Parę tygodni temu nagle zdecydował o rozstaniu z Juventusem, dziś jest już selekcjonerem reprezentacji Włoch. Antonio Conte, bo o nim mowa, umowę z krajową federacją podpisał do 2016 roku, a więc ME we Francji. Gdzie pofrunie „Squadra Azzurra” z nim w kabinie pilota?
Naprawdę trudno przypuszczać, by ewentualna możliwość przejęcia schedy po Cesare Prandellim była jednym z głównych powodów decyzji Conte na temat zakończenia współpracy ze „Starą Damą”. Przyczyn mogło być kilka, ale wychowanek Lecce raczej myślał o pozostaniu w tej samej rzece, a więc trenerce na poziomie klubowym. Okazało się jednak, że to właśnie on wyrasta o trzy głowy ponad pozostałych kandydatów na selekcjonera kadry. Mancini to w końcu tykająca bomba zegarowa, a Zaccheroni to szkoleniowiec tyleż doświadczony, co niestety już raczej wypalony. Potrzebujemy wstrząśnięcia tą reprezentacją. Antonio Conte to prawdziwy przywódca i jest osobą, którą chciałem na fotelu selekcjonera. – tak decyzję o zatrudnieniu Conte komentował Carlo Tavecchio, nowo wybrany prezydent FIGC, odpowiednika polskiego PZPN. Swoją drogą jest to bardzo sprytne zachowanie tego ostatniego, który szybko odwrócił uwagę od okoliczności w jakich przed paroma dniami został nominowany do piastowania najważniejszej funkcji we włoskiej piłce. Jego wypowiedź, w której czarnoskórych piłkarzy z Afryki nazwał zjadaczami bananów nie przeszła bez echa na świecie, ale najwyraźniej nie zrobiła wrażenia na całym towarzystwie, które zarządza piłką na Półwyspie Apenińskim. Niedowierzający wszystkiemu obserwatorzy calcio z całego świata w szoku przyglądali się wyborom, w którym 71-latek, od wielu lat stojący na czele związku lig amatorskich, mający na koncie pięć wyroków sądowych za różnego rodzaju oszustwa podatkowe, z łatwością zdystansował Demetrio Albertiniego, będącego przedstawicielem świeżej krwi, której tak bardzo potrzebuje przecież futbol w Italii. Jedynie Juventus, Fiorentina, Sampdoria i Roma głosowały przeciwko większości. To jest jednak temat na dłuższą opowieść. Na razie zajmijmy się Conte i przyszłością reprezentacji pod jego wodzą.
Pierwsze reakcje po obwieszczeniu decyzji były jednomyślne: perfetto! Wszyscy są wciąż pod wrażeniem tego, co Conte zrobił w czasie swoich rządów w „Starej Damie”. Entuzjastami takiego wyboru są m.in. Arrigo Sacchi i Dino Zoff. Przypominają jednak, że należy pozwolić Conte na pełną swobodę we wszystkich sprawach związanych z prowadzeniem kadry. W tym momencie pojawia się malutka lampka ostrzegawcza związana z kontraktem nowego trenera. Otóż będzie on dostawał rocznie 4,1 miliona euro, ale aż 2,5 miliona z tej kwoty pokrywać będzie Puma. Oczywiście w zamian Conte zostanie twarzą tej firmy, a to z kolei rodzi pewne obawy o naciski w sprawie wyborów selekcjonera. Z Pumą związany jest m.in. Mario Balotelli. Umówmy się jednak – nie z Conte takie numery. Jeśli ktoś miałby mu wciskać jakiegoś piłkarza do wyjściowej jedenastki, on pierwszy z hukiem trzasnąłby drzwiami i podziękował za współpracę.
Co może dać Conte, a czego nie był w stanie Prandelli? Przede wszystkim potężnego kopa w d*** każdemu z piłkarzy, jakich będzie miał pod swoją pieczą. U niego nie będzie miejsca na spokojne dreptanie i odpuszczanie rywalowi nawet na centymetr. Pełne zaangażowanie i gra z zębem to znaki rozpoznawcze drużyn prowadzonych przez Antonio. Tego trochę zabrakło w Brazylii. Włosi grali zbyt spokojnie. Można było odnieść wrażenie, że liczyli na to, że mecze wygrają się same. Teraz na pewno będzie pod tym względem inaczej. Pasja Conte przy ławce trenerskiej powinna przełożyć się na postawę drużyny na boisku i poza nim. Oczywiście nie można spodziewać się cudów, bo problemów, które imają się włoskiej piłki jest cała masa, a z dnia na dzień nie przybędzie jej tuzina piłkarzy klasy światowej. Zespół Italii wciąż będzie na papierze odstawał od czasów swojej świetności, ale Conte jest na pewno osobą, która wyciśnie z niej ostatnie soki.
Łyżka dziegciu (a może nawet więcej) w beczce miodu to jednak brak doświadczenia byłego kapitana Juve na stanowisku trenera kadry. Wydaje się, że jego żywioł to codzienna praca na treningach, gdy zawodników ma do dyspozycji na co dzień, a nie tylko na kilka dni przed meczem. Budzi to oczywiście spore obawy, ale Conte to wspaniały motywator oraz prawdziwy maniak taktyczny. Mecze kadry będzie oglądał po kilkadziesiąt razy, by nie przeszedł mu obok nosa żaden cenny wniosek. Występy każdego ze swoich piłkarzy będzie rozkładał na czynniki pierwsze. Jednym zdaniem, będzie wiedział wszystko o wszystkim.
Debiut Conte przypadnie na towarzyskie spotkanie 4 września przeciwko Holandii na Stadio San Nicola w Bari, a więc w miejscu dla niego szczególnym. Bari to zespół, który swego czasu prowadził, a w niedalekiej okolicy znajduje się Lecce, w którym się wychował. Cele, jakie są przed nim stawiane pokrywają się z ewentualnymi bonusami zapisanymi w kontrakcie. Najważniejszy z nich to awans do finału czempionatu we Francji. Jak pokazało EURO 2012, nie jest to zadanie niewykonalne. Przyznam, że początkowo dość sceptycznie podchodziłem do kariery selekcjonerskiej Antonio, jednak Italii po prostu nie stać na to, by choćby nie spróbować jak wypali eksperyment pod nazwą „Conte w kadrze”.