Coutinho, Dembele, przed rokiem Arthur i Vidal, teraz De Jong, Griezmann, w drodze prawdopodobnie Neymar… Barcelona w gonitwie po kolejną Ligę Mistrzów wydaje ogromne pieniądze i coraz mniej przypomina klub, którym stała się w ostatniej dekadzie. Wszystko to na własne życzenie.
Zarejestruj się z kodem GRAMGRUBO i graj BEZ PODATKU!
Jedenastka złożona z samych wychowanków? Kilka lat temu „Duma Katalonii” mogła się czymś takim pochwalić. Dziś z tamtego zespołu mamy tylko zawodników „30+”: Albę, Pique, Busuqetsa i Messiego. Następcy? Jedynie Sergiemu Roberto udało się występować regularnie i zostać ważnym elementem drużyny. Inne zostały po prostu kupione. Szkółka i młodzież odchodzą na dalszy plan.
Każdy wiedział, że niemożliwe jest wychowywanie co jedno/dwa pokolenia takich gwiazd, jakie wykreowały się na początku XXI wieku. Puyol, Xavi, Iniesta, Messi i wielu, wielu innych, było czymś niespotykanym. Było ewenementem, który Barcelona wykorzystała najlepiej jak mogła. Nie znaczy to jednak, że talenty przestały się już „tworzyć”. One dalej są, jednak nie mają szans na wykazanie się.
Ostatnim głośnym przypadkiem była utrata Takefusa Kubo. Japończyk w 2015 roku jako jeden z wielu musiał opuścić Barcelonę po aferze z nieprawidłowościami w transferach młodych zawodników, po którym Barcelonę ukarano zakazem transferowym. Od tamtej pory występował w rodzimym F.C. Tokyo, stopniowo wchodząc w świat dorosłej piłki.
Teraz, po ukończeniu 18 lat, Kubo w końcu mógł „legalnie” wrócić do Barcelony, która kształtowała go od 10. do 14. roku życia. Klub chciał go z powrotem, jednak młody napastnik w ostatniej chwili zmienił agenta, a wraz z tym swoje żądania. Barcelona nie chciała na nie przystać, co momentalnie wykorzystał Real Madryt i porozumiał się z piłkarzem. Kiedy „Blaugrana” się zorientowała i chciała wkroczyć ponownie, było już za późno.
Chytry dwa razy traci
1-1,5 miliona – tyle chciał zarabiać jeden z najbardziej utalentowanych zawodników U-20 na świecie i tyle wystarczyło, by Barcelona się wycofała. To byłaby inwestycja bez ryzyka. Nie dość, że świetny „baner reklamowy” na nienasycony japoński rynek, to dodatkowo kawał talentu, który nawet przy bardzo niesprzyjających wiatrach mógłby zostać sprzedany za kilka lat za min. pięć milionów. Barcelona wręcz nie mogła na tym stracić.
Decyzji nie rozumie jeden z trenerów La Masii, świetnie orientujący się w temacie Kubo i jego potencjału. „To jedna z najgorszych decyzji Barcelony w ostatnich latach” – stwierdził dość dosadnie. Jedynym pozytywem (trochę na siłę) może być to, że Jordi Mestre (wiceprezydent ds. sportowych) niedawno przestał pełnić swoją funkcję i odszedł z klubu.
A co u Takefusa Kubo? Po pierwszym miesiącu w nowym klubie są pod wrażeniem jego umiejętności i dużo wskazuje na to, że może dostać szansę w pierwszej drużynie dużo szybciej, niż zakładano. Japończyk „zakumplowuje” się już nawet z Edenem Hazardem. Wygląda na to, że Barcelona wychowała największemu rywalowi prawdziwą perełkę…
Wypożyczanie do innych klubów, sprzedaże za grosze, wypuszczanie za darmo – młodzi zawodnicy, którzy 10-20 lat temu marzyli o pierwszym składzie „Blaugrany”, teraz na pewnym etapie zdają sobie sprawę, że trzeba zmienić otoczenie. A Barcelona im to ułatwia. Ponad dekadę temu Guardiola nie bał się postawić na Pique, Busquetsa, czy Pedro. Dziś, kto wie, może „dusiliby się” w rezerwach, ostatecznie lądując w jakimś ligowym średniaku.
Riqui Puig, Marc Cucurella i kilku innych zawodników mogłoby już przecież łapać regularnie minuty w dorosłej drużynie. Zamiast tego klub sprowadza kolejnych zawodników na ich pozycję za wielkie pieniądze. Umiejętności i ogromny potencjał u podopiecznych Valverde może i są. Niestety coraz mniej tam tożsamości, która przed laty była jedną z głównych sił szatni.