con el West Ham por André Gomes pic.twitter.com/GskbSitatE
— Arthurismo (@Arthurismo_FCB) August 8, 2018
Okazuje się, że poza Miną, który niebawem ma trafić do Evertonu lub Manchesteru United, do Anglii może odejść również Gomes. Barcelona rozważa wypożyczenie zawodnika do West Ham United, który przed końcem okienka szuka jeszcze wzmocnień. Złośliwi uważają, że to zła opcja, bo kiedy inni się na Portugalczyku „poznają”, nie będą chcieli za niego płacić. Z jednej strony tak, jeśli faktycznie zapomniał jak się gra w piłkę. Z drugiej strony w tym momencie Barcelona nie dostałaby za niego więcej, niż ~20 milionów, więc to żadne ryzyko. Kto wie, być może Andre uwierzy w siebie i znów poczuje radość z tego, co robi, na czym zyska i on i Barcelona. Tego mu życzymy – zarówno od strony zawodowej, jak i ludzkiej.