Kariera piłkarza może być przewrotna. Raz jest się na szczycie, po chwili można być na dnie tylko po to, by znów przypomnieć o sobie w pozytywny sposób. Takich przykładów mieliśmy w ostatnich latach mnóstwo, a kolejnym jest Tiemoue Bakayoko.
Francuz był jedną z rewelacji młodego, mocnego i przebojowego AS Monaco. Tak jak większość kolegów z tamtej drużyny, zmienił kluby w poszukiwaniu dalszego rozwoju i wielkiej kariery. Trafił najgorzej jak mógł. W Chelsea nie odnalazł się zupełnie, stając się obiektem żartów, docinek, często nawet drwin. Pomocną, nieco naiwną dłoń wyciągnął wtedy Milan.
„Wielki Milan próbuje się odbudować, a znowu ściąga na wypożyczenia szrot” – opinie w takim stylu dominowały na samym początku pobytu Bakayoko w Mediolanie. Z czasem jednak zaufanie ze strony Gattuso zaczęło popłacać, 24-letni Francuz się odbudował i stanowi teraz o sile środka pola. Czy po odbudowaniu formy i nabraniu pewności siebie defensywny pomocnik będzie chciał pokazać ludziom, że się mylili i podbić Premier League? Nic z tych rzeczy.
Bakayoko zadomowił się w Mediolanie i wszystko wskazuje na to, że czuje się tam jak w domu. Już wielokrotnie sugerował, że chciałby pozostać w Milanie, ale teraz zrobił to w bardziej dosadny sposób: – Już pięć lat minęło, odkąd kibice Milanu po raz ostatni słyszeli hymn Ligi Mistrzów. Chcę być na San Siro, kiedy usłyszą go ponownie.
Nie trzeba psychologów, by wywnioskować, że Bakayoko mówi Chelsea „papa” i daje sygnał Milanowi, że nie chce się nigdzie ruszać w przyszłym sezonie. Wszystko zależy oczywiście od wspomnianej Ligi Mistrzów, ale „Rossoneri” po awansie na trzecie miejsce w Serie A są na najlepszej drodze, by do niej wrócić. Problemem może być także kwota 40 milionów, jakie trzeba by zapłacić londyńczykom. Tu jednak do transakcji wiązanej może być włączony Frank Kessie. Czy Bakayoko, podobnie jak Piątek, Paqueta, Romagnoli i Donnarumma, będzie kluczem w odbudowie „wielkiego Milanu”?