Żyjemy w czasach, w których piłkarzom z roku na rok żyje się coraz lepiej. Duże pieniądze są do zgarnięcia nie tylko na najwyższym (albo chociaż akceptowalnym) europejskim poziomie, ale nawet w takiej Ekstraklasie, która finansowo jest bardzo korzystna m.in. dla zawodników z niższych lig hiszpańskich. Jak pokazuje życie, talentów tam nie brakuje. Okazuje się, że przyzwyczajenia są takie, że władze już nie wierzą w „grę dla idei”. Przekonał się o tym m.in. Isaac Cuenca.
Były zawodnik Barcelony, który swego czasu zapowiadał się na kawał solidnego zawodnika, przez ostatnie lata przechodził przez kiepski okres. Po Deportivo, Bursasporze i Granadzie padło na Hapoel Beer-Sheva, w którym jak w większości zespołów spędził zaledwie rok. Od 1 lipca był bez ważnego kontraktu, więc trenował w rodzinnym Reus, licząc na propozycje umów. Szybko okazało się, że o powrocie do La Liga Cuenca nie ma co marzyć, a przez chwilę myślał nawet o… propozycjach z Polski.
Był mega zdesperowany, bo słyszałem, że nawet oferty z Polski rozważał. Krótko, bo krótko, ale jednak.
— Dominik Piechota (@dominikpiechota) September 3, 2018
Ostatecznie w wyniku braku satysfakcjonujących ofert postanowił zostać w domu, w Reus, i szlifować formę na zapleczu hiszpańskiej elity. Sęk w tym, że klub miał problemy z limitem płacowym, więc kilku zawodników jeśli chciało grać, musiało zgodzić się na niskie wynagrodzenia – w przypadku Cuenki miało to być 77 tysięcy euro rocznie, czyli najniższa płaca w Segunda Division. Ponad sześć tysięcy euro miesięcznie nie brzmi dla nas źle, ale władze uznały, że żaden piłkarz na tym poziomie nie byłby w stanie zgodzić się na takie warunki. W piątek Reus zostało niemile zaskoczone, gdyż władze La Liga odmówiły zarejestrowania tych zawodników.
– Pomimo starań klubu, La Liga odmówiła rejestracji argumentując, że moje wynagrodzenie – niezależnie od tego, co uzgodniono z klubem – byłoby znacznie wyższe niż to, co ustalono w umowie. Przyjąłem te same warunki, co inni gracze – podsumował Cuenca dodając, że będzie kontynuował treningi w Hiszpanii.
Niesamowite, że ktoś naprawdę wstrzymał rejestrację z takiego powodu. Tak trudno uwierzyć, że ktoś chce po prostu poświęcić pół roku/rok na to, by się odbudować i pieniądze nie są dla niego wyznacznikiem? Tak – Cuenca był w jakiś sposób zdesperowany, więc chciał po prostu grać w piłkę w spokoju, w domu. Władze w takim wypadku, jeśli podejrzewały „lewe” wpływy, powinny po prostu się bardziej przyjrzeć kontom zawodnika i jego wydatkom. AFE, czyli związek piłkarzy, nie może uwierzyć w takie traktowanie i grozi strajkiem. Bardzo dobrze, gdyby takowy miał miejsce i wpłynął jakoś na decyzję, w innym razie zawodnikom przynajmniej do zimy pozostaną tylko treningi…